Niuejdżowski film na miarę epoki "Nowego Romantyzmu". Sceptyczny racjonalista i kosmiczna hipstera znikąd? Kosmiczny romans wszechczasów. Raczej niezdrowy w epoce emościemy. 6/10 w porywach.
Czasami zastanawiam się nad różnicami między ludźmi, wszelkimi zresztą, i wydaje mi się, że tak zwana równość najlepiej ma się na papierze.
Jakie by nie przyjąć zmienne, równości nie ma. Są kobiety i mężczyźni, ładni i brzydcy, blondyni i bruneci, mądrzy i głupi, ciekawi i beznadziejni, dobrzy i źli, bogaci i biedni itd. Wiem, że zdecydowana większość ludzi żyje gdzieś w okolicy średniej tych biegunów, ale i oni także różnią się między sobą. No i prawo, równość wobec to dopiero manipulacja, odkąd wypisano na sztandarach "wolność, równość i braterstwo", a potem uruchomiono gilotyny. Żeby przekonać się o tzw. równości wobec prawa, wystarczy przyjrzeć się, jak wymiar tzw. sprawiedliwości ocenia i wyrokuje w sprawach wszelkich "gwiazd" i ustosunkowanych (od polityka po burmistrza itd.), a jak w przypadku zwykłych obywateli. Jedyną równość zapewnia śmierć, ale to jest równość ostateczna.