Zawsze chciałem ten film zobaczyć. Przede wszystkim dlatego, że gra w nim jeden z najlepszych aktorów współczesnego kina (Johnny Depp). Poza tym, reżyser był siostrzeńcem Jonathana Demme ("Milczenie Owiec", "Filadelfia") i byłem ciekaw jak mu pójdzie. Niestety twórca tego obrazu zmarł prawie rok po premierze "Blowa". Ta smutna wiadomość, jednak nie usprawiedliwia tego, aby ten film wychwalać pod niebiosa. Ja z resztą, jak z każdą opinią, będę szczery. Film nie zrobił na mnie wrażenia. Chcecie wiedzieć czemu? To czytajcie dalej. Zacznijmy od słynnego Johnnego. Moim skromnym zdaniem to jedna z najsłabszych ról tego jakże już wielkiego aktora. Była to prosta jak sznurek w kieszeni rola, ale jak widać to nie dla niego. W ogóle mi nie pasował do całości, czego nie można powiedzieć np: o panu Reubensie, który na spółkę z niejakim Jordi Mollà rządzi! To oni wprowadzają nutkę świeżości, humoru i dystansu do całego mafijnego świata. Poza tym sam reżyser zabrał się za zabieg, za który ma u mnie już dużego plusa. Chodzi mianowicie o stworzenie luźnej opowieści - coś na styl "Kasyna" i "Zabójczej broni". Styl podobny, ale wykonanie niestety troszku odbiega, ale nie narzekajmy, to dopiero miał być początek wielkiej kariery reżysera. O ile twórca bardzo fajnie pokazuje widzowi wzlotu George’a Jung, to ukazanie upadku wygląda jak samotna i amatorska wyprawa na K2. Ten film musiał w którymś elemencie pójść na dno. Nie wiem czemu, ale tak przeczuwałem. Niestety, staje się to w drugiej połowie filmu. Obraz zaczyna nużyć i kopać widza w twarz. Ja mówiłem nie! …ale dotrwałem do końca. Po seansie czułem się „nienajlepiej to znaczy nie najgorzej”. Sam nie wiem jak! Gdy tak zajdę pamięcią wstecz to musze przyznać, że muzyka robi wrażenie, ale przypomniał mi się również chaos panujący na ekranie. Wiem, że trudno jest zrealizować film na styl biograficzny, ale po co pchać do środka całość, skoro można wybrać poszczególne wątki i zrobić świetny film. Wór pełen zabawek wygląda dobrze, ale jak zabawki się wysypują to już nie jest ciekawie
„Blow” – to kolejny film opowiadający o narkotykach, ale na pewno nie ze ścisłej czołówki …5/10
no widzisz a ja sie z tobą zupełnie nie zgadzam. 'Blow' to moj ulubiony film.
"W ogóle mi nie pasował do całości, czego nie można powiedzieć np: o panu Reubensie, który na spółkę z niejakim Jordi Mollà rządzi! To oni wprowadzają nutkę świeżości, humoru i dystansu do całego mafijnego świata."
ja nie sądze zeby ten film miał być śmieszny i z dystansem.to jest film na faktach o człowieku który nadal siedzi w pudle.
Ja jestem zdania, że ta historia została pokazana z dystansem …i bardzo dobrze, bo po co komu kolejny dołujący film o narkotykach, a tak "Blow" chociaż wybił się poza Hollywood. Gdy pojawiły się końcowe napisy, to nie czułem jakoś za specjalnie smutku. Jak dla mnie ten film miał pokazać Junga jako człowieka interesu z przymrużeniem oka, a nie jako gościa, który gnije w więzieniu.
pOZDRAWIAM