Z dreyerem ma tyle wspólnego co święty mikołaj z wężorybą. Generalnie ten film to 60 minut odpadów z Draculi Franco, nakręconych na czarnobiałej taśmie teoretycznie bez muzyki i z bardzo ziarnistym obrazem. Zdjęcia są czasem ładne, ale nic nie jest w stanie przyciągnąć widza - nawet takiego zapaleńca jak mnie. Film miał w założeniu pokazać schemat fabularny, jaki rządzi wampirycznym kinem, idea może ciekawa, ale zrealizowana w sposób pseudoawangardowy, przez co filmu praktycznie nie da się oglądać będąc cały czas zaciekawionym. Obraz może coś wart dzięki archiwalnym zdjęciom z planu i końcówki, w której Christopher Lee czyta Brama Stokera (trwa to 3 minuty i jest to jedyny " ludzki głos" jakiś możemy usłyszeć w filmie)
Ej Papkinek, a co z tym motywem Santosa na trąbce? Mi się kojarzy zupełnie z Dziurą w Ziemi Stańki http://youtu.be/EjiVT9eSjrA
Poza tym ile masz we wszechśmiecie scen grozy bez żadnego dźwięku, tylko z jakimś deep ambientem? Teraz to możesz sobie coś takiego zorganizować w domku. Wyłączając fonię i puszczając do tego The Wind Harp http://youtu.be/wNMz88J0w0I Ale wtedy nie było takich mieszkanek jak dziś.
Film jako tło się sprawdza. Zaciekawienie jest dla biedaków.
Podoba mi się pływanie kamery w nim, jak na kiepskich kopiach starych filmów.