PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=631979}
7,1 208 tys. ocen
7,1 10 1 208128
6,7 78 krytyków
Drogówka
powrót do forum filmu Drogówka

Dobry (choć najsłabszy)

Bardzo lubię i cenię kino Wojciecha Smarzowskiego. Tych kilka filmów jakie zrealizował od
1998 roku to nowa jakość w rodzimej kinematografii. Smarzowski stworzył własny,
charakterystyczny język filmowej narracji; z jednej strony nietypowe są w jego filmach kolory,
kontrasty, montaż, ale równie specyficzna jest bezkompromisowość scenariuszy, skupionych
na ciemnej stronie – nie tyle mocy, ile ludzkiej natury. A jednocześnie, co warto podkreślić,
tworząc swoje bez wątpienia autorskie kino Smarzowski nie odwraca się od szerszej
publiczności. W rezultacie jego filmy sprawdzają się zarówno jako dzieła sztuki filmowej dla
koneserów, jak też jako atrakcyjne fabuły, dostatecznie przystępne nawet dla przeciętnego
zjadacza popcornu.

Te same elementy, które decydują o klasie i oryginalności „Wesela”, „Domu złego” czy „Róży”
odnajdujemy również w „Drogówce”. Najbliżej jej jednak do „Wesela”, gdyż w obydwu filmach
zdecydowanie więcej jest czarnego humoru i satyry niż w pozostałych. O analogiach
przesadzają też ulubieni aktorzy Smarzowskiego: Bartłomiej Topa, Arkadiusz Jakubik, Marian
Dziadziej., tym razem ubrani w mundury policjantów ruchu drogowego. Pierwsze pół godziny
filmu to niewątpliwie przerysowany, ale jakże błyskotliwy, naturalistyczny portret środowiskowy.
Język dialogów jest dosadny, ale niezwykle realistyczny, zwłaszcza jak na polskie kino. Zresztą
nie sądzę, żeby pokazane przez Smarzowskiego chamstwo, prostactwo, prymitywizm
policjantów były szczególnie charakterystyczną cechą akurat dla tej grupy zawodowej. Jestem
pewien, że w podobny sposób reżyser mógłby sportretować dowolne inne męskie, plebejskie
środowisko, np. robotników budowlanych, kolejarzy, górników, pracowników ochrony (tu warto
wspomnieć niedoceniony „Supermarket” Macieja Żaka).

Pierwsze dwa kwadranse „Drogówki” uważam za najlepsze. Na tym etapie film jest spójny i
konsekwentny, a główny bohater – wiarygodny. Później, niestety, jest z tym zdecydowanie
gorzej. Gdy grany przez Bartłomieja Topę sierżant Ryszard Król nieoczekiwanie znajduje się
podobnej sytuacji, jak Harrison Ford w „Ściganym”, nie gorzej od niego radzi sobie z łączeniem
ról uciekiniera i skutecznego śledczego we własnej sprawie. Nieobce są też mu tajniki
parkuru, co udowadnia wymykając się pogoni podczas sprintu po dachach, gdzie żadne
ogrodzenie mu niestraszne (jego kolega Bond w „Casino Royale” był tylko odrobinę lepszy).
Stworzenie w scenariuszu takiej postaci to właściwie komplement Smarzowskiego wobec
drogowców; niby taki sierżant z drogi to na pozór jedynie prostak i pijak, ale jak już się go
postawi pod ścianą, to zacznie biegać, tropić i kojarzyć jak najsprawniejszy bohater kina akcji.

Mój główny zarzut nie dotyczy jednak braku psychologicznego czy fabularnego
prawdopodobieństwa. Ani nawet pewnej eklektyczności filmu, który zaczyna się jako dość
kameralna opowieść środowiskowa, a rozwija w panoramiczny wizerunek wszechobecnej
„szarej sieci”, zupełnie jak z publicystyki „dziennikarzy niepokornych”. Otóż największym
niedostatkiem „Drogówki” są nieobecne w innych filmach Smarzowskiego dłużyzny –
niespodziewanie liczne sceny zbędne lub z różnych względów nietrafione. Oto przykłady: Król
ogląda znalezione przez siebie kompromitujące nagrania VIP-ów. Już po jednym, dwóch
filmach dobrze wiemy, co to jest i jakie ma znaczenie. Jednak Król wytrwale ogląda dalej (w
barze, w metrze, w mieszkaniu kolegi), pomimo że do fabuły nie wnosi to absolutnie niczego.
Inny przykład – tym razem sceny nietrafionej. Wspomniane mieszkanie kolegi. Król ogląda
nagrania, a za ścianą kolega wraz z żoną wydają karykaturalnie przesadzone odgłosy
kopulacyjne. Pasujące może do komedii gangsterskich z Cezarym Pazurą, ale na pewno nie
do filmu Smarzowskiego. Także krwawą „przygodę” tegoż kolegi w taksówce również można
było sobie darować. Tym bardziej, że samo zakończenie filmu jest przecież megapatetyczne,
według klasycznych hollywoodzkich wzorców (zabrakło tylko flagi…).

Mam wrażenie, że Smarzowski chciał nieco odejść od swego reżyserskiego emploi, Pokazać,
że biegle posługuje się nie tylko konwencją mrocznego dramatu, ale też kina sensacyjnego i
czarnej komedii. Tak czy inaczej, jak na tego akurat reżysera wyszło średnio. Liczę, że kolejny
jego film - „Anioł” wzniesie się wyżej.

Zapraszam do odwiedzenia mojego bloga: http://nowerekomendacje.blogspot.com/

ocenił(a) film na 6
silentviper

Zgadzam się z wiekszością uwag. Dodałbym jeszcze, że jeśli szukamy środowiska skrajnie zepsutego, gdzie kopulacje, chalnie na umór, narkotyki i ogólna degrengolada biją na głowę, to trzeba zrobić film o szeroko rozumianej branzy filmowo-telewizyjnej. Jednak taki film byłby na pewno bardziej prawdziwy, rzeczywisty. Jednoczesnie nie byłby aż tak zaskakujacy, bo o tym wszyscy mówią. Pewnie nie wywołałby aż takich emocji.

Ja także uważam, że połaczenie portretu środowskowego z kinem akcji a'la Bond lub Bruce Willis jest karykaturalne. Tym samym jest brniecie w teorie spiskowe na skalę ukazaną w Drogówce - podpadające o pewne twierdzenia dotyczace smoleńska.

ocenił(a) film na 5
ste33

Ludzi zaintersują prędzej filmy o grupach, co do których są wysokie oczekiwania co do uczciwości , a gdzie takie normy są łamane.

Mógłby powstać mocny film o lekarzach (narastający problem traktowania chorych, zwłaszcza starszych, którym się wprost mówi, że nie opłaca się ich leczyć albo wyznacza takie terminy, że prędzej umrą niż się doczekają specjalisty, chyba że zapłacą, wtedy inna gadka) czy księżach (np. problem ukrywania pedofilii).

xtomix

Lekarze jakby tak totalnie chlali jak ci z Drogówki to by pracować nie mogli bo by pacjentów zabijali.
Księża pedofile to zjawisko tak marginalne że nieuczciwe by było robić z tego główny temat nie mówiąc już o podlizywaniu się palikotom i urbanowi - to płynięcie z prądem a nie tego chyba oczekujemy od Smarzowskiego.

ocenił(a) film na 8
silentviper

Bardzo ciekawa recenzja. I trafna. Też zwróciłem uwagę na niezwykłą sprawność Króla, na jego nagle ujawnione agenty rodem z tajnych służb i akcji specjalnych. I kiedy początek wcskał w fotel, nie dawał oddechu - to w momencie samego "śledztwa" gdzieś pojawiły się jakieś momenty spojrzenia poza ekran. Gdy chodzi o ludzkie portrety, duszność pokręconych związków i charakterów, emocje związane z międzyludzkimi relacjami - Smarzowski jest mistrzem. W kinie sensacyjnym - jeszcze nie. Z naciskiem na "jeszcze" - bo wydaje mi się, że Smarzowski, w odróżnieniu od gdzieś rozmienionego na drobniaki Vegi, jeszcze zrobi polski thriller sensacyjny, który po prostu zachwyci.