Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Więźniowie labiryntu

Młodzi i piękni jadą na wycieczkę. Raczej drogą do zatracenia niż autostradą do raju. On (Piotr Stramowski) jest ambitnym aktorem, którego paparazzi wypatrzyli na kawie i czułych słówkach z koleżanką z planu. Ona (Katarzyna Warnke) jest producentką jego filmów, która właśnie powiedziała "stop" i zaczęła rozliczać męża ze zdrad i podejrzanych znajomości. Jest jeszcze ten trzeci, autostopowicz, zabrany po drodze Żyd - trajkoczący jak najęty, z paczuszką halucynogennego specyfiku w torbie (Tamir Halperin). Kiedy otworzy paczuszkę, skończy się podróż, a zacznie ostry trip.


Rejony trochę znajome: mamy w końcu przepracowywanie kryzysu, a Obcy staje się kołem zamachowym zmian w życiu bohaterów. A trochę dziewicze: bo reżyser Konrad Aksinowicz dwoi się i troi, by jakoś obszyć ten fabularny kościec. Szkatułkową fabułę rozwija, wracając raz po raz do punktu wyjścia, rozszerzając znane sceny, żonglując punktami widzenia i cały czas zmieniając optykę: raz będzie to służąca za ekspozycję retrospekcja z mieszczańskiego życia, kiedy indziej ta sama chwila ukazana z perspektywy dwojga bohaterów. Oczywiście, nie jest to żadna pochwała relatywizmu, tylko narracyjny bajer, który - trzeba to reżyserowi oddać - przez chwilę spełnia swoją funkcję. Rekonstruowanie całej, rozbudowanej sekwencji podróży jest na tyle intrygujące, że raz czy dwa będziemy rewidować wiedzę o bohaterach, co zawsze stanowi jakąś intelektualną stymulację.



Kiedy jednak małżonkowie dekują się wraz z przybyszem w domku na odludziu, a następnie idą do lasu, by wykurować umęczone dusze, czar pryska, stymulanty przestają działać. To co zaczynało się jak opowieść o tragicznym klinczu odmiennych wrażliwości, zamienia się w banalną historię toksycznej miłości, w której nadmierna emfaza i efektowne gesty zastępują psychologiczne prawdopodobieństwo. Tekst Aksinowicza i Julity Olszewskiej naszpikowany jest sztucznie brzmiącymi dialogami i powierzchownymi refleksjami, z kolei Warnke i Stramowski nie są w stanie unieść filmu wyłącznie ekranową charyzmą.


Odejść - żle. Zostać - jeszcze gorzej. Nic dziwnego, że bohaterowie zwracają się w stronę metafizyki, że kusi ich wizja, w której to matka natura wykonuje za nich brudną robotę. Jak na film o erozji więzi małżeńskich, to jednak trochę zbyt łatwe rozwiązanie. Tamir wydaje się dalekim krewnym innych postaci znanych z polskiego kina - granego przez Zygmunta Malanowicza bezimiennego chłopaka z "Noża w wodzie" Romana Polańskiego oraz Starego (Marek Kondrat) z "Trzeciego" Jana Hryniaka. Oni również przybywali znikąd, nie byli obciążeni żadną przeszłością, wchodzili z butami w życie młodych par i stawiali przed nimi lustro. W tamtych filmach mieliśmy jednak starcie charakterów, a walka o wspólne życie odbywała się blisko ziemi, co ułatwiało empatię i identyfikację. U Aksinowicza idziemy drogą na skróty.

W kabale spirala jest symbolem rozwoju i zarazem rozpadu - w zależności od wektora ruchu, zwija się bądź rozwija wokół nieruchomego centrum. Reżyser również uruchamia tę symbolikę, pokazuje bohaterów, którzy raz po raz zbliżają i oddalają się od centrum swojego świata. I choć obserwowanie tych przypływów i odpływów namiętności bywa fascynujące, to konkluzja o seksie jako sile witalnej i ocalającej musi rozczarować. Na co nam były te wszystkie formalne labirynty i słodko-gorzkie tripy?    

Moja ocena:
5
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje