To było słowo, które przewijało się nieustająco w mojej głowie w czasie oglądania filmu. Miałam bardzo wysokie wymagania i spodziewałam się filmu na wysokim poziomie, ale muszę przyznać, że jestem zawiedziona. Film nie jest zły, przede wszystkim jest rozczarowujący.
Po pierwsze, tematyka filmu niezwykle ciekawa, ale jakimś dziwnym sposobem twórcy filmu sprawili, że co chwila sprawdzałam ile czasu to będzie jeszcze trwało. W żaden sposób nie mogłam wczuć się w fabułę. "Uciechy życia" Doriana pokazano w sposób nijaki- ani nie w sposób bardzo dosadny, ani w sposób delikatny. Generalnie takie 'niewiadomoco'. Muzyka usypiająca, monotonna, nudna i kompletnie bezbarwna. Bronią się odtwórcy głównych ról- Colin Firth i Ben Barnes. Colin jak zawsze bardzo dobrze, może nie powalająco, ale było ok. Ben- bardzo udany debiut w głównej roli, chociaż w niektórych momentach był nieco 'drewniany'. Daję 6/10, głównie za dużą sympatię i dobrą robotę aktorów.
znając książkę i wręcz uwielbiając ją, ciężko mi nie porównywać filmu do niej. Spodziewałam się czegoś innego. Nie było tu po prostu tego, za co książkę cenię najbardziej. No cóż literatura i film to dwa, odrębne elementy.. 6/10
Bardzo podobnie jak u LadyBurton. W porównaniu z książką film mnie zawiódł, ale sam w sobie nie był jakiś zły... 6 to dobra ocena w moim odczuciu.
Obejrzałam ten film nie czytając książki. Uwielbiam "taki klimat" w jakim przedstawiony jest ten film... Jednak przez cały czas czegoś mi brakowało... Czułam niedosyt... Dopiero po obejrzeniu filmu, gdy czytałam o nim w internecie okazało się, że jest on na podstawie książki. Mimo, że nie wiedziałam tego wcześniej to bardzo mocno dało się to wyczuć... Fabuła rewelacyjna, szkoda tylko, że tak mocno, aż przesadnie okrojona.