Recenzja filmu
Małe prawdy
Wszystkie pięć bardzo różnych narracji zawartych w tym nowelkowym filmie łączy tytułowy region Karsu – położony na dalekim wschodzie Turcji, niedaleko granicy z Armenią. Razem krótkie opowiadania, nakręcone przez młodych reżyserów (niektórzy z nich to debiutanci) tworzą niejednoznaczny, odmalowany z czułością portret Turków zamieszkujących odległą krainę. Jednak inaczej niż u Nuriego Bilge'a Ceylana w "Klimatach" czy Orhana Pamuka w "Śniegu", Kars nie służy tu do skontrastowania tradycyjnej, żyjącej przeszłością prowincji z nowoczesnymi metropoliami – Stambułem i Ankarą; nie jawi się jako rozległa, pustawa przestrzeń odseparowana śniegiem od reszty świata. Na próżno szukalibyśmy w filmie szokujących praktyk (jak honorowe morderstwa, popularny motyw tureckich filmów) i oczywistej egzotyki. W "Opowieściach..." Kars to dość zwyczajne miejsce, gdzie niektórzy ludzie żyją biednie, inni bogato, zajmują się swoimi codziennymi drobnymi sprawami, wspominają to, co minęło i planują jutro.
Czy coś prócz miejsca akcji spaja poszczególne opowieści? Klucz nie jest na szczęście zbyt nachalnie podany, możemy nawet obyć się bez niego i z równą satysfakcją oglądać pojedyncze filmy. Prócz pierwszej najkrótszej i najbardziej błahej historii pod tytułem "Moto Gizzo" w każdej nowelce w jakiś sposób pojawia się śmierć, cienie z przeszłości. "Popioły" przedstawiają dziewczynę, która przybyła do rodzinnego domu na pogrzeb matki. Noc przed uroczystością wspomina wydarzenia z dzieciństwa: opiekuńczą, lecz restrykcyjną rodzicielkę każącą dziewczynkę za zerwanie jabłek na cmentarzu i tłumiącą rodzącą się w niej seksualność. W "Otwartej ranie" chłopak z miasta uczestniczy w pogrzebie babki – dopiero po pewnym czasie dowiadujemy się, jakie tajemnice skrywał przed nim ich własny ojciec. "Zilo" natomiast koncentruje się na wybrykach niefrasobliwej dziewczynki, ale i tu pojawia się tanatos – Zilo niechcący ukatrupia kurczaczka i tak po raz pierwszy w jej życiu, na krótką chwilę, ukazuje się jej druga strona życia.
W formie dominuje wschodni minimalizm – niespieszny montaż, ładne, dopracowane kadry. Tylko "Zilo" zbliża się do stylu zerowego. Ale najbardziej wyróżnia się od reszty ostatni, najciekawszy filmik – "Mała prawda". To utrzymana częściowo w slapstickowym stylu, opowiedziana z offu historia dziadka narratora. Dziadek, bogaty rolnik żył w latach 40. XX wieku w Karsie, rano tańczył z żoną tango, a ubrania sprowadzał z Paryża. Mała prawda, zaserwowana na końcu, wywołuje uśmiech, ale nie bez ukłucia melancholii. Powstał film uroczy i nostalgiczny, choć opowiadający o błahym wydarzeniu, specyficznym klimatem przypomina trochę filmy Otara Iosselianiego. "Mała prawda", choć w odmienionej formie, najbardziej udanie ze wszystkich "Opowieści" kultywuje najlepsze tradycje kina Wschodu.
Czy coś prócz miejsca akcji spaja poszczególne opowieści? Klucz nie jest na szczęście zbyt nachalnie podany, możemy nawet obyć się bez niego i z równą satysfakcją oglądać pojedyncze filmy. Prócz pierwszej najkrótszej i najbardziej błahej historii pod tytułem "Moto Gizzo" w każdej nowelce w jakiś sposób pojawia się śmierć, cienie z przeszłości. "Popioły" przedstawiają dziewczynę, która przybyła do rodzinnego domu na pogrzeb matki. Noc przed uroczystością wspomina wydarzenia z dzieciństwa: opiekuńczą, lecz restrykcyjną rodzicielkę każącą dziewczynkę za zerwanie jabłek na cmentarzu i tłumiącą rodzącą się w niej seksualność. W "Otwartej ranie" chłopak z miasta uczestniczy w pogrzebie babki – dopiero po pewnym czasie dowiadujemy się, jakie tajemnice skrywał przed nim ich własny ojciec. "Zilo" natomiast koncentruje się na wybrykach niefrasobliwej dziewczynki, ale i tu pojawia się tanatos – Zilo niechcący ukatrupia kurczaczka i tak po raz pierwszy w jej życiu, na krótką chwilę, ukazuje się jej druga strona życia.
W formie dominuje wschodni minimalizm – niespieszny montaż, ładne, dopracowane kadry. Tylko "Zilo" zbliża się do stylu zerowego. Ale najbardziej wyróżnia się od reszty ostatni, najciekawszy filmik – "Mała prawda". To utrzymana częściowo w slapstickowym stylu, opowiedziana z offu historia dziadka narratora. Dziadek, bogaty rolnik żył w latach 40. XX wieku w Karsie, rano tańczył z żoną tango, a ubrania sprowadzał z Paryża. Mała prawda, zaserwowana na końcu, wywołuje uśmiech, ale nie bez ukłucia melancholii. Powstał film uroczy i nostalgiczny, choć opowiadający o błahym wydarzeniu, specyficznym klimatem przypomina trochę filmy Otara Iosselianiego. "Mała prawda", choć w odmienionej formie, najbardziej udanie ze wszystkich "Opowieści" kultywuje najlepsze tradycje kina Wschodu.
Udostępnij: