Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Strugi konsekwencji

Gus Van Sant znów eksperymentuje. Tym razem postanowił zmierzyć się z odwiecznym problemem książkowych adaptacji: jak uchwycić ducha literackiego pierwowzoru. Wynikiem eksperymentu jest "Paranoid Park", film dziwny, niejednoznaczny, gdzie istotniejsze są uczucia wywoływane przez obrazy i dźwięki, niż sama fabuła.

Dzieło Van Santa jest adaptacją powieści Blake'a Nelsona, również zatytułowanej "Paranoid Park". Książka ma formę pamiętnika spisanego przez nastolatka Alexa w wyniku pewnego zdarzenia, które mocnym piętnem odbiło się na jego psychice. Napisany jest w formie chaotycznej, bez zachowania chronologii zdarzeń, z ciągłym cofaniem się w czasie, powtarzaniem się, wybieganiem w przód. Podobnie rzecz ma się i z filmem Van Santa. Reżyser perfekcyjnie oddaje narrację Nelsona poprzez rozbicie obrazów, zmiksowanie poszczególnych elementów układanki, które stopniowo są ujawniane, czyniąc z widza aktywnego uczestnika filmowych zdarzeń.

Z drugiej strony z pozoru nieistotne kadry i całe ujęcia, przypadkowa zdawałoby się muzyka i montażowy "chaos" budują niezwykle intensywną atmosferę, dzięki której widz wkracza w sam środek świata głównego bohatera. Doświadczamy jeszcze nie w pełni ukształtowanej psychiki nastolatka, która już została poddana silnej presji nie do końca przypadkowych zdarzeń. Poznajemy konsekwencje zanim ujawniony zostaje czyn je wywołujący. "Paranoid Park" zdaje się składać z kilku strumieni świadomości to nakładających się na siebie, to znów rozdzielających w niekończącej się ekspresji subiektywnych doznań.



Van Sant ma fenomenalne wprost wyczucie faktury filmowej materii. Idealnie manipuluje kadrami, nie boi się eksperymentować z dźwiękami i montażem, w którym zaskakuje widzów tworząc całkiem nową jakość. Wszystko podporządkowane zostało nadrzędnej idei, którą nie jest opowiedzenie historii, a chęć sfilmowania doświadczenia zarówno czytelnika słowa pisanego, jak i bohatera powieści. I w dużej mierze "Paranoid Park" należy uznać za eksperyment udany.

Jednak... Dla tych, którzy znają wcześniejsze dzieła Gusa Van Santa, "Paranoid Park" będzie zapewne pewnym rozczarowaniem. Mnie przynajmniej trudno było oprzeć się wrażeniu, że tym razem reżyserowi zabrakło samodyscypliny. Momentami jest wręcz genialny, kiedy obrazy łączy z zaskakującymi dźwiękami. Chwilami idzie jednak na łatwiznę, jak choćby w scenie przy torach kolejowych, gdzie operowa muzyka była oczywista, sama się narzucała i dlatego też nie powinna się była w tym momencie znaleźć. Są też takie ujęcia, które choć same w sobie piękne, służą raczej egzaltacji reżysera nie zaś dobru projektu.

"Paranoid Park" to z całą pewnością nie "Gerry" czy "Słoń". Warto jednak z filmem się zapoznać, by przekonać się na własnej skórze, że adaptacje książek nie muszą być robione 'na jedno kopyto'. To kino zdecydowanie z wyższej półki, acz z kilkoma drobnymi skazami.

Moja ocena:
6
Marcin Pietrzyk
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje