Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Pewnego razu na Dzikim Zachodzi

Jesse James (Brad Pitt) to postać historyczna. Przestępca żyjący w latach 1847-1882, przyznawał się do co najmniej dwudziestu pięciu napadów i siedemnastu morderstw. Choć z obiektywnego punktu widzenia był zwykłym łajdakiem, już w utrzymanym w baśniowej tonacji prologu filmu płynąca zza kadru narracja Hugha Rossa przedstawia nam go z fascynacją, niczym Boga w ludzkiej skórze, który przy całej swej niezwykłości pozostaje również niepozbawionym emocji zwykłym człowiekiem.

Podobnej fascynacji nim ulega Robert Ford (Casey Affleck). Ten brzydki, niezdarny i tchórzliwy, jak wskazuje tytuł, chłopak niczym komiksowy nerd, przez lata zbierał kolejne notatki i fakty dotyczące szajki Jamesów. Gdy pojawia się okazja, by stać się jednym z członków sławnej bandy, żądny przygód dwudziestolatek nie ma zamiaru jej stracić. Film rozpoczyna się jednak w momencie dołączenia do niej Boba, czyli tuż przed jej ostatnim skokiem. Po tym incydencie grupa zawiesi działalność, a kolejni członkowie zaczną ginąć podejrzewani o spisek przeciwko swemu przywódcy. Wkrótce jedynymi zaufanymi ludźmi Jessego Jamesa staną się właśnie Robert Ford i jego brat Charley (Sam Rockwell). (Przed seansem najlepiej zapoznać się z podstawowymi faktami dotyczącymi fabuły filmu, co zdecydowanie ułatwi jego pełne zrozumienie). Prywatne poznanie swego dawnego idola nie skończy fascynacji Boba, ale poważnie ją zredefiniuje.

"Zabójstwo..." to jeden z tych filmów, które aż proszą się o obejrzenie ich w długi, zimowy wieczór, przy kominkowym świetle. Niekojarzony przez masy reżyser Andrew Dominik okazuje się wspaniałym gawędziarzem, przenosząc nas w sam środek pachnących przygodą prerii dzikiego zachodu. Jednak, choć historia Jesseego Jamesa sama w sobie jest idealnym materiałem na film, to nie fabuła a przede wszystkim obrazy służą Dominikowi do snucia swej opowieści. Z pozornie statycznych scen potrafi on wyciągnąć maksimum emocji, zastępując dialogi spojrzeniami, dając muzyce i zdjęciom działać w idealnej symbiozie. Nawet narrator służy mu bardziej do wyczarowania magicznej atmosfery niż  wyjaśniania historii. Całość tworzy mieszankę urzekającą, po brzegi wypełnioną smutkiem i melancholią – uczuć będących zarówno motywem przewodnim, jak i motorem napędowym całej fabuły. To one przyczynią się do śmierci Jesseego Jamesa i to one będą gorzkim owocem niespełnienia Roberta Forda.




Tak. To uczucia stoją na pierwszym planie tego wspaniałego, niemal trzygodzinnego antywesternu. Początkowe ambicje Roberta i jego żądza przygody, przeradzają się w frustrację, nienawiść, niespełnienie, strach. Casey Affleck idealnie oddaje wszystkie te emocje, jednocześnie unikając komicznego przerysowania. Wbrew pozorom, od jego bohatera bije jednak pewna rosnąca z każdą minutą zmiana, jakby stopniowe wypalanie się. Wyraźnie kontrastuje on z postacią swego mentora – wyciszonego, starzejącego się urodzonego przywódcy, chowającego negatywne emocje za gęstą brodą. Brad Pitt nie wykorzystuje wprawdzie całego potencjału tkwiącego w swym bohaterze, ale również wypada przekonująco w nieefektownej wcale kreacji. Opiera się ona przede wszystkim na grze oczami – niespokojnymi, będącymi jedynym elementem zdradzającym wewnętrzny niepokój Jesseego.


Drugi film twórcy "Choppera" to opowieść właśnie dla żądnych przygody Robertów Fordów, jak i skłonnych do refleksji, uwielbiających popaść w zadumę Jesse Jamesów. Andrew Dominik stworzył bowiem dzieło niemal kompletne – zachwycające dźwiękiem, obrazem i aktorstwem, ale przede wszystkim będące wspaniałą ucztą dla duszy – przeżyciem, którego same wspomnienie będzie dobrym sposobem na wyrwanie się od szarej codzienności.

Moja ocena:
9
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje