ale w mało atrakcyjnej formie. Tak jakby do jakiegoś szkolnego projektu udało się zaangażować Williama Defoe, film nie w pełni. Podoba się szczerość, zwyczajność. Pewnie nadbudowuję, ale taki koniec świata przypomina po prostu jeden dzień z życia każdego z nas, który kończy się snem, czyli małą śmiercią. W tym sensie codziennie przeżywamy koniec świata.
Zgadzam się. Trochę na siłę dano mu łatkę sf i fantasy bo tak naprawdę nie potrzeba końca świata by pokazać jeden dzień z życia człowieka. Jeden dzień, który oznacza koniec dotychczasowego życia i rozpoczęcie nowego. Dzieje się to cały czas i wyjątkowość sytuacji (czyli koniec świata) jest tylko lepszym lub gorszym pretekstem. Całość podana w formie niemal offowego filmu, gdzie efekty są minimalne a psychologia maksymalna. Dla przeciętnego odbiorcy filmów sf będzie to nuda do kwadratu. Dla ludzi lubiących rozpatrywanie różnych społecznych i życiowych wyborów będzie to nawet atrakcyjne.
Dafoe wzięty chyba tylko dla podbicia atrakcyjności filmu choć już od paru lat grywa przeważnie w dziwnych i mało atrakcyjnych filmach. Moja ocena 6 i więcej nie będzie :)