Recenzja filmu
Z lotu ptaka
Był kot w Paryżu, jest rozróba w Nowym Jorku. Nominowany do Oscara francuski duet Jean-Loup Felicioli-Alain Gagnol zmienia kontynent, ale nie traci wyjątkowej popkulturowej wrażliwości. W poprzednim filmie twórcy pożenili art deco z konwencją kryminału. W najnowszym ubierają superbohaterską historię w szatki popartu z impresjonistycznym sznytem. Efekt jest dokładnie tak imponujący, jak można to sobie wyobrazić.
Tytułowy Phantom Boy to alter ego cierpiącego na ciężką chorobę 11-letniego Leo. Szczęście w nieszczęściu: poddawany chemioterapii chłopiec potrafi opuszczać swoje ciało i lewitować nad miejskim labiryntem. Oczywiście, z wielką siłą przychodzi wielka odpowiedzialność. Kiedy Leo wpada na trop geniusza zła, którego wypadek przemienił w chodzący obraz Picassa, kończy się czas beztroski. Razem z nadgorliwym policjantem oraz wścibską dziennikarką dzieciak będzie musiał przystopować szaleńca o iście kubistycznym obliczu.
Pytanie, czy bohater faktycznie walczy z zagrażającym miastu zbrodniarzem, czy może twórcy sięgają po pojemną metaforę i wysyłają go w bój z własną chorobą, jest w zasadzie nieistotne. Felicioli i Gagnol czerpią taką frajdę z rozwijania kolejnych wątków, usypywania narracyjnych ścieżek i mnożenia intrygujących pomysłów, że zarzut fabularnego rozgardiaszu rozbraja się sam. "Phantom Boy" to pastisz i kino inicjacyjne, komedia absurdu i miejska impresja, kronika zmagań ze śmiertelną chorobą oraz satyra na szereg grup zawodowych. Wreszcie, fantazja o Ameryce, której nie ma – alternatywnym świecie, w którym stereotypy istnieją tylko po to, by je nieustannie łamać.
I cóż to jest za świat! Nowojorczycy mówią po francusku, społeczeństwo jest postępowe i oświecone, a droga do zwycięstwa nad złem wymaga zarówno szpiegostwa i dyplomacji, jak i starej dobrej pary w łapie. Fenomenalna kreska ożywia tę wspaniale wymyśloną rzeczywistość – ulokowana jest gdzieś na styku impresjonizmu, filmu noir oraz złotej ery amerykańskiego komiksu. Ręcznie rysowane tła tętnią życiem, postaci mają kapitalnie oddaną mimikę, a komputer to w rękach Feliciolego i Gagnola narzędzie służące jedynie delikatnemu liftingowi. Piękno "Phantom Boya" tkwi w surowej fakturze obrazu, w zabrudzeniach i niedoskonałościach, słowem: we wszystkim, co zazwyczaj artyści CGI zostawiają w sitku.
Stawka jest wysoka, karty rozdane. Konfrontacja Phantom Boya z Mężczyzną o Połamanej Twarzy może być dla Was walką dziecka z chorobą albo świetnym kinem superbohaterskim bez superbohaterów. W obydwu przypadkach warto zabrać dzieciaki do kina. Niech trochę pofruwają.
Tytułowy Phantom Boy to alter ego cierpiącego na ciężką chorobę 11-letniego Leo. Szczęście w nieszczęściu: poddawany chemioterapii chłopiec potrafi opuszczać swoje ciało i lewitować nad miejskim labiryntem. Oczywiście, z wielką siłą przychodzi wielka odpowiedzialność. Kiedy Leo wpada na trop geniusza zła, którego wypadek przemienił w chodzący obraz Picassa, kończy się czas beztroski. Razem z nadgorliwym policjantem oraz wścibską dziennikarką dzieciak będzie musiał przystopować szaleńca o iście kubistycznym obliczu.
Pytanie, czy bohater faktycznie walczy z zagrażającym miastu zbrodniarzem, czy może twórcy sięgają po pojemną metaforę i wysyłają go w bój z własną chorobą, jest w zasadzie nieistotne. Felicioli i Gagnol czerpią taką frajdę z rozwijania kolejnych wątków, usypywania narracyjnych ścieżek i mnożenia intrygujących pomysłów, że zarzut fabularnego rozgardiaszu rozbraja się sam. "Phantom Boy" to pastisz i kino inicjacyjne, komedia absurdu i miejska impresja, kronika zmagań ze śmiertelną chorobą oraz satyra na szereg grup zawodowych. Wreszcie, fantazja o Ameryce, której nie ma – alternatywnym świecie, w którym stereotypy istnieją tylko po to, by je nieustannie łamać.
I cóż to jest za świat! Nowojorczycy mówią po francusku, społeczeństwo jest postępowe i oświecone, a droga do zwycięstwa nad złem wymaga zarówno szpiegostwa i dyplomacji, jak i starej dobrej pary w łapie. Fenomenalna kreska ożywia tę wspaniale wymyśloną rzeczywistość – ulokowana jest gdzieś na styku impresjonizmu, filmu noir oraz złotej ery amerykańskiego komiksu. Ręcznie rysowane tła tętnią życiem, postaci mają kapitalnie oddaną mimikę, a komputer to w rękach Feliciolego i Gagnola narzędzie służące jedynie delikatnemu liftingowi. Piękno "Phantom Boya" tkwi w surowej fakturze obrazu, w zabrudzeniach i niedoskonałościach, słowem: we wszystkim, co zazwyczaj artyści CGI zostawiają w sitku.
Stawka jest wysoka, karty rozdane. Konfrontacja Phantom Boya z Mężczyzną o Połamanej Twarzy może być dla Was walką dziecka z chorobą albo świetnym kinem superbohaterskim bez superbohaterów. W obydwu przypadkach warto zabrać dzieciaki do kina. Niech trochę pofruwają.
Moja ocena:
8
Udostępnij: