what ever happened to jiri menzel i jego koncepcji człowieka jako istoty tragikomicznej? czekałem i czekałem na ostatnie dzieło mistrza, zaczjem sie okazalo, że to już było dawno te o obsługiwaniu pewnego angielskiego króla jednak, które to widziałem dobrych piętnaście lat temu, bo to raczej niewiele ma ze starym, kapryśnym jak lato, wolnym jak skowronki na uwięzi, sielskim jak wieś anielska i cudownym jak faceci uzbrojeni w korbki menzlem wspólnego..
a ja z kolei w tej kwestii pozostanę uparty i nieugięty, zakręcony i zamknięty jak słoik na zimę i żadnego nowego menzla sobie bynajmniej nie życzę..
no bo po co, wszak komedia to nie zabawa, żeby sobie tak eksperymentować za kotarą teatralną, jakkolwiek biegle, ma być drugi raz tak samo i trzeci raz tak samo i dziesiąty raz tak samo, znaczy: drugi, trzeci i dziesiąty raz tak samo dobrze!
a tu zaśmiałem się trzy razy, z czego dwa przed seansem, na wspomnienia piwa oraz komina, tych dwóch tylko, za to z innego filmu..
pierwszego w kontekście wzmocnienia i podreperowania naszego nadwątlonego zdrowia co się zowie, drugiego w kontekście pewnej niebiańskiej niewiasty o oczach jak kałuże..