Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Polski slasher jak chiński smartfon

"W lesie dziś nie zaśnie nikt" jest jak średnia podróbka iPhone'a. Pytanie tylko czemu w roku 2020 ktoś robi podróbkę iPhone'a 4? Ambicja zrobienia polskiego horroru zasługuje na uznanie. Ambicja zrobienia polskiego slashera - Oh! Habemus papam! Tak rzadko komuś udaje się prześlizgnąć pomiędzy słupkami granicznymi PISF-owych dotacji a asekuracyjną postawą producentów, którzy boją się ryzyka. I za to należą się Bartoszowi M. Kowalskiemu oklaski. 

Ale krótkie. Bo potem trzeba obejrzeć film. Do oglądania siadałem z nadzieją. Ta podobno umiera ostatnia. Tym razem była jednak pierwszym trupem - zginęła nawet przed rozpłatanym jeleniem. Szybko zobaczyłem, że nie oglądam bowiem pierwszego polskiego slashera. Jedynie pierwszy slasher, w którym rozmawiają po polsku... Pomyślałem, że dużo taniej byłoby zrobić dubbing do pierwszego lepszego filmu tego nurtu z USA i remastering z VHS na 4K. Koniecznie z lat 90., bo film Kowalskiego spóźniony jest o przynajmniej 20 lat.

Można wybaczyć reżyserowi, że kopiuje amerykańskie klisze, nazywając ten slasher odą do swojej młodości, spełnionym marzeniem fana gatunku. Ale nie można wybaczyć jednego: że wszystkie te klisze kopiuje bezrefleksyjnie, nie dodając nic nowego. I nie chodzi tylko o to, że sam gatunek poszedł o mile świetlne do przodu, od punktu, w którym zatrzymał go w swojej pamięci Kowalski

To, że reżyser nie ma ambicji jakiejkolwiek redefinicji gatunku, jest zupełnie niezrozumiałe i wydaje się zmarnowaną szansą. Szansą na dołożenie polskiej cegiełki do długiej ewolucji horroru, który wybitni twórcy wciąż starają się interpretować na nowo (np. "Uciekaj!, "Hereditary" czy "Lighthouse"). 



Za największy grzech uważam fakt, iż autor nie przefiltrował podjętego gatunku przez Nas - bez względu jak to rozumiemy. Do wyboru: przez polski temperament, polski kontekst... przez cokolwiek co uczyniłoby ten film Naszym - wyjątkowym i możliwym do zrobienia tylko tu i teraz. 

To grzech pierworodny - grzech, który sprawia, że bledną wszystkie inne elementy filmu; nastrojowe zdjęcia, dobra gra aktorów, niezła jak na polskie warunki charakteryzacja... Wysiłek tylu osób zaprzepaszczony już na starcie.

Bo nie prawdą jest, że film Kowalskiego to pierwszy polski slasher. W Polsce od lat powstają produkcje w tym gatunku; na obozach filmowych dla młodzieży, kółkach zainteresowań w gimnazjach, na podwórkach - komórkami... Tylko scenariusze są tam często lepsze. Bo młodzi, odbijając się od dzieł kultury, odruchowo filtrują je przez swoją wrażliwość, temperament i lepiej lub gorzej reinterpretują ten zgrany już horrorowy schemat. Zawstydzające jest że nie robi tego autor, który ma za sobą pełnometrażowy debiut fabularny i bardzo dobry dokument. 

Poza zmarnowaną szansą jest w tej historii coś równie smutnego. To dobre oceny wielu krytyków. Oceny, które (jak nieczęsto w wypadku gatunkowego kina) są wyższe od ocen widzów. Co w tym smutnego? Bo mówi to jedno: jak protekcjonalnie część krytyków traktuje ten (i nie tylko ten) gatunek. Jak nie chcą przyłożyć do niego profesjonalnych narzędzi oceny, których używają na co dzień. To brak szacunku do tego gatunku. Nie mniejszy niż sam film Kowalskiego.

We "W lesie dziś nie zaśnie nikt" nie było polskiego nic poza językiem. Wciąż więc nie mamy pierwszego polskiego slashera. I wciąż czekamy. 
Ale jeśli film Kowalskiego przeciera dla niego szlaki, to może to jego jedyna, ale ważna zaleta.


Moja ocena:
2
Ten moment kiedy kolejny raz czytasz recenzję uznanego krytyka i myślisz WTF... Chyba byłem na innym filmie. I wtedy zakładasz konto na filmwebie ; ] I tweeterze: https://twitter.com/TenOdFilmu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje