Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja filmu

Szybki i wściekły

Choć Nicolas Winding Refn kręci filmy od kilkunastu lat i ma opinię jednego z najciekawszych współczesnych reżyserów, dla przeciętnego polskiego zjadacza popcornu jest postacią anonimową. W sumie nie ma się co dziwić, skoro dotychczas żadne jego dzieło nie trafiło u nas do regularnej dystrybucji kinowej. Seans "Drive" będzie więc dla wielu widzów niespodzianką. Jakiś facet z Danii zrobił porywający dramat sensacyjny ze scenami pościgów, po obejrzeniu których ma się ochotę pruć maluchem pod prąd po zatłoczonej autostradzie.

Karoseria (czytaj: fabuła) "Drive" to kino klasy B: bezimienny mistrz kierownicy (Ryan Gosling) postanawia pomóc mężowi swojej uroczej sąsiadki (Carey Mulligan) w anulowaniu długu u groźnych bandziorów. Bierze więc udział w napadzie na lombard, który – jak można się domyślać – nie idzie zgodnie z planem. Stanowi to preludium dla krwawej rozróby, która zatacza coraz szersze kręgi. W ruch idą strzelby, noże i młotki, a nad stosem trupów unosi się smród wysokooktanowej benzyny.

W dziele Refna bardziej liczy się to, co znajdziemy pod maską. "Drive" ma "feeling" obrazów z lat 80.: ciężki, zatopiony w melancholii nastrój idzie tu pod rękę z delikatnym kiczem. Widać to już w czołówce: kamera panoramuje z góry plątaninę dróg, które przemierza wieczorową porą samochód bohatera, z głośników płynie electro pop, a napisy podane są przy pomocy tandetnej różowej czcionki. Tak mógłby się przecież zaczynać jeden z wczesnych filmów Michaela Manna ("Złodziej", "Łowca").



W świecie zaludnionym przez morderców i łotrów Kierowca wydaje się postacią z innego porządku. W błyszczącej kurteczce ze skorpionem na plecach i nieodłączną wykałaczką wciśniętą w kącik ust bohater przypomina zarówno rycerza, jak i gościa, który naoglądał się za dużo złych filmów akcji. Jest fascynujący, dopóki tajemniczo się uśmiecha i odzywa monosylabami. Gdy ratuje sąsiadkę, podziwiamy jego odwagę. Pod zbroją z nierdzewnej stali kryje się jednak rozmiłowany w przemocy brutal próbujący przenieść podpatrzone w popkulturze wzorce do "prawdziwego" życia. Pewnie właśnie z powodu kompromitowania konwencji Refn porównywany jest przez część krytyków do Quentina Tarantino.

Wątpię jednak, by twórca "Bękartów wojny" mógł kiedyś nakręcić tak olśniewający wizualnie obraz jak "Drive". U Refna każde ujęcie to perfekcyjnie działający tłok w filmowym silniku. Nakręcone bez pomocy komputerów sceny akcji na czterech kółkach są adrenalinową bombą, a ekranowa przemoc wydaje się... piękna. Z kolei nocna scena na plaży to nic innego jak poezja pisana przy pomocy kamery.

Hollywood będzie miało z Refna sporo pożytku.

Moja ocena:
8
Łukasz Muszyński
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje