Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Wartości domyślne

Błędni rycerze i obłędne nimfy, księżniczka bez królestwa i dzielny marynarz z amnezją, magiczne kryształy o mocy supernowej oraz pastelowy świat na krawędzi zagłady... Gdyby uśrednioną miarą ziemskiej cywilizacji były japońskie gry rpg, "Bravely Default II" mogłoby zostać wystrzelone w kosmos albo znaleźć się w Britannice pod adekwatnym hasłem. Zmian w obrębie skostniałej formuły jest jednak wystarczająco dużo, by powidoki dawnych przygód ułożyły się w zupełnie nową opowieść. Znacie? To posłuchajcie. 



Wydana na konsolę Nintendo 3DS pierwsza część gry rozpoczęła swój żywot jako potencjalny spin-off serii "Final Fantasy" i dopiero w niemowlęcym okresie developmentu stała się niezależną produkcją. Stworzone z myślą o Switchu "Bravely Default II" nie jest ani jej bezpośrednim sequelem, ani nawet – oto japońska numeracja w stanie czystym – drugą grą cyklu. To zupełnie nowa historia, której kod genetyczny sięga czasów klasycznego "Final Fantasy III" i która przypomina ilustrowany atlas całego gatunku. Choć historia jej powstawania może wydawać się nudna, to i tak stanowi przyzwoitą metaforę popkulturowego sprzężenia zwrotnego. Z czasem w każdej szkatułce odkrywamy kolejną szkatułkę, piętrowe inspiracje układają się w coś na kształt odrębnej tożsamości, a pod znajomymi kamieniami zaczynamy odkrywać nieznane skarby. 





Weźmy system klas, fundament pożywnego śniadania w każdym j-erpegu. W "Bravely Default II" zestaw jest standardowy: Freelancer to profesja dla omnibusów, Biały Mag zostanie drużynowym lekarzem, Łowca specjalizuje się w partyzantce oraz atakach dystansowych, z kolei Trubadur wyśpiewa swoim towarzyszom lepsze samopoczucie. Z biegiem akcji pojawiają się jednak profesje hybrydowe. Niekiedy związane są z orężem, jak wymachujący toporami Vanguard, który będzie ściągał na siebie gniew okolicznych potworów, zaś kiedy indziej – z potrzebą zjedzenia ciastka i posiadania ciastka, vide Czerwony Mag, który radzi sobie zarówno z bronią białą, jak i zaawansowaną magią. Ostatnim elementem układanki okazuje się możliwość dowolnego miksowania umiejętności klas, które wcześniej rozwinęliśmy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by obładowany niebezpiecznymi przedmiotami Rzemieślnik wzbogacił swój arsenał o potężną, błękitną magię, a szyjąca z łuku Złodziejka znalazła sobie nowe hobby w postaci broni obuchowej.  



Podobna strategia artystyczna organizuje tu niemal każdy element mechaniki oraz fabuły. Stawka w prostej jak drut historii o herosach z przypadku robi się coraz wyższa, świat zakreślony granicami paru miast i labiryntów pączkuje z każdą godziną, z kolei nieskomplikowane elementy rozgrywki naraz okazują się wielowarstwowymi konstrukcjami. Choć schemat zabawy – podróż do miasta, misja główna, misje poboczne, podróż do kolejnego miasta – może wydawać się równie znajomy, to zapewniam, że i w tej strukturze znalazło się miejsce na drobne przesunięcie akcentów. Jasne, będziecie zwiedzać omszałe lochy, gotyckie zamki, zalane lawą świątynie, a nawet znienawidzone przez koneserów gatunku kanały. Oczywiście, będziecie prowadzić dyskusje o niebie i chlebie z członkami drużyny oraz przemierzać świat, dziesiątkując miniony sił ciemności. Wszystkie te składniki odmierzono jednak z aptekarską precyzją, za bazę przyjmując doskonały system walki. Ten z "Bravely Default II" oparty jest na tytułowym kontraście: Default to mechanika aktywnej obrony, która pozwala nam magazynować punkty ataku; Brave z kolei to wentyl, dzięki któremu możemy zasypać przeciwnika gradem ciosów bądź ataków magicznych. W przeciwieństwie do poprzednich gier cyklu, najnowsza produkcja przynosi mechanikę zbliżoną do klasycznych turówek, w którym kontrolujemy wszystkich członków drużyny, a kolejkowanie ataków jest równie istotne, co przewidywanie ruchów przeciwnika. I będę się upierał, że to zmiana, która służy zarówno dynamice zabawy, jak i narracyjnemu rytmowi. Eksploracja bywa tutaj na tyle relaksująca, że walka okazuje się jeszcze intensywniejszym kontrapunktem.


 
Najbardziej dystynktywnem elementem "Bravely Default II" i zarazem najcelniejszą figurą pars pro toto całej produkcji pozostaje styl graficzny. Na 3DS-sie robił ogromne wrażenie głównie ze względów technicznych (fantastyczne wykorzystanie trójwymiarowej głębi!). Na Switchu, choć bywa świadectwem artystycznej maestrii, jest przede wszystkim realizacją zasady decorum. Połączenie ręcznie rysowanych i ożywionych ruchomymi detalami teł z bohaterami odmalowanymi w karykaturalnym stylu chibi to niezła wizytówka konserwatywnej produkcji, która momentami pozwala sobie na odrobinę szaleństwa. Jak nietrudno się domyślić, owo przywiązanie do tradycji może być zarówno klątwą, jak i błogosławieństwem "Bravely Default IIAle jeśli wiecie, jak cienka granica dzieli hołd od autorskiej wizji, tym bardziej docenicie tytuł, który balansowanie na tej granicy czyni sednem zabawy.

Moja ocena:
8
Michał Walkiewicz
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

najnowsze recenzje