Recenzja filmu
Z Archiwum Q
Fani kryminałów wiedzą, że najlepsze historie w tym gatunku powstają w Skandynawii. Sądząc po dorobku twórców z Północy, mroźne i krótkie dni sprzyjają snuciu mrocznych opowieści o psychopatach znęcających się w wymyślny sposób nad więzionymi pod podłogą blondynkami. Smakosze podobnych klimatów na "Kobiecie w klatce" się nie zawiodą.
Główny bohater filmu Mikkela Norgaarda to pokiereszowany przez życie detektyw Carl Mørck (Nikolaj Lie Kaas). Mężczyzna zmaga się właśnie z traumą i poczuciem winy po nieudanej akcji, w której ucierpieli jego najbliżsi współpracownicy. Przełożony Mørcka, widząc, że ten nie jest gotowy, by wrócić do swoich dawnych obowiązków, przydziela go do nowego Departamentu Q do spraw nierozwiązanych. Zadaniem Carla jest zamykanie niewyjaśnionych do tej pory przestępstw i zbrodni. Niepokorny detektyw nie zamierza jednak wypełniać swoich nudnych obowiązków i wbrew ostrzeżeniom szefa daje się porwać dochodzeniu w sprawie porwania przed laty pewnej parlamentarzystki. We wszystkim pomaga mu pozytywnie nastawiony do życia Assad (Fares Fares).
Trzeba przyznać, że nie wszystko w fabule "Kobiety w klatce" się klei; są w niej też sceny mocno naciągane, a niektóre rozbrajają wręcz swoją kiczowatością. (Oględnie mówiąc, film Norgaarda przypomina w wielu punktach produkcję skrojoną raczej na potrzeby telewizji.) Warsztatowe braki twórców nie wybijają jednak z rytmu emocjonującej narracji. Nie dość, że wraz z bohaterami odkrywamy po kolei karty tajemniczej sprawy tytułowej "Kobiety", to jeszcze w napięciu kibicujemy działającemu od pewnego momentu poza prawem detektywowi. Jego niekonwencjonalne metody pracy i całkowita bezkompromisowość sprawiają, że mimowolnie zaczyna się go darzyć sympatią. Najlepszą postacią w filmie jest jednak Assad Faresa Faresa. Aktor o pokaźnym dorobku zawodowym, chociaż wciąż niezbyt znany szerokiej publiczności, bije na głowę całą obsadę "Kobiety w klatce". Oprócz walorów estetycznych jego postać wprowadza do filmu lekkość i humor, które łagodzą momentami ciężki klimat i rekompensują fabularne niedostatki. Z przyjemnością będę wypatrywała jego kolejnych ról.
Osoby, które przymkną oko na fabularne potknięcia autorów filmu, dostaną w zamian mroczny, typowo skandynawski klimat, wciągającą zagadkę tytułowej "Kobiety w klatce" i świetnego Faresa Faresa. To wystarczy, by uznać dzieło Mikkela Norgaarda za satysfakcjonujący seans.
Główny bohater filmu Mikkela Norgaarda to pokiereszowany przez życie detektyw Carl Mørck (Nikolaj Lie Kaas). Mężczyzna zmaga się właśnie z traumą i poczuciem winy po nieudanej akcji, w której ucierpieli jego najbliżsi współpracownicy. Przełożony Mørcka, widząc, że ten nie jest gotowy, by wrócić do swoich dawnych obowiązków, przydziela go do nowego Departamentu Q do spraw nierozwiązanych. Zadaniem Carla jest zamykanie niewyjaśnionych do tej pory przestępstw i zbrodni. Niepokorny detektyw nie zamierza jednak wypełniać swoich nudnych obowiązków i wbrew ostrzeżeniom szefa daje się porwać dochodzeniu w sprawie porwania przed laty pewnej parlamentarzystki. We wszystkim pomaga mu pozytywnie nastawiony do życia Assad (Fares Fares).
Trzeba przyznać, że nie wszystko w fabule "Kobiety w klatce" się klei; są w niej też sceny mocno naciągane, a niektóre rozbrajają wręcz swoją kiczowatością. (Oględnie mówiąc, film Norgaarda przypomina w wielu punktach produkcję skrojoną raczej na potrzeby telewizji.) Warsztatowe braki twórców nie wybijają jednak z rytmu emocjonującej narracji. Nie dość, że wraz z bohaterami odkrywamy po kolei karty tajemniczej sprawy tytułowej "Kobiety", to jeszcze w napięciu kibicujemy działającemu od pewnego momentu poza prawem detektywowi. Jego niekonwencjonalne metody pracy i całkowita bezkompromisowość sprawiają, że mimowolnie zaczyna się go darzyć sympatią. Najlepszą postacią w filmie jest jednak Assad Faresa Faresa. Aktor o pokaźnym dorobku zawodowym, chociaż wciąż niezbyt znany szerokiej publiczności, bije na głowę całą obsadę "Kobiety w klatce". Oprócz walorów estetycznych jego postać wprowadza do filmu lekkość i humor, które łagodzą momentami ciężki klimat i rekompensują fabularne niedostatki. Z przyjemnością będę wypatrywała jego kolejnych ról.
Osoby, które przymkną oko na fabularne potknięcia autorów filmu, dostaną w zamian mroczny, typowo skandynawski klimat, wciągającą zagadkę tytułowej "Kobiety w klatce" i świetnego Faresa Faresa. To wystarczy, by uznać dzieło Mikkela Norgaarda za satysfakcjonujący seans.
Moja ocena:
7
Udostępnij: