Zacznijmy od tego że może nie jest to rasowy spaghetti west ale też nie sztuczna i sztywna podróbka jakie serwowali z RFN and co. Co ma duże znaczenie gdyż charakter i styl jest przyjemny i całkiem znośny wbrew pozorom. Więc opowiadania nam historia jest bez zadęcia i po swojemu ale ma fabułę typowego westernu from USA. Główny bohater to hulaka i kobieciarz więc za swoje zachowanie zostaje wydalony z armi. Ale nim całkiem opuści kompanie musi jeszcze wyprawić się na odsiecz wraz z oddziałem do fortu zaatakowanego przez miejscowych Indian. Jak się dowiaujemy już na początku jest to zagrywka armi południa gdyż trwa wojna a ta chcę sprowadzić posiłki z Meksyku i przedrzeć się niepostrzeżenie w tym celu koło nosa yakees'ów. Nasz przyjaciel w stanie spoczynku pomimo ciągłych prób urwania się z całego zamieszania bierze jednak udział w kolejnych wypadkach uwodzi squaw a nawet uprowadza do fortu panią szpieg. Za to nasi milusińscy planują ponownie dokonać maskry aby nikt nie przeszkadzał w misji konfederatów. Akcja jest dość wartka mamy trochę humoru i komentarzy na temat wojny są sceny walki i intryga. Może nie jest wybitny ale gdzie można obejrzeć facetów z rewolwerami przebranych za kobiety czy Indiankę mówiącą biegle po włosku. Polecam lubiącym starą carbonare i inne smaczki a'la wild west...