Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Dramat na kółkach

Seria "Szybkich i wściekłych" już od dawna nijak ma się do swojej pierwotnej konwencji. Przecież już wiele lat temu seria, która niegdyś zachwycała całą gamą najwyższej klasy aut, zapierającymi dech w pościgami oraz całkiem niezłą jak na tamte czasy realizacją, stała się standardowym tasiemcem, którego jedyne cele to odmóżdżenie widza, a przede wszystkim zgarnięcie całkiem sporej sumki za serwowanie światu bajek wyjętych rodem z "Matrixa

Siódemka również nie zachwycała. Za jej kulisami kryła się jednak wielka tragedia, która pokazała, jak wielka przyjaźń łączy aktorów w życiu prywatnym. Hołd oddany tragicznie zmarłemu Paulowi Walkerowi na końcu filmu, był przepięknym i wzruszającym zwieńczeniem trwającego od 2001 roku projektu, który choć rozpoczął się niepozornie, awansował do rangi światowej sławy kina. Niestety, powstanie "The Fate of the Furious" zniszczyło owo dobre wrażenie i nieodwracalnie unicestwiło je na rzecz kolejnych godzin przepełnionych żenującymi scenami. Po seansie mam wrażenie, że rozwiązania zaprezentowane w filmie idealnie wpisałyby się w sam środek potyczki marvelowskich superbohaterów. A przecież nie na komiczną historię o ratowaniu świata się pisaliśmy, prawda?




Trzeba jednak przyznać, że już na samym początku można dostrzec pewną prawidłowość. Już pierwszym scenom akompaniuje muzyka Pitbulla i warkot rozgrzanych silników. Do tego można śmiało dołożyć roznegliżowane panie, by otrzymać "Szybkich i wściekłych" w pigułce. Wiemy jednak, że czekają nas kolejne dwie godziny jazdy z Domem (Vin Diesel) i jego ekipą. Ekscytację zagłusza fakt, że prawdopodobnie nie ma już czego spodziewać się po serii, w której było już niemal wszystko. Bo czy da się wymyślić coś, co przebije przeskakiwanie samochodem wieżowców czy uciekanie z lecących w przepaść autobusów? Jak dowiódł F. Gary Gray w swoim dziele… da się.

Już na początku widzom zostaje przypomniane, jak szlachetnym Dom stał się człowiekiem. Bierze udział w wyścigu, którego nie ma prawa wygrać, ale przecież nikt nie mówił, że "Szybcy i wściekli" olśniewają realizmem, prawda? Oczywiście pan Toretto dojeżdża na metę pierwszy, po czym okazuje łaskę swojemu rywalowi. Ależ to ckliwe, nieprawdaż? Tym bardziej wydaje się to niedorzeczne, gdy w oka mgnieniu Dom porzuca swoją rodzinę i staje po stronie złowieszczej Cipher (Charlize Theron). Nagła zmiana frontów głównego bohatera nie zostaje nam zresztą w żaden sposób wyjaśniona. Dom zwyczajnie, jak za pstryknięciem palców, zdradza swoją ekipę, która przecież rzekomo tyle dla niego znaczy. To metamorfoza nieprawdopodobna nawet jak na kogoś z rozdwojeniem jaźni, a co dopiero w przypadku człowieka hipotetycznie nie posiadającego żadnych zaburzeń psychicznych?

W "The Fate of the Furious" nie brakuje pościgów, strzelanin i imponujących samochodów. Przynajmniej pod tym względem dzieło Graya nie rozczarowuje. Jak zawsze, możemy liczyć również na komiczne teksty Romana (Tyrese Gibson) i totalną demolkę w wykonaniu Hobbsa (Dwayne Johnson) i Shawa (Jason Statham). Jako iż, twórcy ewidentnie próbowali wymyślić coś nowego, tym razem spotykamy się z komicznie podrasowanym wątkiem hakerskim. Mało jest mnie w stanie zaskoczyć, ale zdalne sterowanie pełnowymiarowych aut w środku miasta było totalnym przegięciem.


Po seansie doszłam do dość przykrego wniosku, iż "Szybcy i wściekli" zupełnie nie szanują swoich widzów. Postacie, na początku tak barwne i charyzmatyczne, teraz stały się płaskie i bez wyrazu. Dom sprawia wrażenie wyzutej z uczuć wydmuszki i marionetki w rękach odrażającej Cipher. Dotychczas Charlize Theron niezmiennie zachwycała mnie we wszystkich rolach, jednak tym razem wydawała mi się odpychająca. Jej zadaniem było wcielenie się w czarny charakter, ale to w niej samej było coś, co przez cały czas niesamowicie mnie irytowało.

"Szybcy i wściekli 8" zabrnęli w schematy, których nie jestem w stanie wybaczyć. Rozbrajanie bomby w niemalże ostatniej sekundzie, odwieczna walka dobra ze złem, obfite w komizm strzelaniny i to niezastąpione szczęśliwe zakończenie! Czy w dwugodzinnym materiale naprawdę nie dało się upchnąć jeszcze więcej oklepanych motywów?

O ile kiedyś filmy te oglądałam z czystą przyjemnością i wielkim zapałem, o tyle tym razem najzwyczajniej w świecie się męczyłam. Prawdą jest jednak, że moja ocena nadal jest bardzo nieobiektywna. Nie spisałam tego filmu na straty tylko ze względu na czysty sentyment i sympatię do głównych bohaterów. Niestety, bez Briana i Mii, od których niejako zaczęła się ta wieloletnia przygoda, seria ta nie może być kompletna. Oboje zostają wspomniani, ale na tym kończy się ich udział w całej produkcji. Spodziewałam się większego zaangażowania w losy niegdyś kluczowych bohaterów, ale najwyraźniej ich wątki zostały ostatecznie zakończone w poprzedniej części. Może to i lepiej. Usilne upychanie ich w fabule na pewno nie przyniosłoby im niczego dobrego. Przynajmniej doczekali się godnego finału, którego kolejne części z pewnością nie byłyby w stanie im zapewnić.


W kinie jak i w życiu, rzadko zdarzają się zmiany na lepsze. "The Fate of the Furious" to pasmo rozczarowań i komizmów, z których nie wszystkie jestem w stanie wybaczyć. Osobiście czuję się emocjonalnie sponiewierana i ogłupiona, ale nie od dzisiaj wiadomo przecież, że do serii tej należy podchodzić z dość sporym dystansem. Poprzednie części pozostawiały widzowi swego rodzaju niedosyt. Niestety, tym razem po raz pierwszy, dojazd na metę przyniósł mi szczere uczucie ulgi. O ile po seansie siódemki do oczu cisnęły mi się łzy wzruszenia, o tyle finałowi ósemki towarzyszył jedynie szyderczy uśmieszek i wcale niepocieszająca świadomość, że to jeszcze nie koniec. Twórcy pozostawili sobie zresztą pewien zapas na wypadek kompletnego braku pomysłu. Odkurzanie starych złoczyńców to przecież od zawsze niezawodny plan B.

Moja ocena:
7
Omne principium difficile est.
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje