Connie i Carla/film/Connie+i+Carla-2004-1107942004
pressbook
Inne
Co tam masz w szufladzie?
Po wielkim sukcesie „Mojego wielkiego greckiego wesela” zaczęły się do mnie urywać telefony. Wszyscy dopytywali się: Co tam masz w szufladzie? – wspominała Vardalos. – I nie da się ukryć, że najchętniej by usłyszeli, że mam kolejną historię o dziewczynie greckiego pochodzenia, z poważnymi problemami. Musiałam ich rozczarować – choć ten tekst też w dużej mierze oparty jest na moich własnych przeżyciach. Prawa do sfilmowania „Connie i Carli” kupił producent Jonathan Glickman, zanim jeszcze ”Wesele (...)” stało się wielkim przebojem. Film zobaczył mój kuzyn z Detroit i kompletnie oszalał na punkcie Nii. Wiele osób, jeszcze przed tamtym przebojem, przepowiadało jej wielką przyszłość. Spotkaliśmy się więc i zapoznałem się z nowym scenariuszem. Spodobał mi się. Początkowo nie było w tej historii drag queens – mówiła Vardalos. – Ale piszę tak, jak mówię: spontanicznie. Początkowo miała to być historia dwóch dziewczyn z Chicago, które występują w knajpach. Zostają zwolnione z pracy, tracą mieszkanie. Zdesperowane idą do baru. Tańczą z dwoma facetami. I nagle napisałam zdanie: dwóch mężczyzn się całuje. I wtedy wpadł mi do głowy ten pomysł: a gdyby tak dziewczyny wystąpiły w drag show? Zaczęłam pisać tekst od początku. Vardalos zawarła w scenariuszu całe swoje uwielbienie dla musicalu. W muzycznych przedstawieniach występowała już w szkole średniej, potem brała udział w wielu spektaklach objazdowych. Pamiętam słynny musical „Oklahoma” w jednej z restauracji–teatrów w Toronto. Zaczynałyśmy pracę jako kelnerki, potem wskakiwałyśmy na scenę, a w przerwie podawałyśmy deser. Miałyśmy naprawdę bliski kontakt z publicznością – mówiła aktorka. Jeden z producentów filmu, Gary Barber, tak oceniał scenariusz Vardalos: To naprawdę twórcze połączenie różnych filmowych gatunków – jest tu trochę komedii, ciut romansu, a także perypetie i pomyłki związane z zamianą tożsamości, i jeszcze musicalowe numery. No i ten niepowtarzalny głos Nii. Moim zdaniem, to doskonałe połączenie autoironicznego humoru i prawdziwego emocjonalnego zaangażowania. Ta dziewczyna śpiewa prosto z serca. Zrobiłam sobie przyjemność i uwzględniłam w scenariuszu piosenki, które zawsze chciałam zaśpiewać. I zaśpiewałam je! Mam nadzieję, że będzie to także miłe doznanie dla widzów – mówiła aktorka i scenarzystka.
O tolerancji i pasji
Vardalos jest zdania, że dobra komedia nie może ograniczać się jedynie do nieustannego prowokowania śmiechu widowni. Powinna też skłaniać do refleksji, zawierać czytelne przesłanie. W tym przypadku miało to być wezwanie do akceptacji odmienności i tolerancji. Powinniśmy akceptować siebie takimi, jakimi jesteśmy. To film o miłości do tych, którzy różnią się od nas. Weźmy moją własną rodzinę – gdybyśmy nie wyznawali tej zasady, nie wiem, co by się działo – tłumaczyła swe intencje Vardalos. Na reżysera wybrano Michaela Lembecka, ze względu na jego wielkie doświadczenie teatralne, zwłaszcza musicalowe. Byłem głęboko przekonany, że Michael będzie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu – mówił producent Chris Barber. – Potrafił doskonale zapanować nad muzyką i żywiołem filmowym, połączyć je w spójną całość. Lembeck potwierdzał. Gdy po raz pierwszy przeczytałem scenariusz, przemówił on do mnie naprawdę mocno, jako do człowieka przez lata mocno związanego z teatrem muzycznym – wspominał. – Mój tata, odkąd skończyłem siedem lat, zabierał mnie na mnóstwo przedstawień na Broadwayu i bardzo wiele opowiadał mi o teatrze. Sam zresztą wystąpiłem w setkach musicali. Zawsze to uwielbiałem. Ale, co może jeszcze ważniejsze, ta historia przemówiła do mnie jako opowieść o pewnej pasji. Wyraża ona z mocą jedną myśl: jeśli chcesz zrealizować swoje marzenia, nie idź na kompromisy. Możesz tego dokonać i pozostać sobą. Głęboko się z tym zgadzam. Reżyser już wcześniej zetknął się z Vardalos. Grała w jednym z odcinków serialu telewizyjnego „Two Guys and a Girl”, który on właśnie reżyserował. Ucieszyłam się, gdy powiedziano mi, że to Michael został wybrany, by stanąć za kamerą. Miałam dobre wspomnienia z naszej współpracy. A po pierwszych spotkaniach z Michelem na temat tego projektu wiedziałam już, że jest naprawdę zwariowany na punkcie musicalu. Gdy kręciliśmy numery taneczne (na których bardzo mi zależało i których jest w „Connie i Carli” sporo) wielką radością było dla mnie obserwowanie Michaela za kamerą. On wtedy tańczył razem z nami! – mówiła Vardalos. Lembeck twierdził, że najbardziej ekscytujące było oczekiwanie na chwilę, gdy publiczność kinowa przekona się, że Vardalos i Colette to także doskonałe wokalistki. To też przypominało teatr. Ten moment oczekiwania, gdy robi się coś niezwykłego i nowego, na przykład, gdy znany komik gra szekspirowską rolę i czeka się, co z tego wyniknie. Myślę, że wielbiciele Nii i Toni nie zdawali sobie sprawy, jak doskonałe mają głosy i jak potrafią je wykorzystać. No więc teraz to usłyszą – cieszył się Lembeck. Wychwalał też Vardalos za współpracę przy korektach scenariusza, które razem wprowadzali przed rozpoczęciem zdjęć. Jest osobą, która nie lęka się powiedzieć zdecydowanie „nie”, ale nie lęka się także powiedzieć „tak”. Taka rzadka zdolność znakomicie posuwa pracę do przodu – mówił.
Toni, David i cała reszta
To Vardalos wskazała na Colette jako na idealną odtwórczynię roli Carli. Wszystkie aktorki chcą z nią pracować. Nie jest ani zbyt dziewczęca, ani zbyt ostra. To po prostu diabelnie uzdolniona kobieta, która zna swoją wartość, ale nigdy się nie wywyższa – mówiła Vardalos. Gdy chodziłam do szkoły średniej, zdobyłam się na odwagę i wzięłam udział w przesłuchaniu do musicalu, który miał wystawiać Australian Theatre for Young People Dostałam rolę, a potem występowałam w paru innych musicalach z tym zespołem. Szczerze mówiąc, śpiewanie i tańczenie to naprawdę ciężka robota. Na jakiś czas miałam dość teatru muzycznego. Ale dzięki Nii na nowo go pokochałam – śmiała się Colette. Glickman mówił natomiast: Potrzebowaliśmy aktorki, która doskonale gra i śpiewa, ale nie jest uznaną sławą. Nia jest akceptowana i postrzegana przez publiczność nie jako gwiazda, ale jako „kobieta z sąsiedztwa”, ze zwykłymi troskami i kłopotami. Chcieliśmy uniknąć skojarzeń typu: oto pełen błyskotek hollywoodzki kawałek, gdzie wielkie gwiazdy udają zwykłe kobiety. Toni była zatem doskonałym wyborem. To nie egotyczna gwiazda, ale jedna z najlepszych i najwszechstronniejszych obecnie aktorek filmowych. Zgoda panowała też co do kandydatury Davida Duchovnego do roli Jeffa. Nie obawiano się jego sławy jako agenta Muldera z serialu „Z archiwum X”, ponieważ od tego czasu niejednokrotnie udowodnił zarówno w kinie, jak i w teatrze, że nie jest aktorem jednej roli, lecz artystą o bardzo szerokich możliwościach, także komediowych. Lembeck mówił: Wie o tym każdy, kto uważnie śledzi karierę Davida. Jest to aktor – ale i człowiek – obdarzony wielkim, dyskretnym poczuciem humoru. Rola Jeffa, jak myślę, pozwoliła mu je w pełni ukazać. Największą trudnością mojej roli jest to, by widz uwierzył, że Jeff to przenikliwy człowiek, ale jednak na tyle naiwny, by nie rozpoznać w Connie kobiety. Chcieliśmy, by widownia pomyślała: to bystry facet, ale akurat na to dał się nabrać – mówił Duchowny. – Ten element fikcji, zwodniczości płci, jest bardzo szekspirowski z ducha i bardzo mi się spodobał. Robert Spinella, który zagrał Roberta, brata Jeffa, odnalezionego w niezwykłych okolicznościach, mówił: Zarys fabuły i klimat filmu przywodziły mi na myśl „Pół żartem, pół serio” Billy Wildera. Mój bohater to rodzaj outsidera. Najtrudniejsze były dla mnie sceny z Jeffem, pełne psychologicznej subtelności, a chwilami prawdziwego bólu. Spinella jest cenionym aktorem teatralnym. Za rolę w słynnej sztuce „Angels in America” Tony Kushnera zdobył nagrodę Tony. W teatrze występował u boku Paula Newmana w „Naszym mieście” i w „Zmarłych” z Christopherem Walkenem, a także w inscenizacjach „Elektry”, czy „Troilusa i Kresydy”. Zagrał też w kilkunastu filmach, m.in. w „Wielkich nadziejach” i „Szakalu”. Często pojawia się w telewizji – występował chociażby w serialach „Frasier”, „Ed”, czy „Profesor Max Bickford”. Dash Mihok gra chłopaka Carli, Mikeya, który odnajduje ją w Los Angeles i początkowo nie potrafi zaakceptować jej nowego sposobu życia. Zagrałbym w tym filmie, chociażby dla jednej sceny – kiedy Mikey upija się i śpiewa w parku piosenkę „Memory” z musicalu „Koty”. Szczerze mówiąc, mógłbym robić to codziennie – wyznał aktor. Mihok, podobnie jak Lembeck, pochodzi z rodziny ściśle związanej z teatrem muzycznym. Wystąpił ostatnio w roli Jasona w „Pojutrze” Rolanda Emmericha, wcześniej grał w „Cienkiej czerwonej linii” Terence’a Malicka i w „Romeo i Julii” Baza Luhrmanna oraz w telewizyjnych serialach „Felicity” i „Pearl”. Pomyślałem sobie, że następna rola w kobiecym przebraniu jest mi potrzebna tak samo jak dziura w głowie – śmiał się Eric Mapa, słynny z roli w „M. Butterfly” na Broadwayu. – Każdy aktor obawia się zaszufladkowania. Ale scenariusz naprawdę ujął mnie szczerym tonem i prawdą emocji, więc się jednak zgodziłem. Mapa odnosił liczne sukcesy teatralne, m.in. monodramem „I Remember Mapa”, pojawił się też w 35 serialach (m.in. „Nowojorscy gliniarze”, „Seinfeld”, „Przyjaciele”) i filmach („Nowe życie”, „Home”, „Jasne światła, wielkie miasto”).
