Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

To samo, ale nie tak samo


Tytułowy konflikt najnowszej produkcji Pawła Pawlikowskiego nie rozgrywa się wcale na płaszczyźnie politycznej. Ta stanowi jedynie tło dla o wiele ważniejszych z perspektywy kamery wydarzeń. Główny wątek filmu skupiony jest na rozwijającym się uczuciu pomiędzy Zulą (genialna Joanna Kulig), młodą wiejską dziewczyną, która dostaje się do ludowego zespołu, a kompozytorem Wiktorem (dzielnie dotrzymujący kroku Tomasz Kot). Oboje są niezależnymi artystycznymi duszami, szukającymi swojego miejsca w podzielonej żelazną kurtyną Europie. Co ich łączy? Miłość. Co dzieli? Wszystko inne.



Tragiczna historia o dwojgu kochanków, którzy nie potrafią być razem, ale jednocześnie nie mogą bez siebie żyć, nie jest oczywiście żadnym pionierskim wynalazkiem. Zdawać by się wręcz mogło, że świat filmowy odmienił tę opowieść przez wszystkie możliwe przypadki. Pawlikowskiemu udaje się jednak pokazać jej zupełnie nowe, nieodkryte dotąd oblicze. Takie, które nie wymaga górnolotnych słów ani wzniosłych czynów, a mimo to zaskakuje swoją głębią i szczerością. Kiedy Zula mówi Wiktorowi, że będzie z nim już na zawsze, ma beznamiętny, znudzony wręcz wyraz twarzy, a ukochany reaguje obojętnością i milczeniem. Tego typu ekranowy marazm nieoczekiwanie potrafi chwycić za serce, a jego wydźwięk pozostaje w naszych głowach na długo po opuszczeniu sali kinowej.

Wyjątkowy odbiór, poza samą grą aktorską, jest dodatkowo spotęgowany przez charakterystyczną już dla twórcy stronę techniczną. Czarno-białe zdjęcia niesamowicie uwydatniają sensualizm poszczególnych scen, a charakterystyczny sposób kadrowania pozwala dokładnie skupić uwagę na wyróżnionych fragmentach obrazu. Na uwagę zasługuje też ciekawy montaż i niepłynne przechodzenie do kolejnych aktów, pozwalające widzowi na wydłużoną, milczącą konfrontację z tym, czego właśnie doświadcza. Ważnym aspektem całokształtu jest też oprawa muzyczno-taneczna, która z jednej strony jest częścią prezentowanej historii, a z drugiej tworzy samostanowiący element filmu, zupełnie zmieniający jego nastrój.



Sam scenariusz nie jest niestety pozbawiony wad. W wielu miejscach pojawiają się białe plamy, które niezgrabnie próbują ratować interwały czasowe. Czasem są one przydatne, ale w większości przypadków niesamowicie zubożają opowieść, niejednokrotnie też urywają ją bez żadnej puenty. Również świat przedstawiony, mimo generalnie dobrej aranżacji, jest w wielu miejscach niekompletny i nie w pełni wykorzystuje swój potencjał.



Widać jednak, że reżysera wcale nie obchodzi to, aby dobrze zaprezentować czy to Warszawę, czy Berlin, czy Paryż, czy Jugosławię. Ba, nawet postacie drugoplanowe są dla niego bezwładnymi marionetkami. Cała jego, a tym samym również i nasza uwaga skupiona jest bowiem tylko na głównych bohaterach. Ich rozbudowane charakterystyki skutecznie ciągną film do przodu i mimo rwanej narracji tworzą kompletny obraz, zwieńczony niesamowitym zakończeniem. Jeśli w taką stronę ma iść polskie kino, to możemy spać spokojnie.

Moja ocena:
7
"I don't remember the film either. But I remember the feeling."
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje