Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Recenzja wyd. DVD filmu

Ballada o Maxwellu Demonie

Każdy w swoim życiu posiadał idola, którego podziwiał, który był jego inspiracją i punktem odniesienia do tego, kim chciałby być. Dzisiaj, aby zostać gwiazdą, wystarczy mieć pieniądze i wybujałe ego. Jeszcze kilkanaście lat temu to talent i pomysł na siebie odgrywały znaczącą rolę, a powstały w latach 80. glam rock za główny cel postawił sobie całkowite oczarowanie widza.

Główny bohater "Idola" Brian Slade (Jonathan Rhys-Meyers) osiągnął szczyt kariery. Jednak sfingowanie własnej śmierci na scenie, mające na celu wyniesienie go na piedestał, staje się początkiem końca spektakularnego sukcesu. Brian znika z muzycznego świata. W rocznicę tego wydarzenia dziennikarz Arthur Stuart (Christian Bale) mający za zadanie przybliżyć czytelnikom historię Slade’a, idzie krok dalej. Będąc w młodości wielkim fanem artysty znajduje ludzi muzykowi najbliższych i stara się dotrzeć do prawdy o wielkiej gwieździe. Jednak nie jest to proste, bowiem sam Brian doszedł do momentu, w którym zatarła się granica między życiem Briana Slade’a, a scenicznym alter ego Maxwellem Demonem.



Główni bohaterowie to hybrydy gwiazd tamtego okresu. Slade łączy w sobie cechy Davida Bowiego, Gary’ego Glittera oraz T.Rexa, jego przyjaciel i kochanek Curt Wilde to uosobienie Iggy’ego Popa, Jima Morrisona oraz Freddiego Mercury'ego.  Wyszukiwanie tych podobieństw to ogromna frajda dla widza. Nie sposób przy tym wspomnieć o fenomenalnej grze aktorskiej początkującego wtedy Jonathana Rhys Meyersa, która nie tylko świetnie pokazał przemianę bohatera z dandysa zainspirowanego prekursorem glam rocka Oscarem Wildem, poprzez początkującą gwiazdę szukającej swojej niszy, aż do  ikony łączącej w sobie cechy topowych artystów, zaskakującą fanów każdym swym wcieleniem jednak tym samym zatraconej w wyimaginowanej rzeczywistości. Curt Wilde, w którego wcielił się Ewan McGregor reprezentuje inny typ gwiazdy. Równie jasno świecącej,  może bardziej niepokornej, ale potrafiącej powiedzieć stop i wyczuć granicę między tym, co jest na scenie, a tym, co w życiu. Czy na tym wygrał? Raczej nie, ale przynajmniej pozostał sobą. McGregor nie tylko zachwyca swoim wokalem, ale również stworzeniem postaci wielowymiarowej, która pomimo sławy kryje w sobie nutę melancholii i smutku.

Film Todda Haynesa to jeden z najlepszych filmów dotyczących muzyki. Składają się na to nie tylko świetni aktorzy, ale spójny (mimo że niechronologiczny) scenariusz, zadziwiające swoją wymyślnością stroje i co najważniejsze ścieżka dźwiękowa. Już wcześniej wspomniałam o świetnych głosach głównych aktorów, warto jednak dodać, że na potrzeby filmu powstał zespół The Venus In Furs, a gościnnym występem wzbogacił obraz zespół Placebo. Polecam film każdemu fanowi muzyki i nie tylko. "Idol" dotyka bowiem również zjawiska wychodzącego w tym czasie z cienia biseksualizmu, który w tamtych czasach przestawał być tabu, a wśród młodzieży był wręcz modny. Oprócz tego warto sobie porównać, co kiedyś oznaczało bycie gwiazdą, a to co oznacza dziś.

Moja ocena:
9
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje