Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Małe księżniczki bywają okropne

Z wielką nieufnością podchodziłam do zachwytów nad komedią Ryszarda Zatorskiego "Tylko mnie kochaj!", jak zresztą podchodzę do wszystkich polskich (!) komedyjek romantycznych, ew. polskich komedyjek sensacyjnych, których tyle "naprodukowaliśmy" w ciągu kilku ostatnich lat. Muszę przyznać, że moje przewidywania sprawdziły się w 100 % - kiczowaty obraz z "gwiazdami polskiego ekranu" był tak nudny, że miałam ochotę odejść od ekranu i nie obejrzeć go nawet do końca - i tak można się było domyślić, co się wydarzy...

Akcja od początku do końca jest nudna i całkowicie przewidywalna - młody architekt Michał wiedzie niezwykle uporządkowane życie, pozbawione jakichkolwiek wstrząsów, gdy pewnego dnia do jego drzwi puka kilkuletnia dziewczyneczka - Michalina, która twierdzi, że jest on jej ojcem. Jak łatwo się domyślić, pan Michał rozpoczyna intensywne poszukiwania matki dziewczynki, cały czas próbując sobie przypomnieć, kim ona jest, a jednocześnie bardzo przywiązuje się do swojej małej lokatorki i po tygodniu nie wyobraża już sobie bez niej życia.

Ogólnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że film jest identyczny jak wszystkie inne z tego gatunku - banalna, niepowiązana w jedną logiczną całość fabuła, przewidywalna od początku do końca. Niezwykle "inteligentne" dialogi, które momentami aż powalają na kolana (z rozpaczy... że istnieją ludzie, którzy mogli coś takiego wymyślić), no i nasze wielkie "gwiazdy" - Maciej Zakościelny - świetny przykład pseudogwiazdora, który karierę zrobił dzięki ładnemu uśmiechowi, bo talentu w nim za grosz. Nie sposób tu nie wspomnieć o małej Julce Wróblewskiej, która rolą Michaliny zrobiła po prostu furorę - zupełnie nie rozumiem, dlaczego... kreowana na polską Shirley Temple, mnie po prostu zirytowała - nie ma w sobie żadnej naturalności, właściwej takim małym dzieciom, jest sztywna, pretensjonalna, słodka aż do obrzydliwości. Nie wspomnę już nawet o fakcie, że do filmów wybiera się zazwyczaj dzieciaczki z minimalnym przynajmniej talentem aktorskim, ale widocznie nie w tym przypadku... Sytuację ratuje troszeczkę Agnieszka Dygant, która w sumie nie była taka zła, a na tle innych wypadła najbardziej przekonująco i jest chyba jedną z niewielu osób, która na planie ma pojęcie o aktorstwie.



W sumie jedynym atutem filmu jest wpadająca w ucho muzyka - też co prawda nie wyróżnia się ona niczym specjalnym - ot, "wpada" i po chwili "wypada", ginąc w mrokach niepamięci z powodu nawału dźwięków, które codziennie docierają do nas ze szklanego ekranu.

Widzowie zachwycają się faktem, że Ryszard Zatorski stworzył na ekranie inny, lepszy, bajkowy świat i umiejscowił go w Polsce. Temu właśnie przypisuję sukces filmu - dzięki niemu ludzie mogą uwierzyć, że ich również mogą spotkać podobnie piękne przygody, a wszystko ułoży się jak w bajce. Wystarczy przecież popatrzeć na ekran - takie rzeczy dzieją się w naszej stolicy, prawda?

Podsumowując: komedia banalna, ale chyba zrobiona na miarę naszej polskiej kinematografii i odpowiada widzom, którzy w komedii Ryszarda Zatorskiego dopatrzyli się czegoś ciekawego i teraz zachwycają się faktem, że film znów zapoczątkował u nas erę dobrych komedii, które może obejrzeć nastolatek, jak i jego rodzic. Jeśli chodzi o mnie - ja w tym filmie nie dopatrzyłam się absolutnie nic i drugi raz nie zdecydowałabym się na obejrzenie choćby fragmentu.

6
bzzzzzzzzt. Już raczej unikam.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje