Delikatny chłopak-cyborg, który zamiast dłoni ma nożyce, nagle zostaje bez opieki swojego twórcy. W pobliskim miasteczku poznaje nastolatkę, a potem zakochuje się w niej.
Historia muzyka jazzowego Bleeka Gilliama, który gra w swoim zespole na trąbce. Jest bardzo wymagający. Nie idzie na żadne kompromisy. Całe dotychczasowe życie podporządkował jednemu celowi. Za wszelką cenę chce osiągnąć sukces. Poza wszystkim muzykę kocha tak mocno, że nawet piękne kobiety pojawiające się w jego życiu stawia na drugim planie. Film Spike'a Lee to nie tylko film jazzowy. "Mo' Better Blues" jest też hołdem złożonym kulturze afroamerykańskiej, o której nieczęsto mówi się w kinematografii.
Max Washington (Gregory Hines), po odbyciu kary za kradzież właśnie opuszcza więzienie. Wraca na stare śmieci, czyli do klubu tańca. Jego dawna dziewczyna, instruktorka stepowania nie jest chyba zbyt zachwycona, że go widzi, natomiast jej ojciec wprost przeciwnie, ponieważ z Maxem wiąże pewne plany występów. Co do planów wobec Maxa, to mają też je jego starzy kumple kryminaliści.
Tytuł filmu nawiązuje do narodowego miejsca pamięci, cmentarza zasłużonych (Arlington National Cemetery). Obok symbolicznego Grobu Nieznanego Żołnierza i grobów wybitnych polityków, znajdują się tam dziesiątki tysięcy mogił weteranów wojennych. Dowódca kompanii pogrzebowej raz po raz wręcza rodzinom poległych gwiaździsty sztandar i przekazuje w imieniu prezydenta wyrazy współczucia. Machina wojskowa funkcjonuje bezbłędnie, tak jakby stanowiło to cel sam w sobie. Sceny na cmentarzu stanowią klamrę spinającą akcję. Klamrę dosłowną i metaforyczną - tu dochodzi do głosu mistrzostwo reżysera. Niestety zasadnicza część akcji, rozgrywająca się w retrospekcji, nie wychodzi poza szablon. Główny bohater, zawodowy sierżant, weteran z Korei i Wietnamu (James Caan) wie, że podstawową umiejętnością żołnierza na wojnie jest przetrwanie. Pod jego opiekę dostaje się młody ochotnik (D.B. Sweeney), syn wojennego przyjaciela, nieuleczalny entuzjasta, pragnący pomnożyć sławę ojca bez względu na cenę. Ich sylwetki kreśli Coppola świadomie grubą kreską - to raczej synonimy określonych postaw niż strony dramatu. źródło: Rzeczpospolita