Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Here we go again

"Właściwy czas, miejsce i okoliczności" - oto trzy warunki, które muszą zostać spełnione, aby balijska ceremonia ślubna w filmie Ola ParkeraOliver Parkermogła dojść do skutku.  Wydaje się, że tymi wytycznymi kierował się również sam reżyser, realizując "Bilet do rajuPozornie wszystko się zgadza - mamy rajskie krajobrazy Bali, które na dwie godziny pozwolą nam zapomnieć o deficycie węgla i nadchodzącej zimie oraz starzejącą się jak wino parę aktorów, którzy role ironicznych eksmałżonków grają w zamkniętymi oczyma. Komediom romantycznym daleko jednak do rzeczywistości - Bali to tak naprawdę australijskie Queensland (zdjęcia przypadły na niefortunny czas pandemicznych obostrzeń), zaś a błyskotliwy duet Julii Roberts i George’a Clooneya marnuje się w kolejnej opowieści o starej miłości, która mimo upływu lat, jakoś nie chce zardzewieć. 



Oglądając "Bilet do raju", łatwo zauważyć, że twórca "Mamma Mia! Here We Go Again" ugrzązł w świecie komediowych hitów pierwszej dekady XXI wieku. Nawet pod względem fabuły obraz Parkera przypomina musicalową laurkę dla Abby: Lily (Kaitlyn Dever) i Gede (Maxime Bouttier) budza w końcu skojarzenie z Sophią (Amanda Seyfried) i Skyem (Dominic Cooper), którzy w filmie Phyllidy Lloyd marzyli o wielkim greckim weselu. Z kolei rozwiedzeni Georgia (Julia Roberts) i David (George Clooney) są niczym trzej ojcowie Sophie, których zderzenie wprowadzi zamęt w ślubne przygotowania młodej pary. Aż dziwne, że nikt w "Bilecie do raju" nie zaczyna podśpiewywać „Dancing Queen”. 



Komedia Parkera jest przewidywalna, a jej bohaterowie - przerysowani. Mimo że od rozwodu Georgii i Davida minęło już 15 lat i każde z nich wiedzie oddzielnie szczęśliwe życie, już od pierwszego spotkania po latach widać, że nadal coś do siebie czują. Dawny konflikt małżonków okazuje się zdatny do rozstrzygnięcia i to w najromantyczniejszej scenerii, bo w balijskiej dżungli deszczową porą. Każdy widz, już po obejrzeniu pierwszej sceny, z łatwością dopowie sobie zakończenie tej umiarkowanie zabawnej i niezaskakującej historii. Zdziwienie wywołuje jednak fakt, że zaniepokojeni rodzice nie usiłują nawet uświadomić córce, że porzucenie kariery prawniczej i ślub na drugim końcu świata z przystojniakiem hodującym wodorosty może nie dostarczyć jej luksusów, do jakich przywykła - na ekranie Bali to raj, gdzie bez wyjątków żyje się długo i szczęśliwie. Irytuje również dwadzieścia lat młodszy partner Georgii. Francuski pilot Paul znalazł się w tej historii wyłącznie po to, by uświadomić bohaterce, czego nie warto szukać w facetach. 



Do kociołka filmowych nawiązań Parker dorzuca oczywiście "Ocean’s Eleven" - Clooney i Roberts to trochę Danny i Tess, zresztą obydwie bohaterki grane przez aktorkę pracują w galerii sztuki. Natomiast dobór lokacji oraz kolonialna optyka odsyłają nas do naiwnego i amerykocentrycznego "Jedz, módl się, kochaj", w którym Roberts zagrała uczącą się indonezyjskiej medytacji amerykankę Liz. W filmie Parkera Bali jest wściekle zieloną krainą wiecznej szczęśliwości, indonezyjska kultura - ciekawą atrakcją dla zachodnich turystów, a nieporozumienia językowe - oklepanym, nieśmiesznym żartem. Wyspa jawi się bohaterom jako barwny utopijny świat, który niezmiennie ich fascynuje i zaskakuje. Woda w oceanie nigdy nie była tak błękitna, plaże tak czyste i niezaśmiecone, a codzienność rdzennych mieszkańców tak sielankowa i piękna. 

Trzeba jednak przyznać, że pomimo sporej dawki scenariuszowo-reżyserskiej żenady, Clooney i Roberts radzą sobie doskonale w rolach eksmałżonków.  Ich zgryźliwe docinki, urocze wygłupy oraz jednoczesne próby zawarcia paktu dla dobra przyszłości ich córki szczerze bawią i wprawiają w dobry nastrój. W hollywoodzkich aktorach łatwo dostrzec własnych rodziców, których ekscesów, każdy z nas choć raz, wstydził się przed znajomymi (szczególnie w scenie, gdy podchmieleni David i Georgia grają w beer ponga i na oczach Lily wykonują dziwaczne taneczne ruchy). Dla fanów gatunku podkoloryzowana i naiwna do bólu wizja rzeczywistości nie będzie przeszkodą - "Bilet do raju" jest przecież niczym innym, jak przyjemnym w odbiorze zapychaczem czasu. A skoro Queensland może grać Bali, a sam gatunek jest obietnicą ucieczki od szarej codzienności, to i my możemy potraktować cudze wakacje jak namiastkę własnych. 


Moja ocena:
5
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje