Jeden z najciekawszych twardzieli jakich widziałem w kinie.Facet,którego naprawdę nie chciałbyś zdenerwować.
Podobał mi się ten film.Nikt tu nie chciał na siłę robić żadnych fajerwerków,po prostu Jack chodził sobie po Newcastle i rozmawiał z ludźmi:) Był spokojny,opanowany,cierpliwy i kulturalny,ale w końcu żyłka pękła i się zaczęło...
Bardzo mi się podobało
a mi zawsze najbardziej przeszkadzało to, że to przede wszystkim jest film o zemście za śmierć brata, i ten motyw zemsty jest słaby, bo wymierzana jest ona jakimś podstarzałym, wyłysiałym, tatusiowatym facetom z zaczeską.. jest Caine jako wielki twardziel, a po drugiej stronie same miernoty, co jednak obniża rangę tej zemsty i trudność zadania.. brakuje silnych charakterów i godnych przeciwników.
A mnie Michael Caine w ogóle do tej roli nie pasował. Od początku przedstawiony jako twardziel, ale z tak łagodną aparycją, drobnymi ustkami oraz nieumiejętnością (przynajmniej w tym filmie) twardego spojrzenia, nie robił na mnie wrażenia. Jak sobie go zestawię np. z Clintem Eastwoodem, który pojawia się wysoki i chmurny i pcha się w sam środek tłumu zakapiorów bez cienia pokory, to Caine wypada ci*owato. Z rozbawieniem zauważyłem, jak pocięte były sceny bijatyk, gdy postać grana przez Caine'a wymierzała ciosy. Praktycznie nie było czytelnego ujęcia, a chyba nie chciano do tak podstawowej czynności zatrudniać zmiennika. Niektórzy nie potrafią zadać ciosu czy rzucić po męsku kamieniem (robią jakieś takie babskie rozmachy). Zresztą Caine nawet biega dziwnie. Jeśli tylko ja to zauważyłem, spoko, być może tylko ja jestem spostrzegawczy, a na innych działa urok czyjegoś nazwiska. Caine zepsuł mi seans, jest niestraszny i nie wierzę, że w tym kontraście tkwi jego siła. Gdyby jeszcze jego rywale tak się z nim nie cackali, nie próbowali wetknąć mu w dłoń biletu...; tacy z nich mordercy, a jednego irytującego przyjezdnego nie są w stanie na swoim terenie w pięć minut wykończyć. Filmy o jednoosobowych armiach są ciężkie do zrealizowania i tu też się nie udało.