UWAGA, MOŻLIWY SPOILER!!! Chodziło o pozyskanie dzieci. Miały dołączyć do tej dziwnej zbiorowości opetanej złem, tępionej przez Kościół, wypełniającej jakąś niszczycielską względem ludzi misję. Wszystkie osoby, które stanęły na drodze, nie miały znaczenia. Dlatego można je było weliminować. Borg umiał oczywiście wpływać na umysły, więc czynił to. Dlatego śpiąca żona otrzymywała przekaz pełen mężowskiej agresji wobec niej, co poskutkowało całkowitym znienawidzeniem coraz bardziej niechcianego męża. Zasypany staw stał się wcześniej mogiłą kolejnych ofiar. Tak to widzę, bo reżyser nie raczył klarownie wyjaśnić wszystkich wątków swej opowieści. Istnieje dowolność interpretacji, a każda będzie równie dobra, jak i bezsensowna.

Dzieci można pozyskać na sto innych, prostszych sposobów. Mam wrażenie, że film miał przede wszystkim zaintrygować widza ukazaniem świata, którego nie ma. Potrafimy właściwie ocenić przemoc, która wybija nam szyby w oknach, włazi z buciorami, gwałci, kradnie. Obce jest naszej naturze widzieć ją w osobach, zachowaniach z pozoru łagodnych, ugrzecznionych. Ja tu dostrzegam silne wpływy Funny Games, podobny schemat rozwoju akcji.