Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Czy można do kogoś należeć, zanim się go pozna?

Film "Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek" powstał na podstawie książki pod tym samym tytułem autorstwa Annie Barrows oraz Mary Ann Shaffer. Jest to powieść epistolarna, więc jej ekranizacja zapewne stanowiła wyzwanie dla scenarzysty. Zwłaszcza że powieść zyskała wielu fanów, z niecierpliwością oczekujących jej ekranizacji. Książka jest przykładem literatury kobiecej, w którym to fabuła zawiera również poważniejsze wątki. Dlatego, umiejętnie wprowadzana retrospekcja zdarzeń przedstawia  również okrucieństwa drugiej wojny światowej, dramaty ludzkie, okupację niemiecką na wyspie Guernsey i wreszcie głód, doskwierający wszystkim mieszkańcom wyspy. Potrzeba towarzystwa w tych ponurych czasach, w tym ukrywane przed okupantami prosię, są głównym powodem powstania klubu czytelniczego, czyli tytułowego "Stowarzyszenia...". 


Główna bohaterka to Juliet Ashton (śliczna Lily James), londyńska pisarka. Poznajemy ją w momencie, gdy promuje swoją najnowszą książkę, zabawny zbiór esejów wydany jednak pod pseudonimem. Odczyty i spotkania z czytelnikami nie sprawiają Juliet szczególnej radości. Bohaterka robi to raczej niechętnie. I chociaż jej wydawca nalega na następną powieść, póki co, Juliet nie ma na kolejną książkę pomysłu. Oczywiście, do czasu. Dziewczyna ma praktycznie wszystko, czego młoda kobieta mogłaby pragnąć – zwłaszcza w ciężkim okresie powojennym w Wielkiej Brytanii. Bohaterka realizuje się literacko, całkiem dobrze zarabia oraz spotyka z przystojnym i majętnym oficerem Amerykaninem Markiem Reynoldsem (w tej, trochę pyszałkowatej, roli Glen Powell). I wtedy właśnie, nieoczekiwanie, otrzymuje ona list od mieszkańca wyspy Guernsey – Dawsey’a Adams (tu ujmujący Michiel Huisman), który wszedł w posiadanie zbioru esejów autorstwa pisarza Charles'a Lamba, książki niegdyś należącej do Juliet i zawierającej jej adres pocztowy. Tak rozpoczyna się wymiana korespondencji między Juliet a Dawsey’em. Wkrótce Juliet, zaintrygowana historią powstania lokalnego klubu czytelniczego, sama decyduje się wybrać na wyspę Guernsey. Jak łatwo się domyślić, podróż na wyspę i poznani tam ludzie na zawsze zmienią jej życie. 




Juliet poznaje historię stowarzyszenia czytelników, a to są losy Dawseya, Amelii, Isoli, Ebena oraz wreszcie – scalającej całe to towarzystwo – Elizabeth McKenna (Jessica Brown Findlay). Jednak Elizabeth nie przebywa na wyspie, co coraz bardziej niepokoi Juliet. Zwłaszcza, że członkowie stowarzyszenia bardzo niewiele i niechętnie mówią o okolicznościach jej zniknięcia. Wiadomo jednak, że ta młoda i odważna kobieta, o wielkim sercu, była czynnikiem sprawczym powstania stowarzyszenia. To ona połączyła kilkoro ledwie znających się ludzi, a potem w obliczu zagrożenia powołała do życia klub czytelniczy. Juliet zafascynowana osobą  Elizabeth, dostrzega coraz większy potencjał historii o poznanych mieszkańcach wyspy. Juliet pragnie o nich pisać i o okolicznościach, w których połączyły ich książki oraz żywe literackie dyskusje. Jednak jej pomysł nie spotyka się z ogólnym przyjęciem i aprobatą członków klubu. Juliet drąży więc temat. Zaczyna szperać w archiwach z okresu okupacji na wyspie. Wypytuje i docieka wydarzeń, które miały wtedy miejsce. A wszystko po to, by wreszcie zrozumieć, dlaczego niektórzy członkowie towarzystwa nie chcą dzielić się swoimi wojennymi doświadczeniami.


Juliet szybko zdaje sobie sprawę, że członkowie stowarzyszenia są dla niej kimś więcej niż wyłącznie tematem do artykułu czy kolejnej książki. Film o stowarzyszeniu z wyspy Guernsey to opowieść o lojalności i przyjaźni łączących ludzi w czasach okupacji niemieckiej. Warto docenić wspaniałą grę aktorską, bo zarówno role główne, jak i te z drugiego planu zostały dobrane rewelacyjnie. Film ten ukazuje, jak nieznajomi ludzie swoją dobrocią, serdecznością i uczciwością zyskują sympatię głównej bohaterki. W pewnym momencie Juliet zadaje sobie pytanie, czy można do kogoś należeć, zanim się go pozna? Obejrzawszy ten film – jednocześnie tak uroczy i tak przejmujący – niejeden widz uzna zapewne, że absolutnie, oczywiście i nieodwołalnie: tak, można!

Moja ocena:
8
"A film is - or should be - more like music than like fiction. It should be a progression of moods and feelings. The theme, what’s behind the emotion, the meaning, all that comes later." - Stanley... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje