W świecie, gdzie kolor skóry decydował o wartości człowieka, a kobiety spychano na margines, Aveline de Grandpré była wyjątkiem. Urodzona 20 czerwca 1747 roku w Nowym Orleanie, na granicy francuskiego kolonializmu i afrykańskiego dziedzictwa, była córką bogatego kupca, Philippe’a de Grandpré, i afrykańskiej niewolnicy imieniem Jeanne. Choć wychowana w luksusie, Aveline od najmłodszych lat dostrzegała kruchość pozorów, na których zbudowano społeczeństwo Nowego Świata.
Jej matka zniknęła z jej życia w tajemniczych okolicznościach, pozostawiając dziewczynkę pod opieką ojca i jego nowej żony. Aveline dorastała wśród koronek i balów, ale za jedwabnymi zasłonami widziała coś więcej – widziała ludzi jak ona, zniewolonych, zastraszonych, ignorowanych. To nie złość pchnęła ją do działania, ale wewnętrzne przekonanie, że świat nie powinien tak wyglądać.
Gdy los zetknął ją z Agaté – byłym niewolnikiem i mentorem Bractwa Asasynów – nie wahała się. Zaczęła podwójne życie: z jednej strony uśmiechająca się uprzejmie dama, z drugiej – bezlitosna wojowniczka w kapturze. Szybko okazało się, że Aveline nie tylko potrafiła walczyć, ale i myśleć samodzielnie. Nie wypełniała rozkazów Bractwa na ślepo – analizowała, wybierała, niekiedy buntowała się. Dla niej sprawiedliwość nie była teorią – była codziennością.
Aveline posługiwała się trzema tożsamościami, każdą równie skuteczną. Jako dama z wyższych sfer wkraczała do salonów, by zdobywać informacje, manipulować i unikać podejrzeń. W stroju niewolnicy potrafiła wtopić się w tłum, zbliżyć się do tych, których nikt nie zauważał, i działać niezauważona. Jako Asasynka była bezkompromisowa – z ukrytym ostrzem, łukiem i stalową determinacją w sercu.
Jej misje nie polegały na ratowaniu królów czy obalaniu imperiów. Ona walczyła o zwykłych ludzi – o tych, którzy nie mieli imion w kronikach, którzy znikali w cieniu systemu. Na plantacjach, w dokach, w zaułkach Nowego Orleanu – tam była jej wojna. Wyzwalała niewolników, rozbijała siatki handlu ludźmi, demaskowała templariuszy ukrywających się pod maską postępu i porządku.
Jej relacja z mentorem była pełna napięć. Agaté, choć ją szkolił, coraz częściej nie rozumiał kierunku, jaki obierała. Dla niego liczyła się czystość doktryny. Dla niej – skuteczność i dobro ludzi. Gdy ostatecznie musiała stanąć przeciwko jego decyzjom, nie zawahała się. Nie z braku lojalności, ale z głębokiego przekonania, że wolność bez współczucia jest tylko kolejną formą tyranii.