Gwiazda w epizodzie
Vardalos napisała małą rolę z myślą o występie prawdziwej gwiazdy złotej ery musicalu – Debbie Reynolds, pamiętnej chociażby z „Deszczowej piosenki”. Do końca nie wierzyła, że Reynolds zgodzi się pojawić na ekranie. Zgodziła się. Słyszałam, że te dziewczyny naprawdę kochają musicale i to się potwierdziło. No cóż, Roger Birnbaum potrzebował gwiazdy musicalowej w starym stylu, a zdaje się, że tylko ja ze starej gwardii pozostałam przy życiu. Zadzwonił więc do mnie. Poznałam go, gdy miał 11 lat, chodził z moją córką do szkoły, jakże więc mogłam odmówić – śmiała się Reynolds. Reynolds (ur.1932) jest już od 55 lat w show biznesie. Wystąpiła w ponad trzydziestu filmach (m.in. „Susan Slept Here”, „Deszczowa piosenka”, „Jak zdobyto Dziki Zachód”, „Rozwód po amerykańsku”, a ostatnio „Przodem do tyłu” i „Wyścig szczurów”), odnosiła sukcesy na Broadwayu, wystąpiła w setkach programów telewizyjnych. Jest matką aktorki i pisarki Carrie Fisher.
Odkrywanie siebie
To paradoks, ale bardzo prawdziwy. Nasze bohaterki obcują z wyidealizowaną wersją kobiecości, uosabianą przez drag queens, i to pozwala im głębiej odczuć własną kobiecość i odnaleźć własne mocne strony – tłumaczyła Vardalos. Zarówno scenarzystki, jak i pozostali twórcy filmu byli zgodni, że nie chcą na ekranie hollywoodzkiej, wypolerowanej wersji tego specyficznego środowiska. Lembeck, gdy otrzymał angaż reżyserski, przeprowadził osobisty research, odwiedzając ogromną liczbę klubów, obserwując ich wystrój, sposób zachowania się drag queens, reakcje publiczności. Wnioski przedyskutował z ekipą. W rezultacie zdecydowano, że filmowy klub będzie miejscem pozbawionym luksusu i wielkiego blasku, a kostiumy będą nieco znoszone. Blask wprowadzają więc głównie wykonawcy. Ważna jest także gra świateł, budująca magiczny sceniczny świat. Vardalos i Colette używają podczas występów czterdziestu kostiumów – tyleż razy zmieniają też makijaż. Codziennie co najmniej trzy godziny trwała praca fryzjerów i charakteryzatorów. Trzeba było również zadbać o stopniową ewolucję makijaży i kostiumów, które w miarę zdobywania przez bohaterki doświadczenia jako drag queens, stają się coraz bardziej efektowne i wyrafinowane. Nad ścieżką dźwiękową i szkoleniem głosów czuwał Paul Bogaev, teatralny weteran i zdobywca Oscara za kierownictwo muzyczne przy filmie „Chicago”. Wykorzystano wiele muzycznych standardów, głównie z klasycznych musicali, takich jak „Oklahoma”, „Kabaret”, „Zabawna dziewczyna” i „Cyganka”. Nadano im przy tym klubowe brzmienie, zaś głosom Vardalos i Colette – „męski” odcień. Nad scenami tanecznymi czuwała Cynthia Onrubia (to ona szkoliła Richarda Gere w stepowaniu na planie „Chicago”). Mieliśmy tylko dwa tygodnie prób, choć w teatrze jest z reguły sześć. Praca była więc intensywna. Oczywiście, w filmie można wiele rzeczy zamarkować montażem, ale publiczność z reguły to wyczuwa. Moi bliscy zawsze twierdzili, że tańczę jak muppet. Mam nadzieję, że po tym filmie zmienią zdanie – mówiła Vardalos.
Głosy mediów
Film „Connie i Carla” staje się naprawdę zabawny, gdy „dziewczyny” pojawiają się na scenie. Vardalos i Colette nie udają, naprawdę śpiewają i tańczą. Ruthe Stein, "San Francisco Chronicle" Wierzymy w entuzjazm Vardalos i w typ humoru, który nam z przekonaniem proponuje. Scott MacDonald, "Exclaim!" Z pewnością można polubić Vardalos jako Connie. Colette w roli Carli potwierdza swój niezwykły komediowy talent. Ray Wong, "Actors Ink"
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.