Bardzo mi się nie podobało - ani pomysł, na zakończenie, ani wykonanie tego pomysłu.
Dlaczego?
1. Ruth - jedyna osoba, co do której widz mógł jeszcze naprawdę czuć sympatię, czy jej po prostu kibicować na tym etapie opowieści, bo straciła przez Byrdów wszystko - zostaje odstrzelona, i- oczywiście, że musi to być dokładnie w tym samym czasie co impreza na młynie (te Stany, to niesamowite miejsce. W niewielkiej turystycznej mieścinie na przestrzeni kilku miesięcy ginie bardzo dużo ludzi, do miasteczka przyjeżdża rodzina, która wykupuje nagle lokalne interesy, a po ulicach kręcą się meksykanie i nikogo to specjalnie nie wzrusza XD)
2. Oczywiście również idealnie zgrany czasowo z imprezą na młynie jest były-niedoszły policjant -detektyw, który jako wielki twist końcówki serialu, oczkuje na głównych bohaterów. Nie wiem jaki był wgl zamysł kończenia całego serialu konfrontacja z akurat tą postacią. Nie była to postać, ani tak ważna, ani wzbudzająca jakieś szczególnie emocje. Co ta konfrontacja miała pokazać, poza tym, że Jonah wyrósł na mordercę z zimną krwią? Tyle, że aby to pokazać, mógł odstzelić dosłownie kogokolwiek i tak widz nawet przez sekundę nie wierzy, że wielcy Byrdowie, którzy pokonali meksykański kartel narkotykowy, FBI, a w kieszenie mają miliony i połowe lokalnych polityków, teraz dadzą się załatwić typowi przed 50-dziesiątką z urną o głowie kozła.
3. Dla mnie ta historia jest zupełnie niedokończona. Zadawałam sobie głębsze pytania podczas oglądania tego serialu niż to czy ostatecznie się wywiną czy nie. Np. czy Wendy zwariuje do reszty, czy Marty ją zostawi po tym, jakim potworem się okazała, co się stanie z ich dziećmi przez to co im zafundowali. Charlotte w tym sezonie wgl nie istaniała. Miała dwie miny w repertuarze, które ciągle robiła, smutne, żen ikt nie miał pomysłu na jej postać. Wątek Jonah, jak rozumiem miał się rozwiązać w taki sposób, że własnie zamordował człowieka na oczach całej swojej rodziny, ale wydźwięk tej sceny jest pozytywny (Byrdowie cieszą się, że znów im się upiekło)- więc w sumie nic z tego nie wynika. Marty, to absolutnie największe rozczarowanie. Nie dostaliśmy na koniec nic, żadnych jego refleksji nad całą tą historia, oceny sytuacji, oceny swojego postępowania, losu swojej rodziny. Można w zasadzie powiedzięc, że od 2 sezonó było to po prostu "Wendy Show", bo tylko ona miała jakieś wiarygodne studium ludzkich emocji, pod wpływem takiego stresu i wydarzeń. To że przeszła drastyczną przemianę w złego i bezwzględnego człowieka to nie jest może oryginalny pomysł, ale to w zasadzie jedyny wątek, który jeszcze trzymał w kupie tę historię, bo reszta fabuły to naprawdę smutek. Tylko myslałam, że to Wendy Show do czegoś zmierza, że jest jakakolwiek puenta tej historii albo refleksja nad nią, poza "jak jesteś sprytny, masz pieniądze i znajomości, to wywyniesz się z każdego przekrętu" nie ważne ile ludzi zginie przez Ciebie po drodze. A jak po drodze są problemy, to nawet jak posuniesz się do najgorszych świństw i całkowicie się odczłowieczysz - nie bój żaby i tak ostatecznie historię piszą zwycięzcy.
Ja pod jednym postem już to pisałem ale moim zdaniem te prochy to też słaby dowód ,w sensie został zdobyty nielegalnie ,tak że nie wiem czy to w ogóle przeszło by w sądzie . Historia tak jakby nie została zakończona ,przynajmniej dla mnie .
To prawda, ale nawet jeśli sąd by ich prawomocnie nie skazał, to na szali wciąż leżał los ich fundacji, wielkich pieniędzy i wpływów w polityce, a wisząca nad nimi historia domniemanego morderstwa chorego psychicznie brata, mogłaby to wszystko obrócić w piach...
Właściwie coś jest w tym co piszesz ,choć z drugiej strony mieli "zagwarantowane" 30mln $ rocznie od Schaw Medical . Ale faktem jest że po takiej sprawie smród mógłby pozostać .
Moim zdaniem finał, chociaż oczywiście nie umywa się od ostatniego odcinka trzeciego sezonu, był zupełnie adekwatny do fabuły prowadzonej przez cały serial. Ta puenta, która tak Cię rozczarowuje, jest chyba wystarczająco przerażająca i smutna. Że ten, kto ma władzę, kto ma pieniądze, kto ma układy - zawsze się wywinie. Ruth, która była w systemie od dziecka, nawet mimo próby życia z czystą kartą, nie mogła tego dostać, bo błędy przeszłości i tak ją dopadły. Kurczę, zabiła syna siostry bossa meksykańskiej mafii, przecież to się nie mogło skończyć inaczej.
Wątek Jonah i Wendy w szpitalu psychiatrycznym - to dopiero było bez sensu, natomiast coś musieli zrobić, żeby Jonah odstrzelił policjanta. Przy czym mnie się totalnie nie zgrywa kwestia przemowy Wendy o tym, że jeżeli Charlotte i Jonah chcą wyjechać z dziadkiem, to niech jadą. To znaczy nie zgrywa mi się to, że dzieciaki to łyknęły, po czym wróciły razem z nią do samochodu i wszystko dalej było okej. Ten wątek był idiotycznie poprowadzony, szczególnie że Wendy zdawała się naprawdę tracić zmysły, więc można było to rozwiązać trochę inaczej. Natomiast to, że oboje zostali z rodzicami jest podwójnie tragiczne, właśnie ze względu na zakończenie.
Marty to rzeczywiście jakaś masakra, ale akurat jego wątki zawsze wydawały mi się jakieś takie miałkie. Poziom jego oddania Wendy był całkowicie przesadny i aż mi ulżyło, jak w końcu puściły mu nerwy w tym korku, bo zaczynało to być nie do zniesienia.
Ogólnie druga połowa sezonu mocno średnia. Trudno było chyba dosięgnąć poziomu trzeciego sezonu, ale jednak tych odcinków było na tyle dużo, że można było pewne wątki pociągnąć trochę inaczej. Niektóre wątki skrócić - szczególnie, jeżeli chodzi o Omara Navarro. Trochę się jednak wynudziłam i miałam ochotę momentami przewijać. Tak czy inaczej, widziałam już finały sezonów dużo bardziej rozczarowujące i głupsze. Tu mogło być lepiej, ale mimo wszystko uważam, że finał był całkiem spójny w stosunku do prowadzonej fabuły.
Akurat to, że dzieciaki łyknęły jak pelikan, to co Wendy odstawiła w szpitalu, jestem w stanie przyjąć. To jednak wciąż były nastolatki, postawione w dodatku w ekstremalnej sytuacji, a Wendy - jaka by nie była - była ich matką, którą kochały. Na pewno łatwiej jest zaakceptować, że moja matka tak bardzo mnie kocha, że na myśl o moim odejściu ląduje w szpitalu psychiatrycznym, niż że jest aż tak wyrachowana, że jest w stanie upozorować psychiczne załamanie, tylko po to, by mnie sobie podporządkować. Marty rozgryzł Wendy od razu, dzieciaki, to jednak wciąż tylko dzieciakami.
Moim największym problemem tego sezonu, jest właśnie kompletny brak pomysłu na - po 1. zakończenie całej historii, po 2. -na poprowadzenie tego konkretnego sezonu. Widać to w niesamowitych dłużyznach - Ruth słucha muzyki w samochodze, Ruth śpi w samochodzie, Ruth jedzie samochodem, Ruth idzie po kawę i spotyka swojego hip-hopowego idola, Ruth i jej retrospekcje ze zmarłym kuzynem. Tego było za dużo, nic nie wznosiło nowego ani do historii w ogóle, ani do histroii o tej postaci.
Wątek Martiego łykałam, bo wierzyłam, że będzie miał on jakiś swój finał-np. że Marty na końcu, jak już wreszcie osiągną wszystko o co walczyli, rzuci Wendy w cholerę albo że wreszcie sam posypie się psychicznie. A tu jedno wielkie nic, tak jakby ta postać, kreowana na super inteligentnego i przewidującego gościa, który gdzieś tam jednak walczy o swoją moralność (albo jej pozory) i duszę - tak jakby ta postać była zupełnie pusta w środku na koniec historii.
I tak najlepszym podsumowaniem tego sezonu jest postać Charlotte, której nic się nie przydarza, nie ma żadnych własnych scen, przemyśleń. W sesnie... to nastolatka, którą rodzina zmusza do pracy przy praniu brudnych pieniędzy, jednocześnie musi chodzić do szkoły.. jakieś imprezy, chłopcy? Jakiś bunt, jakieś refleksje? XD
Dzieci zostały z Wendy głównie dlatego, że przecież Ruth groziła dziadkowi przy nich bronią i kazała powiedzieć to, co powiedział jej przed chwilą. A powiedział jej, że bił swoje dzieci, że były dla niego wstydem, że zabiera Jonah i Charlotte tylko na złość Wendy.
Co do scen z ruth, to normalny zabieg. Były rozwlekłe, bo tak trzeba. Jak wszystko ma być po coś, to lepiej oglądaj rolki na socialach- tam masz wszystko na tacy od razu z puentą.
Zabicie tej wieśniaczki Runth to najlepsze co mogło się stać. Szkoda, że w ostatnim odcinku
Zabicie tej wieśniaczki Ruth to bardzo dobra końcówka. Szkoda, że trzeba było na to tak długo czekać
W sumie zgadzam się z całym Twoim postem poza fragmentem z Ruth. Postać ta dawała radę może w dwóch pierwszych sezonach, szczególnie w relacji z Martym. Potem stała się niemiłosiernie męcząca, pyskata i po prostu denerwowała tą swoją agresją. Jej zgon to jedyny plus tej słabej drugiej połowy ostatniego sezonu.
A co do Jonah, to nie wiem czemu, ale po obejrzeniu ostatniego odcinka pomyślałem, że on raczej rozwalił urnę, a nie detektywa (zwróć uwagę jak mruży oczy żeby dobrze przycelować).
Co do samej końcówki to nie da się ukryć, że nie było na nią pomysłu (poza nazbyt ewidentną inspiracją Soprano).
Tak jak napisałam wyżej - nie chodzi nawet o to, jak ostatecznie zakończyła się ta historia, tylko, że na sam koniec ewidentnie zabrakło pomysłu i serca do samej opowieści. Niektóre postacie zostały kompletnie olane (Charlotte, Marty) - inne z kolei przeszły jakąś wielką drogę, tudzież przemianę (Rutr, Wendy) , z której na koniec KOMPLETNIE NIC NIE WYNIKA. Serial, jest jakąś opowieścią, a od opowieści oczekujesz, że skoro takie a nie inne jej fragmenty zostały przedstawione widzowi, to stało się tak z jakiegoś powodu i COŚ Z TEGO WYNIKA. A tu na sam koniec okazało się, że z większości najbardziej angażujących wątków nie wynika dla naszej opowieści kompletnie nic. Po co w takim razie wgl to opowiadać?
on zamyka oczy nie mróży, nie chce patrzeć na co strzela. Z takiej flinty to masz dziurę o średnicy 10x10cm z tak bliska. Zwróć uwagę na twarze rodziców, są przepełnione akceptacją tego co się stanie. Zakończenie jest bardzo wymowne.
Ten finał w ogóle nie wydaje się być finałem. A jeśli nim jest to znaczy, że początkowe odczucia, że scenarzyści nie są zbyt utalentowani nie okazały się być mylne.
Nie obejrzałam jeszcze do końca, jednak czy ktoś mi wyjaśni, jakimi cudem Ruth była "jedynym" spadkobiercą kuzyna, jeśli ten kuzyn miał brata????
Na to wygląda. Jednak nieletni ma przecież prawo do majątku. Był najbliższym krewnym
dlatego spłycone to chyba zostało, bo z tego co pokazują inne produkcje zza oceanu, do pełnoletniości całym majątkiem zarządza opiekun... a właśnie, a nie padło tam stwierdzenie, że z uwagi na to, że Ruth wystąpiła o opiekię nad Three to została tym "jedynym" spadkobiercom? ale to i tak sie kupy nie trzyma, to jednak w takim przypadku ona powinna zostać tylko zarządcą majątku kuzyna... Babol w scenariuszu i tyle
S04O11 ok 44 minuty. Prawniczka mówi, że skoro złożyła wniosek o bycie prawnym opiekunem (nie Three ale) Wayata, to została jego spadkobierczynią i ma prawa do ziem Darlene, przynajmniej połowy, jak nie całości. Więc jednak zostało to wytłumaczone. Pytanie na ile jest to zgodne z prawem (że dziedziczy opiekun a nie opiekun i rodzeństwo)
pewnie dlatego powiedziała - przynajmniej połowy jak nie całości, bo w grę wchodził jeszcze brat zmarłego, bo Darlene nie miała nikogo. Myślę, że widzów ze stanów wcale to nie dziwi, tam testamentem można oddać wszystko komuś obcemu, a u nas rodzina zawsze coś dostaje na zasadzie zachowku
Tym bardziej, że Ruth miała niepełnoletniego kuzyna, którego była prawną opiekunką, a który obecnie stał się de facto jedynym spadkobiercą po Darlene (oczywiście po tym jak osiągnie pełnoletniość.) - tym bardziej fakt, że kompletnie nic nie powiedziano na temat 1. reakcji kuzyna na śmierć Ruth i bycie już naprawdę autentycznie sierotą 2. rozwiązania kwestii dalszego losu tego kuzyna do uzyskania pełnoletności 3. wgl ŻADNEJ reakcji Byrdów, a w szczególności Janaha i Martiego, którego los Ruth niby obchodził - mam poczucie jakby tym finałem potraktowano widzów kompletnie bez szacunku. Takie kończenie takiej opowieści, to naprawdę zło.
A ja się zastanawiam - to dziecko, o które tak Darlene walczyła - ono nie miało praw do majątku?
Cały serial bardzo dobry,aczkolwiek w 4 sezonie głupia jest pazernosc FBI,przedstawili ich jako ludzi,którym tylko zalezy na hajsie,na łapówki czy tez swoje cele co jest naciągane :).
Fakt ginie masa ludzi,nawet szeryf i nikogo to nie dziwi,tak samo to,ze zwykłe patusy w kilka miesiecy są w stanie dorobić się gigantycznej forsy,no ciekawe skąd ją wzieli D.
Co ciekawe :
Weendy strasznie się zmieniła na tak zwaną zimną suke, tutaj nastąpiła najwieksza zmiana w postawie.
Wgl cały ten 4 sezon jest dobry uważam i mocno odstający od pozostałych,bardziej z braku lepszego okreslenia ,,mistyczny'' dużo ; duzo rozważań,wyobrażania sobie sytuacji,które sie nei dzieją,rozmowy ze zmarłymi itd,wczesniej tego nie było,tez ten inny vibe zauwazyłas?
Szczerze mówiąc liczyłem, że Martin zadzwoni pod numer w Chicago, a siostra w tym samym czasie zajmie się Omarem. To było czyste rozwiązanie. Zabójstwo Ruth było konsekwencją ich wyboru i próby nie dało się tego uniknąć. Natomiast Ruth powinna mieć ochronę, podobnie jak 50% bohaterów... Śmierć detektywa wywoła dochodzenie z którego trudno się będzie wyplątać, wspierane przez niezwykle bystra Agentkę Maya, więc takie zakończenie to żadne zakończenie. Ogólnie serial strasznie zaczął się dłużyć, a problemy typu dzieci wybrały dziadka, rozwiążmy to strzelaniną, były głupawe. Dobrze, że się skończył, słabo że tak. Po grze o tron drugi raz mam wrażenie zmarnowanego czasu na oglądanie. Wrażenie robiła natomiast część zdjęć, zwłaszcza jak filmowano dom Byrdów i okolicę.
scenariusz naciągany jak wczasowicz w smażalni ryb nad polskim morzem...ciągłe twisty opowiadanej historii spowodowały, że logice zakręciło się w głowie i upadła...vide: wątek ciągłych dealów z FBI i nieustannych konwersacji z bossem narkotykowym...a do tego masa innych bzdurek o dziedziczeniu fortuny, czyszczeniu kartoteki, dzieciach mieszkających w motelu, chodzących do szkoły i piorących forsę, kupowaniu tony heroiny na legalu, budowaniu fundacji, która bez funduszy z narkobiznesu padłaby szybciutko a która miała być gwarantem sukcesu po ucieczce od kartelu...czy wchodzeniu i wychodzeniu z psychiatryka jakby to był fastfood...ostatnia scena w stylu zakończenia Rodziny Soprano i na tym podobieństwa się kończą, bo serial o klasę gorszy, poza niektórymi kreacjami aktorskimi...
Tylko jakie to ma znaczenie, skoro nigdy nie poznamy odpowiedzi? To właśnie jeden z tysiąca powodów dla których to zakończenie było takie słabe...
Rozumiem, czemu nie podobało ci się zakończenie, ja sama nie jestem super fanką serialu, bo mimo że dobry, to bardzo mnie zmęczył. Ale uważam, że o to właśnie chodziło w tym serialu. Przynajmniej ja tak rozumiem zakończenie i myślę, że taki był zamiar twórców, a nie, że nie mieli pomysłu. Czyli: nieważne, że się staramy, nieważne, co się osiągnęło - i tak może to zostać zabrane w jednym momencie, przecież takie jest życie (śmierć Ruth). Do tego to, co już ktoś wspomniał wcześniej, czyli że no niestety - pieniądze, wpływy to siła i co z tego, że ktoś jest/był kryminalistą, że jest niemoralny, i tak może mu wszystko wyjść tak, jak chce (choć nie zapominajmy, że jednak rodzina Byrdów też dużo potraciła po drodze). Zresztą ten detektyw mówi do nich na końcu coś w stylu "myślicie, że będziecie teraz jak Kennedy czy inni rojalsi? Świat tak nie działa." Na co Wendy odpowiada "od kiedy?" i to jest ten morał serialu ;)
Dla mnie zakończenie jest OK, jedyne, co mnie zdenerwowało i czego nie kupuję do końca to to, że po tym WSZYSTKIM, co Wendy odwalała, Marty nadal z nią został. Nie rozumiem i nie widziałam tej wielkiej miłości jakoś.
Ich dzieci wciąż były niepełnoletnie, poza tym, życie wielokrotnie pokazało, że wspólne "biznesy" (a w przypadku zwykłych śmiertelników najczęściej jednak, niestety, wspólny kredyt XD) łączą ludzi dużo bardziej niż uczucie. Poza tym Marty to mięczak i było to jasno klarowane od początku serialu. Twoja interpretacja zakończenia jest jak najbardziej zgodna z moją, ale to wciąż nie zmienia mojego clue - nie ważne co - ważne jak. Czy by się wywinęli, czy poszliby siedzieć, a nawet wszyscy zginęli - brałam pod uwagę każde z tych zakończeń i wierzyłam, że każde może mnie jednakowo usatysfakcjonować jeśli byłoby dobrze zrobione. A to było źle zrobione. Nikt mi nie wmówi, że ta mnogość scen z Rue, miała nam jakoś wybitnie podbudować jej postać tuż przed jej śmiercią, bo te sceny nic nie wnosiły, powtarzały się i na boga, nie wiem, co o Rue miało mi powiedzieć oglądanie po raz setny jej retrospekcji z kuzynem, to jakiej słucha muzyki czy to, że śpi w aucie, jedzie autem, pije kawę, znów śpi w aucie... już bym wolała zamiast retrospekcji obejrzeć jak sobie wyobraża swoją przyszłość, co chcę zrobić, gdzie się widzi za kilka lat... wtedy - w momencie jej śmierci, widząc jak w jednej chwili to wszystko zniweczono - chyba bardziej odczułabym żal, niż oglądając ją śpiącą w aucie i gadającą z kuzynem na dachu PO RAZ SETNY. Może i twórcy od początku mieli zamysł na zakończenie całej serii (zakładam, że raczej tak było) ale zabrakło pomysłu na dowiezienie tego do końca. Materiału było za mało, jak na "czas antenowy" który dostali, więc zapchali serial duperelami, które mnie strasznie wynudziły. Czy naprawdę zamiast tych zapychaczy nie można było zdecydowanie rozwinąć zakończenia, tj. pokazać faktyczny finał (konfrontjacja z policjantem) a następnie konsekwencje tego dla wszystkich? pokazać co się z tą rodziną Byrdów wgl później stało? albo ktoś miał bardzo kiepski pomysł, albo mamy książkowy przykład skrajnie leniwego scenopisarstwa....
Za wiele realizmu nie ma ale twórcy chcieli pokazać życie w brudnym stylu jakie jest, bogaci, źli (Byrdowie) wygrywają, a biedacy o lepszych sercach jak Ruth nie mają szans.
Śmieszne jest to że akurat mamy uwierzyć ze 13-14 latki jak Jonah to tacy geniusze od prania pieniedzy, programowania i finansów:D Taaa jasne:D
Nie czytałem komentarza, bo spoiler. Czy serial ma jakieś zakończenie, czy został odwołany, bo nie wiem, czy zaczynać.
Ja również w pierwszym momencie czułem niedosyt tego zakończenia. Jednak z dwojga złego wolę takie, niż gdyby nakręcili kolejny sezon i w nim wszystkich by złapali, a cała piramida poświęceń, grozy i oszustw by runęła. Podobna sytuacja jak z Breaking Bad. Owy serial powinien się zakończyć na przedostatnim sezonie, kiedy Walter był zwycięzcą i na wszystkich płaszczyznach w zasadzie mu się upiekło. A tak ostatecznie dostaliśmy kilkanaście kolejnych odcinków o równi pochyłej jego życia, gdzie już w pierwszej ich odsłonie w zasadzie zdradzono depresyjny koniec. Z dwojga złego wolę, że Ozark skończył się w takim momencie. Nie bez powodów w jednym z odcinków Wendy porównała ich rodzinę do klanu Kennedych. Świat niestety nie jest sprawiedliwy, a jak wiadomo kolejną namiętnością po pieniądzach jest władza. A tak serial zakończył się w myśl cytatu otwierającego książkę "Ojciec chrzestny" Mario Puzo. Mianowicie "Tajemnicą wszelkich fortun jest zbrodnia, zapomniana, bo wykonano ją schludnie".
Mi najbardziej podobał się "wypadek" samochodowy w ostatnim sezonie. Gdzieś na początku był pokazany jako coś istotnego, prolog. Na końcu sezonu widzimy jak to wpływa na bohaterów. Otóż wszyscy wyłażą z wraku idą na przyjęcie i przechodzą do kolejnego beznamiętnego wątku. lol