Recenzja gry
Powrót do szkoły
Aż trudno uwierzyć, że od premiery "Judgment" minęło już więcej niż dwa lata. Przed premierą pojawiały się obawy, czy studio Ryu Ga Gotoku udźwignie tytuł, w którym brak jest Kiryu, Szalonego Psa Shimano i mafijnych dramatów, z którymi dotychczas kojarzyło się Kamurocho. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu "Judgment" okazał się jedną z lepszych produkcji japońskiego studia, a oczekiwanie na sequel przygód Takayukiego z każdym kolejnym miesiącem zaczynało męczyć mnie coraz bardziej. Z tym większą radością przyjęłam wiadomość, że po raz pierwszy w historii gra od RGG Studio będzie miała swoją premierę równolegle na całym świecie i nie trzeba będzie już ukrywać się przed spoilerami przez kilka miesięcy.
Od starcia z morderczym "Kretem" minęły dwa lata. Agencja detektywistyczna Yagamiego powinna już świetnie prosperować, a mamona sypać się z nieba. Nic bardziej mylnego. Biznes idzie gorzej niż słabo, a jedyne, na co mogą liczyć Yagami i spółka, to drobne sprawy podrzucane przez mecenasa Gendę. Do czasu. Macki przestępczości zaczynają wykraczać poza Kamurocho i zaciskać się wokół znanego już z "Like a Dragon" miasta Isezaki Ijincho.
Główny podejrzany o brutalne morderstwo ma niecodzienne alibi, a psujące się w magazynie ciało jest niestety tylko wierzchołkiem góry lodowej; okruszki tropów prowadzą agencję detektywistyczną w mury lokalnej szkoły. Ta pełna jest mniejszych i większych grzeszków, wśród których największy popłoch wzbudza znęcanie się nad uczniami zarówno przez innych uczniów, jak i nauczycieli. Te dwie pozornie niezwiązane ze sobą sprawy przeplatają się ze sobą zdecydowanie zbyt często jak na gust naszego głównego bohatera, który szybko podejmuje trop i rzuca się w wir dość szalonych wydarzeń.
"Lost Judgment" konsekwentnie podąża ścieżką wyznaczoną przez swojego poprzednika, nie tylko wyznaczając własną, niezależną od "Yakuz" tożsamość, ale i próbując naprawić to, co wcześniej nie zagrało. Jak chociażby sekwencje ze śledzeniem przestępców. Nic chyba nie irytowało graczy bardziej, niż długie, wymuszone i niewiele wnoszące do rozgrywki bawienie się w psa tropiącego. Momenty te zostały ograniczone do minimum, a możliwość odwracania uwagi za pomocą "bujania w obłokach" czyni je mniej frustrującymi.
Gry Studia RGG stoją przede wszystkim walką. Te w "Lost Judgment" stały się na tyle widowiskowe, że często nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia z mordoklepką pokroju "Tekkena", w której żonglujemy przeciwnikami przez plac bitwy tak, by nigdy nie dotknęli stopami ziemi. Yagami rozsadza kolejne fale wrogów w znanym już stylu tygrysa i żurawia, ale może urozmaicić swój arsenał stylem węża, służącym do szybkich i bezlitosnych kontrataków. Klepańsko lokalnych watażków nigdy nie było tak przyjemne i zbliżone do klasycznego, azjatyckiego kina kopanego klasy "Ż
Poza kontynuowaniem wątku głównego i zmaganiem się z tym całym zamieszaniem związanym z pogonią za tajemniczym mordercą, Yagami poświęci swój czas maluczkim potrzebującym jego pomocy. "Lost Judgment" odchodzi od nawiązywania relacji z konkretnymi postaciami i powraca do sprawdzonego już systemu zadań pobocznych. Większość z nich pojawi się na naszej mapie dopiero po wcześniejszym podsłuchaniu plotek rozsiewanych przez mieszkańców. I jak to zwykle bywa w grach z tej serii, ich problemy to z reguły totalna jazda bez trzymanki i chwila na złapanie lekkiego oddechu od mrocznego i posępnego tonu motywu przewodniego. Zażegnanie kryzysów nie będzie łatwe, ale Yagami wyposażony zostaje w nowe narzędzia walki z opresją, a w niektórych momentach wspomoże go Ranpo, rezolutny pies rasy shiba-inu.
Co więcej, Yagami zostaje też wbrew swojej woli wplątany w działania szkolnego klubu detektywistycznego. Ten próbuje zdemaskować Profesora, tajemniczą personę pociągającą z ukrycia za sznurki w jokohamskim liceum. I tu moje ogromne zastrzeżenie, gdyż zdarzają się momenty, w których Yagami najzwyczajniej w świecie pierze licealistów w nad wyraz brutalny sposób. Skoro Kiryu nigdy nie uderzył kobiety, to i tutaj można było rozegrać tę problematyczną kwestię inaczej. Zwłaszcza że gra nie tylko skupia się na zagadnieniach związanych z przemocą fizyczną i psychiczną, ale również mocno zahacza o sprawy molestowania seksualnego.
Takayuki odrywa się teraz od ziemi nie tylko w scenach kopanych. Z odrobinie większą gracją niż Michael Scott z "The Office" krzyczy "parkour!", przeskakując z jednej rynny na drugą, wisząc na klimatyzatorach i turlając się z kąta w kąt. Zabawimy się też w dość prymitywną wersję Tony’ego Hawka, przemierzając miasto na deskorolce.
"Lost Judgment" jest wypełnione zawartością po brzegi. Liczba aktywności ciągnie się w nieskończoność. Pożeranie potraw dostępnych w lokalnych restauracjach, rozpracowywanie gier arcade z przepastnego zasobu Segi, znalezienie poukrywanych graffiti z wiewiórkami, golf, rzutki, zabawy w rzeczywistości VR – to tylko drobna część tego, co przygotował dla graczy Toshihiro Nagoshi i jego szalona ekipa. No i można głaskać kotki, więc nie znajdziecie już nic lepszego do grania w tym roku.
Wielu z Was może nurtować pytanie, czy ogranie pierwszej części jest konieczne do podejścia do sequela. Otóż nie. Owszem, ominie Was kilka smaczków, ale sprawy kryminalne z obu gier nie są ze sobą powiązane. Nie zmienia to jednak faktu, że gorąco polecam ogranie "Judgment" w pierwszej kolejności.
Mam jednak wrażenie, że sequel nie do końca dźwignął brzemię pierwszej części. Historia nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, a nieporadne próby przedstawienia wydarzeń związanych z molestowaniem seksualnym jednej z postaci obnażają braki i niedostateczne zrozumienie tematu przez twórców. "Lost Judgment" to wciąż solidna i wciągająca gra pełna niesamowitych postaci i intrygujących wątków. Szkoda też, że przez zawirowania dotyczące Takui Kimury dalsze losy serii wiszą na włosku. To absolutnie nie czas, żeby żegnać się z Yagamim!
Od starcia z morderczym "Kretem" minęły dwa lata. Agencja detektywistyczna Yagamiego powinna już świetnie prosperować, a mamona sypać się z nieba. Nic bardziej mylnego. Biznes idzie gorzej niż słabo, a jedyne, na co mogą liczyć Yagami i spółka, to drobne sprawy podrzucane przez mecenasa Gendę. Do czasu. Macki przestępczości zaczynają wykraczać poza Kamurocho i zaciskać się wokół znanego już z "Like a Dragon" miasta Isezaki Ijincho.
Główny podejrzany o brutalne morderstwo ma niecodzienne alibi, a psujące się w magazynie ciało jest niestety tylko wierzchołkiem góry lodowej; okruszki tropów prowadzą agencję detektywistyczną w mury lokalnej szkoły. Ta pełna jest mniejszych i większych grzeszków, wśród których największy popłoch wzbudza znęcanie się nad uczniami zarówno przez innych uczniów, jak i nauczycieli. Te dwie pozornie niezwiązane ze sobą sprawy przeplatają się ze sobą zdecydowanie zbyt często jak na gust naszego głównego bohatera, który szybko podejmuje trop i rzuca się w wir dość szalonych wydarzeń.
"Lost Judgment" konsekwentnie podąża ścieżką wyznaczoną przez swojego poprzednika, nie tylko wyznaczając własną, niezależną od "Yakuz" tożsamość, ale i próbując naprawić to, co wcześniej nie zagrało. Jak chociażby sekwencje ze śledzeniem przestępców. Nic chyba nie irytowało graczy bardziej, niż długie, wymuszone i niewiele wnoszące do rozgrywki bawienie się w psa tropiącego. Momenty te zostały ograniczone do minimum, a możliwość odwracania uwagi za pomocą "bujania w obłokach" czyni je mniej frustrującymi.
Gry Studia RGG stoją przede wszystkim walką. Te w "Lost Judgment" stały się na tyle widowiskowe, że często nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż mamy do czynienia z mordoklepką pokroju "Tekkena", w której żonglujemy przeciwnikami przez plac bitwy tak, by nigdy nie dotknęli stopami ziemi. Yagami rozsadza kolejne fale wrogów w znanym już stylu tygrysa i żurawia, ale może urozmaicić swój arsenał stylem węża, służącym do szybkich i bezlitosnych kontrataków. Klepańsko lokalnych watażków nigdy nie było tak przyjemne i zbliżone do klasycznego, azjatyckiego kina kopanego klasy "Ż
Poza kontynuowaniem wątku głównego i zmaganiem się z tym całym zamieszaniem związanym z pogonią za tajemniczym mordercą, Yagami poświęci swój czas maluczkim potrzebującym jego pomocy. "Lost Judgment" odchodzi od nawiązywania relacji z konkretnymi postaciami i powraca do sprawdzonego już systemu zadań pobocznych. Większość z nich pojawi się na naszej mapie dopiero po wcześniejszym podsłuchaniu plotek rozsiewanych przez mieszkańców. I jak to zwykle bywa w grach z tej serii, ich problemy to z reguły totalna jazda bez trzymanki i chwila na złapanie lekkiego oddechu od mrocznego i posępnego tonu motywu przewodniego. Zażegnanie kryzysów nie będzie łatwe, ale Yagami wyposażony zostaje w nowe narzędzia walki z opresją, a w niektórych momentach wspomoże go Ranpo, rezolutny pies rasy shiba-inu.
Co więcej, Yagami zostaje też wbrew swojej woli wplątany w działania szkolnego klubu detektywistycznego. Ten próbuje zdemaskować Profesora, tajemniczą personę pociągającą z ukrycia za sznurki w jokohamskim liceum. I tu moje ogromne zastrzeżenie, gdyż zdarzają się momenty, w których Yagami najzwyczajniej w świecie pierze licealistów w nad wyraz brutalny sposób. Skoro Kiryu nigdy nie uderzył kobiety, to i tutaj można było rozegrać tę problematyczną kwestię inaczej. Zwłaszcza że gra nie tylko skupia się na zagadnieniach związanych z przemocą fizyczną i psychiczną, ale również mocno zahacza o sprawy molestowania seksualnego.
Takayuki odrywa się teraz od ziemi nie tylko w scenach kopanych. Z odrobinie większą gracją niż Michael Scott z "The Office" krzyczy "parkour!", przeskakując z jednej rynny na drugą, wisząc na klimatyzatorach i turlając się z kąta w kąt. Zabawimy się też w dość prymitywną wersję Tony’ego Hawka, przemierzając miasto na deskorolce.
"Lost Judgment" jest wypełnione zawartością po brzegi. Liczba aktywności ciągnie się w nieskończoność. Pożeranie potraw dostępnych w lokalnych restauracjach, rozpracowywanie gier arcade z przepastnego zasobu Segi, znalezienie poukrywanych graffiti z wiewiórkami, golf, rzutki, zabawy w rzeczywistości VR – to tylko drobna część tego, co przygotował dla graczy Toshihiro Nagoshi i jego szalona ekipa. No i można głaskać kotki, więc nie znajdziecie już nic lepszego do grania w tym roku.
Wielu z Was może nurtować pytanie, czy ogranie pierwszej części jest konieczne do podejścia do sequela. Otóż nie. Owszem, ominie Was kilka smaczków, ale sprawy kryminalne z obu gier nie są ze sobą powiązane. Nie zmienia to jednak faktu, że gorąco polecam ogranie "Judgment" w pierwszej kolejności.
Mam jednak wrażenie, że sequel nie do końca dźwignął brzemię pierwszej części. Historia nie zrobiła na mnie tak wielkiego wrażenia, a nieporadne próby przedstawienia wydarzeń związanych z molestowaniem seksualnym jednej z postaci obnażają braki i niedostateczne zrozumienie tematu przez twórców. "Lost Judgment" to wciąż solidna i wciągająca gra pełna niesamowitych postaci i intrygujących wątków. Szkoda też, że przez zawirowania dotyczące Takui Kimury dalsze losy serii wiszą na włosku. To absolutnie nie czas, żeby żegnać się z Yagamim!
Moja ocena:
8
Udostępnij: