Różnica dla reżysera Marka Myloda pomiędzy filmem „Big White” a „Ali G Indahouse” jest taka sama, jak w przypadku Kevina Smitha - pomiędzy „W pogoni za Amy” a „Szczurami z supermarketu”. Kawał dobrej roboty. Pytanie tylko, czy Mylod wykorzysta swoją szansę. W Stanach, jak reżyser zrobi dwie klapy to go odsyłają z kwitkiem, w Polsce, jak ktoś zrobi dwie klapy to się zastanawiają, czy nie dać mu do zrobienia trzeciego filmu, bo może tym razem już będzie dobrze. Również dla scenarzysty Collina Friesena ten film jest wielką szansą. Zupełnie inaczej ma się sprawa z aktorami. Ich ugruntowana marka na rynku skłania raczej do gratulacji specom do castingu, aniżeli samym aktorom, którzy - bądźmy szczerzy - w tych rolach nie zabłysnęli. Film do obejrzenia, chociaż nie zapada w pamięć.