Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Etos bractw studenckich jest w Polsce praktycznie nieznany, podczas gdy na Zachodzie przynależność do jednego z nich jest kwestią życia i śmierci towarzyskiej, a często nawet kariery zawodowej. Według wytworów kultury anglosaskiej więzi tworzące się w bractwach stanowią wypadkową tych rodzinnych i panujących wewnątrz sekty. Mercedesem wśród bractw jest oksfordzki Bullingdon Club, na potrzeby "Klubu dla wybrańców" przemianowany na The Riot Club. Jego alumni od zawsze pełnili kluczowe role w światowej polityce i biznesie – szeregi organizacji zasilali członkowie rodzin królewskich, przyszli prezydenci i premierzy.



"The Riot Club", filmowa adaptacja sztuki "posh" autorstwa Laury Wade, rzuca dość obszerny cień na nobliwą instytucję. Fabuła obrazu koncentruje się na postaciach Milo (Max Irons, syn Jeremy'ego) i Alistaira (Sam Claflin), pierwszoroczniaków starających się za wszelką cenę dostać w szeregi Klubu. W miarę wnikania panów w struktury bractwa odkrywane są coraz mroczniejsze sekrety stowarzyszenia, które wystawiają na próbę determinację i światopogląd "świeżaków

aktorskie odtwórców dwóch głównych ról. Reszta Klubu nie przejawia żadnych cech indywidualnych. Myślą, mówią i wyglądają tak samo, wciągając do swojego świata klonów nowych rekrutów. Oglądanie filmu powoduje narastającą frustrację i niechęć skierowaną w stronę członków Klubu. Negatywne uczucia i brak możliwości identyfikowania się z bohaterami połączone są z fascynacją towarzyszącą zaglądaniu przez dziurkę od klucza w najobrzydliwsze i wyuzdane zabawy rozpuszczonej młodzieży. Wiwisekcję patologii na bogato psuje sztampowy i na siłę wrzucony do filmu wątek miłosny – mezalians Milo z dziewczyną z niższych ekonomicznych sfer, generujący rzecz jasna możliwość wrzucenia w bohatera wewnętrznych rozterek – zatracić się w Klubowych bachanaliach czy jednak pozostać dobrym chłopakiem, którym gdzieś w środku dalej się czuje?

Podczas seansu nie da się zapomnieć o teatralnym rodowodzie "Klubu dla wybrańców", co najdobitniej widać w kulminacyjnej, bardzo długiej scenie klubowej kolacji we wnętrzach restauracji. Koniec końców nie do końca wiadomo jednak, po co film ten powstał. Możliwe są dwie drogi, którymi reżyser chciał podążyć - rzucenie innego, ciemniejszego światła na przeszłość ważnych i możnych tego świata lub też opowiedzenie prostej, obyczajowej historyjki o człowieku stojącym w nieszczególnie szerokim moralnym rozkroku. Niezależnie od tego, którym tropem w czytaniu filmu podąży widz, żadna z nich nie jest zrealizowana na ponadprzeciętnym poziomie, bo nie nazwie się odkrywczym obnażenia faktu, że zepsuci dorośli byli w przeszłości zepsutymi nastolatkami, ani tego, że w wieku lat około dwudziestu człowiek musi podjąć kilka istotnych życiowych decyzji.

Moja ocena:
5
kulturwa.pl
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje