Juma - jest to określenie i zjawisko wieloznaczne: 1. zjawisko społeczne, polegające na dokonywaniu drobnych kradzieży, początkowo związanych z przemytem kradzionych przedmiotów, czyli kradzieże wykonywane przede wszystkim za granicą; 2. przedmiot pochodzący z kradzieży - współczesne znaczenie słowa po naturalnej ewolucji. Czy wyobrażaliście sobie kiedyś jak powinien wyglądać napad stulecia, tytułowa ?Juma?? Mariusz "Cieniu" Cień (Marcin Stankiewicz) wie doskonale i właśnie szykuje się do swojego pierwszego skoku w życiu. Jako zakompleksiony licealista uważający się za intelektualistę, swoim dziwacznym zachowaniem odstrasza od siebie wszystkich normalnych ludzi. Wraz z jedyną osobą, która potrafi z nim wytrzymać, znerwicowanym sąsiadem Jerzykiem (Tomasz Kołomyjski) zbiera grupkę czterech indywidualistów. Jednym z nich jest jeden z największych kibiców Legi, łysy idiota o imieniu Dresiu Dresowski (Michał Płóciennik), który co rusz odnosi się do swoich korzeni rodzinnych, a zwłaszcza swoich mentorów - dziadków. Kolejnym człowiekiem w ?gangu? jest Karolek (Hubert Szklarski), kuzyn Cienia, z którym byłoby wszystko w porządku gdyby nie to, że jest uciekinierem z domu dla obłąkanych. Cała czwórka bez większej wiedzy o złodziejskim fachu, przygotowuje się do największego skoku stulecia, jaki mógł uroić się w głowie nastolatka.
JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... - NARODZINY IDIOTYZMU
Marcin Stankiewicz poznał Wiktora Kiełczykowskiego podczas realizacji swojego poprzedniego filmu "Kundle", który miał być tylko pierwszą częścią tzw. "duble future", na który składać się miały filmy Stankiewicza i Kiełczykowskiego. Do realizacji "Hycli" (bo tak miał nazywać się film Kiełczykowskiego), jednak nie doszło, a "Kundle" stały się odrębnym projektem. - Jednak dzięki temu, poznałem Kiełczykowskiego. Cholernie dowcipny, inteligentny, a zarazem kretyński. Taki jak ja. - wychwala Stankiewicz - Wiedziałem, że prędzej czy później i tak coś zrobimy wspólnego. Pół roku później zaproponowałem Wiktorowi współpracę. Chciałem z nim zrealizować jakiś prosty projekt, gdzie na jego barkach miała spocząć odpowiedzialność reżyserska. Gdyż ja chciałem, tym razem, sprawdzić się od strony aktorskiej. - kontynuuje Kiełczykowski zaczął szukać pomysłu na fabułę. - Usłyszałem w radiu informacje o napadzie na sklep sieci ?Biedronka? który przydarzył się niedaleko mojego domu. Z news?a wynikało że napad był jedną wielką przestępczą kpiną że przestępcy nawet użyli plastikowych pistoletów żeby sterroryzować obsługę. Był to tak kuriozalny napad że świetnie nadawał się na film komediowy. - mówi reżyser - Od razu mnie zaraził tym pomysłem. Historia była tak banalna i absurdalna, że natychmiast kazałem mu się zabrać za pisanie scenariusza. - emocjonuje się Marcin Stankiewicz Prace nad scenariuszem trwały od połowy maja do czerwca. - Od początku traktowaliśmy scenariusz tylko jako bazę, której będziemy się luźno trzymać. - tłumaczy Kiełczykowski - Wiedzieliśmy, że wiele żartów urodzi się na planie lub wyniknie z "chemii" między aktorami. Marcin bardzo nalegał by niektóre sceny polegały na improwizacji. Zgodziłem się na ten eksperyment.
DEBILIZM ZAAWANSOWANY
Marcin Stankiewicz mówi: Już na etapie scenariusza wiedziałem, że film, nad którym właśnie pracowaliśmy, będzie najgłupszym projektem jaki miałem okazję kiedykolwiek zrealizować. Jednak to, co zobaczyłem później w montażu, przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Wiktor Kiełczykowski dodaje: "Juma" z założenia miała mieć trywialną fabułę, schemat ściągnięty z najstarszych filmów z gatunku: heist. Historia ta, bowiem, była tylko pretekstem do ukazania relacji między czterema, skrajnie różnymi osobami. Marcin Stankiewicz wtrąca: Tak naprawdę, śmieszy mnie pojęcie - fabuła. Ten film tego nie ma. To zlepek absurdalnych dialogów, które prowadzą powoli akcję do przodu. To jest właśnie tzw. kino - gadane. Gdzie bohaterowie kończą dialog, tylko po to, by zmienić otoczenie i dalej móc rozmawiać. Z tą różnicą jednak, że u nas nie rozważają nad sensem życia, a np. zastanawiają się nad tytułem piosenki jaką napisał Jacek Cygan Michał Płóciennik kontynuuje: Pamiętam gdy kręciliśmy pierwszą scenę z moim udziałem. Byłem na tyle zestresowany, że tekst, który opanowałem pamięciowo uciekł mi z głowy. Nie chcąc wstrzymywać zdjęć, zacząłem coś wymyślać na poczekaniu. Spojrzałem ukradkiem na Wiktora, a ten ledwo powstrzymywał się od śmiechu. I tak zacząłem budować postać Dresia po swojemu. Wiktor Kiełczykowski tłumaczy: Już na początku zdjęć ustaliliśmy z Marcinem, że nie trzymamy się sztywno scenariusza, traktujemy go tylko jako fabularną podstawę, w której są wypisane wszystkie zwroty akcji. Oczywiście nie jest to tak, że wszystko było wymyślane na planie. Wiele śmiesznych gagów było już w skrypcie. Tak samo zarys postaci. Aktorzy po prostu jeszcze bardziej charakteryzowali swojego bohatera. Marcin Stankiewicz kończy: Ten film jest tak specyficzny, ma tyle nieścisłości, ale widz to i tak wybacza i się cieszy, bo wie, że ten film trzeba oglądać z przymrużonym okiem, a nawet dwoma. Wtedy przynajmniej nie widać dobrze mojej brzydkiej twarzy... Chyba najsłabszego punktu całego filmu Wiktor Kiełczykowski komentuje: Najsłabszym punktem filmu był mój brzuch, ale pracuje nad nim, to w Jumie 2 będzie już lepiej. Marcin Stankiewicz śmieje się: A no tak, zapomniałem o nim. Chociaż... myślę, że możemy postawić moją twarz z twoim brzuchem na równi. (śmiech) Wiktor Kiełczykowski: Ale ty już z twarzą nic nie zrobisz. (śmiech)
WYWIAD Z NAJGŁUPSZYM REŻYSEREM...
Skąd wziął się pomysł na ten film? Pomysł na film powstał podczas długich rozmów z Marcinem. Był już zaawansowany Maj, a my na początku wakacji chcieliśmy coś nakręcić. Pewnego ranka kiedy wstałem, usłyszałem w radiu informacje o napadzie na sklep sieci ?Biedronka? który przydarzył się niedaleko mojego domu. Z news?a wynikało że napad był jedną wielką przestępczą kpiną że przestępcy nawet użyli plastikowych pistoletów żeby sterroryzować obsługę. Był to tak kuriozalny napad że świetnie nadawał się na film komediowy. I tak powstał pomysł. W oryginalnym scenariuszu była nawet scena w której główny bohater wpada na pomysł napadu stulecia właśnie słuchając tej informacji w radiu. Jak Pan wybierał obsadę? Obsada do ostatniej chwili nie była całkowicie pewna, jedynie Marcin Stankiewicz od początku był obsadzany w głównej roli i pod niego ją pisałem. Tomek Kołomyjki który zagrał Jerzyka, jest moim długoletnim przyjacielem, z którym grywałem na scenie. A po za tym on wchodzi bez zastanowienia w każdy mój pomysł, nawet jakby to był lot na marsa. Natomiast Hubert Szklarski i Michał Płóciennik, zostali dobrani tydzień przed rozpoczęciem zdjęć. Hubert to mój sąsiad z osiedla, z którym wcześniej nie znałem się zbyt dobrze, ale wiedziałem że jest duży i ?misiowaty?. Stwierdziłem że taka fizyczność genialnie pasuje do postaci psychicznego ?Karolka?. Michał także pasował genialnie do roli Dresia, i świetnie znalazł się przed kamerą bez żadnego przygotowania aktorskiego. Czy od początku wiedział, Pan, że również zagra jedną z głównych ról? Nie. Moja postać miała być jedynie postacią epizodyczną i tak było napisane w scenariuszu. Niestety podczas kręcenia filmu dwóch profesjonalnych aktorów, którzy mieli grać w scenie napadu wykruszyło się. Nie wiedząc co zrobić, stwierdziliśmy że moja epizodyczna postać jest na tyle zabawna że może pojawić się w napadzie i porobić zamieszanie. Film jest po części improwizacją, jak wyglądał scenariusz na papierze? Różnie to z tym scenariuszem bywało. Niektóre sceny są zrobione od deski do deski tak jak były napisane, inne są kompletną improwizacją. W filmie pokazujemy tylko 4 dni z przygotowań do napadu. W scenariuszu był jeszcze jeden dzień, który nakręciliśmy, ale zrezygnowaliśmy z niego w montażu z powodu, że tam było za mało grepsów a improwizacja nie wyszła zbyt dobrze. Przede wszystkim aktorzy improwizując w pewnym sensie trzymali się oryginalnego scenariusza. Grepsami dążyli do pewnych fabularnych zwrotów akcji, przez co film trzyma się jakoś kupy. Jak można nazwać tę komedię? Tak jak ją reklamujemy ?Najgłupszy film polski?. Nie możemy się oszukiwać i mówić że zrobiliśmy dzieło. Jakbyśmy go nazwali ?Najlepsza komedia roku? to byśmy wyszli że jesteśmy jak Olaf Lubaszenko. W tym filmie oczywiście wielu rzeczy można się doszukać ? aluzji politycznych, nawiązań do naszych zachowań z codziennego życia, relacji ludzkich. Dzięki tak dobrze zarysowanym postaciom, stworzyliśmy debilny film o relacjach czterech skrajnie różnych ludzi, którzy może znaleźli się w absurdalnej sytuacji to fakt, ale sami nie są absurdalni, są po prostu tacy jak my wszyscy, tylko przerysowani. Po za tym świat jest debilny, wiec film o nim też powinien być debilny. Jak się pracowało ze specyficznym filmowcem niezależnym - Marcinem Stankiewiczem? Pracowało się bardzo dobrze. Znaczy mieliśmy kilka sporów o wygląd całego filmu, ale zawsze jakoś udawało się nam dojść do kompromisu. Ważną sprawą jest to że umiemy się nawzajem rozśmieszyć a to podstawa dobrej współpracy przy komedii. Trzeba nadawać na tych samych falach. Jak udało się Panu namówić, by przed kamerą wygłupiali się nie tylko aktorzy-amatorzy ale również profesjonaliści? Jak już wcześniej mówiłem w filmie powinno zagrać czterech profesjonalnych aktorów, udało nam się namówić tylko dwóch. Pani Dorota Bierkowska to aktorka do której uczęszczałem na warsztaty teatralne. Poprosiłem ją o tą przysługę i całe szczęście się zgodziła. Jurek Raszkowski natomiast to znajomy z kabaretu, który mieszka niedaleko mnie wiec po prostu przyszedł, zagrał i wyszedł. Jak się podobała praca na planie? Będzie Pan ją miło wspominać? Było to najfajniejsze 7 dni w moim życiu. Bawiłem się świetnie i czułem się po prostu jak w gronie dobrych przyjaciół. Praca na planie to dla mnie wielkie wydarzenie i zawsze pierwszy wstawałem pełen wigoru i nadziei, że ten dzień zdjęciowy będzie wspaniały i nakręcimy super-zabawne sceny które dadzą dużo frajdy widowni. Mam nadzieje że kiedyś spotkam się z tą samą obsadą na planie jakiegoś innego filmu.
O KRETYNACH CO "DZIEŁO" TO STWORZYLI...
Wiktor Kiełczykowski - Twórca filmów i spektakli offowych. Urodził się w Warszawie. W wieku 12 lat zaczął interesować się kinem i teatrem co pozostało mu do dziś. Jest współtwórcą stowarzyszenia ?F-art? grupy stworzonej z myślą o pomaganiu artystom offowym w realizacji ich projektów. Należy do trupy teatralnej ?Klub Młodych Twórców?, z którymi zdobywał już wiele nagród i Kabaretu "Menażeria". W 2008 roku odebrał nagrodę za najlepszą rolę na festiwalu teatralnym BOK 2008, w spektaklu ?A to polska właśnie?. Jego pierwszym projektem filmowym była ?Juma?, komedia nazywana przez samego twórcę ?najgłupszym filmem w Polsce?. Jego drugim projektem jest ?Człowiek we mgle ? preludium?, krótkometrażowy film opowiadający historię pewnego detektywa zaplątanego w różne afery, nie tylko kryminalne. Marcin Stankiewicz (tak naprawdę: Martin Konstanty Stankiewicz) - "Enfant terrible" polskiego offu i życiowy dziwak. Zasłynął z ciętego języka na temat innych niezależnych filmów. Jego znaki rozpoznawcze to niewyszukany humor, kpina ze wszystkiego i ogromna irytacja "światka offowego". Urodził się w Kanadzie, dokładniej w Toronto, pod koniec 1990 roku, choć gdyby jego mama się nie pośpieszyła byłby o rok młodszy. W wieku 8 lat nakręcił swój pierwszy film, później nałogowo zaczął kręcić ruchome klipy (nawet ojca w toalecie, tylko po to by coś kręcić). Jest założycielem niezależnej grupy filmowej "Standby?. W 2006 roku napisał scenariusz oraz zagrał główną role w spocie reklamowym sieci komórkowej Orange ? POP. Jakub Zielina - instrumentalista tworzący utwory utrzymane w stylistyce etno, transu oraz rocka alternatywnego. Żmij, bo taki ma pseudonim artystyczny, ma na swoim koncie występy w wielu prestiżowych klubach oraz festiwalach (min. na Jurassic Rock Festival, Jarmark Dominikański w Gdańsku). Uczestniczył w transmitowanych przez telewizję publiczną koncertach w ramach festiwalu "FAMA" w 2005 i 2006. W 2007 udało się mu zrealizować własny projekt muzyczny Evvive l?arte ? hołd złożony poecie Kazimierzowi Przerwa ? Tetmajerowi. Utwór "Rodeo" został wykorzystany w telewizyjnej kampanii reklamowej jednej z telefonii komórkowych, zaś teledysk emitowany był przez stację Mtv. Żmij występował na koncercie towarzyszącym wyborom "Miss Małopolska 2006".