Przy dzisiejszych możliwościach technologicznych i różnego rodzaju ''mykach'' i chwytach jakie można zastosować w
kinie, takie filmy jak ''Epicentrum'' powinny wręcz błyszczeć na dużym ekranie i być wizytówką kin. Niestety Steven Quale
przy współpracy ze scenarzystą Johnem Swetnamem nie pociągnął tej produkcji jak należy i zapewne tylko nieliczni będą
w pełni usatysfakcjonowani z tego, czego byli świadkami pochłaniając ''Into the Storm''. Natomiast ci bardziej wybredni
muszą poczekać na kolejny kataklizm z ''pazurem''. Potencjał drzemał, ale się nie obudził, pomimo iż tornado pustoszy
okolicę.
W ''Epicentrum'' nie udało się wykorzystać, w sumie to na własne życzenie, nie tyle samego tematu, co otoki wirującej
wokół niszczycielskiej siły. Fabularnie jest to zlepek kilku historyjek uproszczonych do taniej melodramatycznej formy,
przez co film swoją ckliwością traci prawdziwy rozmach dramatu i staje się sztuczną wydmuszką.
O ile w ''Niemożliwe'' Juana Antonio Bayona głównym aspektem w obliczu zagłady było poza ratowanie własnej skóry,
także niesienie pomocy innym i szukanie swoich najbliższych (możliwe i wiarygodne), a w ''Twisterze'' Jana De Bonta
naukowcy za wszelką cenę próbowali przygotować ludzkość na przetrwanie w przyszłości igrając z niszczycielką naturą
(takie ich zadanie i przesłanie), o tyle ''katastrofik'' Quale to imitacja gatunku, stworzona przez większość bohaterów filmu
przy pomocy foot footage (by było realniej???) na potrzeby sieci internetowej i zdobycia masy odsłon, aby stać się
popularniejszym. Igrają w nieodpowiedzialny sposób ze śmiercią dla sławy. Istna żenada. Najważniejsze, że będzie się
przez pięć minut kimś na youtube.
Ci, których nagrywanie akurat mało interesuje, nagle uświadamiają sobie, jak wiele błędów w życiu popełnili i zaczynają
wygłaszać ckliwe przemowy w formie pompatycznie brzmiących przeprosin. Tym samym niszczą całość sztucznością
wcale nie mniejszą, niż tornado miasteczko i jego okolice. Na deser mamy amerykańską flagę na wietrze i patos.
Wspomniana fabułka (bo nawet nie rasowa fabuła) gości mdłe postaci, których jest zbyt dużo na pierwszym planie, przez
co trudno komukolwiek kibicować, bo niby komu? Drętwemu ojcu? Matce która walczy z dylematem, bo pozostawiła
małą córkę pod opieką swoich rodziców? Młodemu biegającemu z kamerą wśród odłamków metalu i gruzu? Pete'owi
dla którego liczą się tylko nagrania żywiołu i opancerzony dziwoląg? Parze, która stając twarzą w twarz z kostuchą popada
w melodramatyczną otchłań, a później nagle znika nam z oczu? Czy może dwóm naładowanym adrenaliną debilom, nie
zdającym sobie sprawy z niebezpieczeństwa powagi sytuacji? Wszyscy są oni obdarci z ''charakterów''. Wątpię, by
ktokolwiek przypadł nam do gustu. Ciężko podać tu komuś rękę, która byłaby dla niego ratunkiem.
Jeśli fabuła kuleje to może chociaż tornado zaspokoi nasze pragnienia?
Niestety i tutaj twórcy nie są dla nas łaskawi. Owszem, w niektórych fragmentach rozmach zniszczeń ukazuje moc natury,
szkoda tylko, że panowie robią z tego zabawę w kotka i myszkę pod publiczkę. Tornado pojawia się i znika gdzie chce,
kiedy chce i jak chce, dzieli się na mniejsze, by w końcu uderzyć w mocą niepojętą, a my wraz z uciekinierami z ekranu,
mamy bawić się w zgaduj - zgadulę. Ten zabieg ma niewiele wspólnego z realiami, jest mocno przesadzony i
wyolbrzymiony.
Gdyby nie ''latające'' 300-tonowe maszyny, równanie z ziemią solidnych betonowych konstrukcji, ''dmuchanie'' w większe i
mniejsze auta, oraz ''ognista wirówka'', ciężko byłoby wygrzebać coś na plus. Samymi efektami i akcją nie przesłoni się
nielogiczności i dziur. Efektownie może i jest, ale Emmerich, czy Bay (choć nie są moimi ulubieńcami), zrobiliby zapewne
z tego spektakl dziesięciokrotnie ciekawszy.
Poza tym twórcy do końca nie wiedzieli chyba na jaki rodzaj kręcenia się zdecydować, ujęć z ręki (foot footage), czy może
tradycyjnych ustawień kamer. Tak, czy inaczej, w tym całym misz maszu zdjęć, znajdzie się kilka świetnych, ale to wciąż
zbyt mało by popadać w hura optymizm.
O licznych głupotach i niedorzecznościach lepiej się nie rozpisywać, bo nie ma to najmniejszego sensu.
Tak więc doczekaliśmy się przewidywalnego do bólu, mdłego i wkurzającego poprzez dialogi, oraz postaci filmiku, który
w sam raz można wrzucić na YT. Brawo, oby tak dalej. Słabizna do kwadratu na 3/10.