"Szczęki 2" są drugim filmem z serii o rekinie-ludojadzie. Światowy sukces pierwszej części, w reżyserii Stevena Spielberga sprawił, że druga część już miała zapewnioną dużą widownię. Jednak wraz z tym duże były również oczekiwania wobec filmu. Obawy, że nie dorówna poprzednikowi były spore i w pełni uzasadnione, gdyż "Szczęki" to ponadczasowe arcydzieło. Części tej nie reżyserował już Steven Spielberg, lecz Jeannot Szwarc. Jego film nie dorównał poprzednikowi, mimo wszystko okazał się solidną kontynuacją.

Minęły 4 lata od wydarzeń z części pierwszej, kiedy  to gigantyczny rekin terroryzował plażę w miasteczku Amity. Został jednak pokonany przez szefa tamtejszej policji, Martina Brody'ego. Życie na plaży od tego czasu upływało w spokoju. Ale wkrótce dochodzi do tragicznych wydarzeń. Gdy zaczynają ginąć ludzie, podejrzenia ponownie padają na rekina. Brody zwraca się z prośbą o zamknięcie plaży, ale władze miasta protestują, ponieważ wiąże się to z dużą stratą pieniędzy. Szef policji robi wszystko, co w jego mocy, by jak najszybciej pokonać rekina. Na ten czas zakazuje swoim synom zbliżać się do plaży. Jednak gdy jego dzieci bagatelizują zakaz i wypływają żaglówkami, Brody postanawia ponownie zmierzyć się z gigantycznym ludożercą.



Filmu Szwarca, mimo olbrzymich oczekiwań, ogląda się dobrze. Scenariusz i reżyseria stoją na wysokim poziomie. Podobnie jak "Szczęki" trzyma w napięciu, które potęguje genialna muzyka Johna Williamsa. Do tego dochodzi również bardzo dobry klimat. Dzięki temu film nie dłuży się i ogląda się go z zapartym tchem.

Inną zaletą jest główna postać. W kultowego już Martina Brody'ego ponownie wcielił się świetny Roy Scheider. Brakuje Hoopera i Quinta z poprzedniej części.

Czymś, co może zgubić ten film, są zbyt duże oczekiwania widzów. Choć fani dostali porządny obraz, wielu z nich może czuć lekki niedosyt. Jednakże patrząc na kolejne części serii, powinni być wdzięczni Szwarcowi za stworzenie filmu na takim poziomie. To ostatnia części serii o rekinie, którą warto zobaczyć. Polecam.