Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję
Jaka małpa jest, każdy widzi: zgarbiona, nastroszona, z przerzuconym przez ramię kałasznikowem. Od czasu wydarzeń z poprzedniego filmu upłynęło trochę czasu i przodkowie homo sapiens nauczyli się paru nowych sztuczek: nie mówią wyłącznie monosylabami, opanowali podstawy języka obrazkowego, polują w grupach, a także – gdy zajdzie taka potrzeba – mogą galopować na koniu i pruć z dwóch karabinów jednocześnie. Cóż, jak zawsze są umiejętności przydatne i przydatniejsze.



Potrzeba, oczywiście, zachodzi szybko. Narastające pomiędzy zdziesiątkowanymi śmiercionośnym wirusem niedobitkami naszego gatunku a inteligentnymi małpami napięcie osiąga punkt krytyczny. Stłoczeni wewnątrz enklawy w centrum San Francisco ludzie stają w obliczu zagłady. By przedłużyć swoją marną egzystencję, muszą przejąć kontrolę nad hydroelektrownią w okolicznych lasach Muir. Te jak na złość okazują się domem małpiej społeczności. Widmo zbrojnego konfliktu wisi w powietrzu, z kolei mediatorem pomiędzy zwaśnionymi stronami zostaje jeden z ludzkich przywódców, Malcolm (Jason Clarke) – wrażliwy, liberalny i wierzący w możliwość pokojowej koegzystencji twardziel. Znalezienie sojusznika w dowodzącym małpami Ceasarze (Andy Serkis) to tylko połowiczny sukces. Po obydwu stronach barykady znajdą się bowiem jednostki, dla których dobry dyplomata to martwy dyplomata.

Już pierwsza scena filmu, w której obserwujemy nakręcone i zmontowane z werwą polowanie na leśną zwierzynę, uświadamia nam odwrócenie fabularnych wektorów. W pierwszej części małpy – z pominięciem Ceasara – były zepchnięte na drugi plan. W drugiej – to z nimi spędzamy najwięcej czasu. Zamaszysty i imponujący koncept, by obsadzić w najważniejszych rolach cyfrowych bohaterów, przeniesiony został na ekran z dobrym skutkiem. Rozgryzanie zwyczajów i specyfiki małpiej cywilizacji sprawia frajdę, w czym spory udział mają fachowcy od efektów specjalnych z WETA Digital. Język ciała, mimika, faktura skóry, futra, detale w postaci przebarwień na siatkówkach oczu, efektów cząsteczkowych, światłocienia – filmowe małpiszony wyglądają jeszcze lepiej niż w "Genezie". I jeśli oscarowa kapituła ma kiedyś doprowadzić do precedensu i nominować za pierwszoplanową rolę Andy'ego Serkisa, może nie być lepszego momentu.





Z drugiej strony, oddanie gro czasu ekranowego małpom rozrzedza nieco najistotniejszą fabularną warstwę tej szacownej serii. Zarówno oryginał, jak i jego niezliczone sequele, a nawet remake Tima Burtona, kładły akcent na pychę rodzaju ludzkiego i weryfikujące ją zderzenie z bezlitosną naturą. Tutaj ludzie są raczej elementem scenografii niż scenariusza. Widać to nieźle na przykładzie postaci granej przez Gary'ego Oldmana. Jeden z liderów ocalałych zostaje wprowadzony na parę minut, ledwie naszkicowany, by następnie zniknąć z ekranu i powrócić pod koniec filmu w ckliwej scenie tęsknoty za zmarłą rodziną (która przy okazji zawiera wzorowe lokowanie produktu firmy Apple). O wiele lepiej wypada Malcolm, także za sprawą Clarke'a – aktora wciąż niedocenionego, który pod szorstką powierzchownością skrywa pokłady wrażliwości i empatii.

Estetyka filmowego świata, choć zdradza niepokojącą zbieżność z grą "The Last of Us", jest konsekwentna i efektowna. Obrazy oplecionego zielenią mostu Golden Gate, zapuszczonych, skąpanych w deszczu ulic i industrialnych nieużytków robią piorunujące wrażenie. Podobnie jest z pracą kamery: operator Michael Seresin wciąż kursuje między podkreślającymi majestat anektowanych przez przyrodę miast dalekimi planami a zbliżeniami na ekspresyjne, małpie oblicza. Od strony technicznej utwór jest kapitalny, zaś jego wizytówką są dwa mastershoty mogące konkurować z efektami pracy Emmanuela Lubezkiego przy "Ludzkich dzieciach" Alfonso Cuarona. W pierwszej obserwujemy chaos i grozę wojny znad wieżyczki pancernego wozu. W drugiej przerażony Malcolm próbuje wydostać się ze szturmowanego przez małpy budynku. Jest moc.



Choć z powodów fabularnych i konstrukcyjnych "Genezę planety małp" cenię nieco wyżej od kontynuacji, to wciąż mamy do czynienia z kinem, które nie przynosi wstydu Hollywood. Scenarzyści otworzyli kilka furtek, zadali parę pytań i jeśli portfele twórców wypełnią się dolarami, to poszukiwanie odpowiedzi będzie jedną z najfajniejszych zabaw w trakcie kolejnych, kinowych sezonów.


Moja ocena:
7
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje