Recenzja serialu
Wojenne rewolucje
"Jutro, kiedy zaczęła się wojna" jest pierwszym tomem bestsellerowej serii autorstwa australijskiego pisarza Johna Marsdena. O książkach zrobiło się głośno, gdy ceniony scenarzysta - Stuart Beattie (twórca "Australii" i "30 dni mroku") zdecydował się przenieść kadry z powieści na klatkę filmową. Produkcja zyskała rzesze oddanych fanów i kilka nagród, jednakże mimo to Beattie nie postanowił kręcić kontynuacji. Po sześciu latach reżyser Brendan Maher podjął się nakręcenia serialu na podstawie serii Marsdena, jednakże z mizernym skutkiem.
Fabuła skupia się na grupie przyjaciół, którzy postanawiają spędzić kilka dni na łonie natury. Kiedy wracają do swojego miasteczka, odkrywają, że wybuchła wojna, a oni się jednym z nielicznych ludzi na wolności. Zdeterminowana młodzież postanawia stawić czoła okupantom i odzyskać swój kraj.
Beattie sukces swojego dzieła w pewnym stopniu zawdzięcza utalentowanej obsadzie, która subiektywnie odnalazła się w swoich rolach. Ich postacie były wyraziste i zapadające w pamięci. U "Brendana Mahera" gra aktorów jest bardzo sztuczna, gołym okiem widać, że bohaterów pierwszoplanowych grają debiutujące gwiazdy. Na twarzach aktorów nie malują się żadne emocje, brak zaangażowania z ich strony, skutkuje tym, że ciężko jest się utożsamić z postaciami.
Natomiast ekipa odpowiedzialna za muzykę w serialu rzetelnie wykonuje swoją pracę. Ścieżka dźwiękowa nadaje przyjemny wydźwięk produkcji. W serialu góruje tylko relaksacyjna muzyka, brakuje wzbudzających niepokój nut, nadających wojenny klimat.
Zaletą są również zdjęcia przedstawiające piękne i malownicze krajobrazy Australii. Już kilka minut po seansie, można dostrzec kunszt operatorski. Plastyka obrazu reprezentuje wysoki poziom i dostarcza doznań estetycznych. Efekty specjalne są mało realistyczne i często widać pracę komputera. Niektóre sceny wyglądają kiczowato i zwyczajnie odbierają przyjemność z oglądana.
Podsumowując, "Tomorrow when the war began" to serial na niskim poziomie, którego oglądanie nie należy do przyjemności. Pomimo dobrych zdjęć i muzyki, to niczego specjalnego tutaj nie znajdziecie. Pojawia się również wiele luk fabularnych i absurdalnych scen. Ten sześcioodcinkowy seans się dłuży i zniechęca do zapoznania się z treścią genialnej serii "JutroU Bill MaherasMahera książkowi bohaterowie z krwi i kości są jałowe i nudne, a oryginalna i zapierające dech w piersiach fabuła jest źle poprowadzona oraz znacznie uproszczona. Polecam przeczytać dzieło Johna Marsdena lub poprawnie zrealizowaną adaptacje książki Stuarta Beattie'ego.
Fabuła skupia się na grupie przyjaciół, którzy postanawiają spędzić kilka dni na łonie natury. Kiedy wracają do swojego miasteczka, odkrywają, że wybuchła wojna, a oni się jednym z nielicznych ludzi na wolności. Zdeterminowana młodzież postanawia stawić czoła okupantom i odzyskać swój kraj.
Beattie sukces swojego dzieła w pewnym stopniu zawdzięcza utalentowanej obsadzie, która subiektywnie odnalazła się w swoich rolach. Ich postacie były wyraziste i zapadające w pamięci. U "Brendana Mahera" gra aktorów jest bardzo sztuczna, gołym okiem widać, że bohaterów pierwszoplanowych grają debiutujące gwiazdy. Na twarzach aktorów nie malują się żadne emocje, brak zaangażowania z ich strony, skutkuje tym, że ciężko jest się utożsamić z postaciami.
Natomiast ekipa odpowiedzialna za muzykę w serialu rzetelnie wykonuje swoją pracę. Ścieżka dźwiękowa nadaje przyjemny wydźwięk produkcji. W serialu góruje tylko relaksacyjna muzyka, brakuje wzbudzających niepokój nut, nadających wojenny klimat.
Zaletą są również zdjęcia przedstawiające piękne i malownicze krajobrazy Australii. Już kilka minut po seansie, można dostrzec kunszt operatorski. Plastyka obrazu reprezentuje wysoki poziom i dostarcza doznań estetycznych. Efekty specjalne są mało realistyczne i często widać pracę komputera. Niektóre sceny wyglądają kiczowato i zwyczajnie odbierają przyjemność z oglądana.
Podsumowując, "Tomorrow when the war began" to serial na niskim poziomie, którego oglądanie nie należy do przyjemności. Pomimo dobrych zdjęć i muzyki, to niczego specjalnego tutaj nie znajdziecie. Pojawia się również wiele luk fabularnych i absurdalnych scen. Ten sześcioodcinkowy seans się dłuży i zniechęca do zapoznania się z treścią genialnej serii "JutroU Bill MaherasMahera książkowi bohaterowie z krwi i kości są jałowe i nudne, a oryginalna i zapierające dech w piersiach fabuła jest źle poprowadzona oraz znacznie uproszczona. Polecam przeczytać dzieło Johna Marsdena lub poprawnie zrealizowaną adaptacje książki Stuarta Beattie'ego.
Udostępnij: