PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=671050}

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
2019
5,8 90 tys. ocen
5,8 10 1 90189
4,3 78 krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Zacznijmy od początku. Kiedy w 2012 roku Disney, gigant od lat skrupulatnie monopolizujący rynek rozrywkowy wykupił za 4 milirady dolarów markę LucasFilms wydawało się, że Gwiezdne Wojny powrócą do kin, i to w wielkim stylu. To, że my widzowie ponownie ujrzymy złote napisy na czarnym tle kosmicznej próżni wprowadzające nas w sytuację zastaną w galaktyce, było w zasadzie z góry przesądzone. Kwestią dyskusji było jedynie to, o czym i w jaki sposób Myszka Miki opowie nowy rozdział sagi Skywalkerów. Aby się o tym przekonać, trzeba było zaczekać trzy lata, do grudnia 2015 roku.


Nie da się podsumować Epizodu IX, będącego finałem nie tylko trylogii ale i sagi Skywalkerów ( co z resztą dobitnie podkreśla podtytuł IX, " The Rise of Skywalker" ) nie wspominając ani słowem o epizodach oznaczonych kolejno VII i VIII. Wszak konstrukcja trylogii zawsze opiera się na podstawowej zasadzie podziału każdej historii na "wstęp, rozwinięcie i zakończenie". Każdy więc pierwszy epizod każdej trylogii można uznać za najważniejszy, ponieważ to właśnie on kreśli szkic całej historii, ukazując daną epokę historyczną sagi, prezentując podział sił oraz bohaterów po obydwu stronach konfliktu. Tak, to wstęp do wielu zarzutów i niewielu słów obrony dla pomysłu rozbicia trylogii pomiędzy - jak wstępny plan zakładał - aż pomiędzy trzech reżyserów.


Dlaczego ktoś w ogóle uznał, że tak wielkie przedsięwzięcie należy podzielić pomiędzy trzech twórców, zamiast pozwolić zbudować spójną od początku do końca wizję, która trzymała by się kupy zarówno fabularnie jak i stylistycznie..? Odpowiedź jest prosta ------> psychofani. Lucas nakręcił prequele samodzielnie, bez cwaniaków chciących podpiąc się do wodopoju na krzywy ryj, a więc bez zysków płynących z sukcesu franczyzy. Dzięki temu Lucas został outsiderem Hollywoodzkiej śmietanki, banitą który choćby stawał na rzęsach, z przydziału będzie niedoceniany i skazany na ostracyzm.



Psychofanom nic nie pozwoli nawet zachwiać piedestałem, a co dopiero z niego strącić Starą Trylogię. Owszem, to ona jest najważniejsza, skoro to od niej wszystko się zaczęło. Ale skoro wtedy trzech różnych reżyserów kręciło tamtą trylogię, to w ciasnych główkach uroiła się idea, że to przecież doskonały przepis na trylogię. Trzech różnych ludzi, trzy różne wizje, i trzy filmy które przez to rozbicie na różnych płaszczyznach przeczą sobie wzajemnie. To, że Lucas nakręcił spójną trylogię to źle, ale to że Luke poszedł w ślinę z własną siostrą, że raz po raz męczy się wątek Gwiazdy Śmierci zmieniając jedynie numerację przed jej nazwą własną, to już nie problem. Jest legitnie.



Kolejny ciasny łeb Kennedy uznała, że najlepszy sposób by przyciągnąć tłumy do kin, to kopiować bezpiecznie ze starej trylogii tyle, ile się da. Bo przecież wszyscy kochają OT! No to mamy, Bazę Starkiller czyli Gwiazdę Śmierci 3, mamy znów rebelię dla ściemy nazwaną Ruchem Oporu, i Imperium przemalowane na Najwyższy Porządek. Mamy główną postać z pustynii, mamy złego wojownika z rodowodem Skywalker ( bo przecież co drugie pokolenie tej rodziny musi, ale to kurvva musi przechodzić na Ciemną Stronę dla jeszcze większej dramy... ), mamy znów jako głównego złoczyńcę - starego grzyba na tronie, mamy znów X-Wingi i Tie-Fightery, Wielkie krążowniki w kształcie Trójkąta, ważne dane ukryte w małym astro-droidzie, jakąś kantyno-mordownię, "gag" z zsypem i zgniatarką śmieci, i wiele, wiele innych.....



Problem w tym, że to już było. Problem w tym, że to wszystko już było. Punktem wyjścia w fabule starej trylogii była Nowa Nadzieja, nadzieja na to, że nowe młode pokolenie posprząta po tym poprzednim, które przegrało i upadło. To Luke, Leia i HAn oraz Rebelia mieli odkupić winy i porażki poprzedników, czytaj - wybitego do nogi zakonu Jedi i Republiki. Skoro mamy schemat "stare przegrywy + młodzi gniewni" przeniesiony z OT do sequeli, to szybka matematyka - komu w tej wersji przypada roli przegranych dziadygów...? Tak, zgadza się. Przegrywami sequeli zostają dawni bohaterowie oryginałów. Tak więc Luke dziaduje na wyspie, bo przecież zakon Jedi ma obowiązek ginąć cyklicznie co trzy filmy, tak jak co drugi Skywalker ma obowiązek dać się wypaczyć Ciemnej Stronie i do tej masakry przyłożyć się własną ręką. HAn Solo przeżywa kryzys wieku średniego, bo przecież psychofanom nie da się wytłumaczyć, że Han już nie ma 20/30 lat, tylko tych 60+ na karku. Nieważne jest też to, że przeszedł wielką przemianę już w OT. Nieważne, że już nie był przemytnikiem, tylko generałem Armii Republiki. Ważne jest to, by znów powiało nostalgią kiedy stary dziad Han będzie niedojrzałym wirachą który kantuje razem z Chewiem i buja się w skórzanej kurtce po kosmosie. Mniejsza też z tym, że nad uniwersum wisi jakaś niepisana zasada, że każdy nowy bohater będący "nową-nowszą nadzieją" musi, ale to MUSI być z jakiejś pustynnej dziury. Bo tak.


W VIII, filmie kręconym przez Riana Johnsona, nie użyto wątków tylko z jednego, ale z dwóch epizodów. Znów jest biała planeta i desant maszyn kroczących, znów jest zdradza i zabicie Mistrza przez Ucznia, kiedy to mistrz torturuje w swojej sali tronowej protagonistę, wobec którego ów uczeń wyraźnie coś czuje. Znów jest wątek miłosny ale tak kaleki, że romans Anakina i Padme to mistrzostwo świata ( jest tu ktokolwiek, kto będzie bronił postaci Rose i tego jak infantylnie podbijała do Finna..?!?!?!? ), znów mamy wątek podróży do wygnanego mistrza, znów jest wątek wybłaganego na siłę treningu, znów mamy jakąś mroczną jaskinię Ciemnej Strony, znów mamy zdrację w szeregach, który wydał tych dobrych w zamian za profity tym złym..... Ale naiwni i tak będą mówić, że "The Last Jedi" to zerwanie z przeszłością, niesamowite i autorskie, odważne i przełomowe.... Beka XDDDDD Ludzie, na miłość wobec logiki, kiedy otworzycie zabetonowane oczy i zobaczycie, że epizod VIII to w rzeczywistości V+VI z OT...????



I dochodzimy do epizodu IX. Jego główne grzechy to pochodzenie Rey i katastrofalne lawiracje między urwanymi wątkami z epizodu VII, olane przez VIII, oraz olane wątki z VIII przez IX, która to próbuje obejść LAst Jedi i nawiązać do VII. Tak więc Kylo raz nosi maskę i jest "cool", po czym zostaje wyśmiany jako dziecko które się popisuje, zrywa pokazowo z przeszłością i niszczy symbolicznie maskę, po czym w IX każe ją zmontować i znów nosi ją na głowie... Konsekwentnie w chooj. To samo z Rey. "Twoi rodzice to gunwo. Jesteś gunwem z gunwa w linii prostej". A nie czekaj, jednak damy Ci cesarskie korzenie. Jesteś od tej pory wnuczką Palpatina XD Chore tempo filmu. Głowa boli od tej MAd Maxowej narracji, gdzie bohaterowie zdają się nawet z WC korzystać galopem. Powrót zabitego mistrza, by jakoś załatać dziurę po śmierci Snoke'a, i jakoś zespolić wszystkie trzy trylogie. Kuriozalne zwroty akcji i super niesamowite zbiegi okoliczności i rozwiązana na te problemy na tacy podane, tak naiwnie jak w filmach dla dzieci klasy nawet nie B a C, puszczane koło południa w niedziele na TV Puls....



To i tak bardzo skrótowy opis każdego z trzech filmów. Aby przyjrzeć im się z pełną uwagą, trzeba by natrzepać tekstu na jakieś 30 stron, po 10 na każdy epizod.



Zatem:


Rozbicie produkcji pomiędzy kilku reżyserów, zamiast dać trylogię jednemu aby miała szansę być spójną produkcją. Ważniejsza była PR-owa podlizówa "że niby wracamy do korzeni OT", niż strach o to że będzie jeden człowiek, i nie daj boże - porównianai do Lucasa..!!!!! Tego by Kennedy nie przeżyła.


Kylo Ren. Pomyje po upadku Anakina Skywalkera. Mamy niedojrzałego emocjonalnie 30-latka, który jest psychofanem Vadera, ale zamiast wyciągnąć najważniejszą lekcję z życia dziadka, że CSM ssie, to daje się na CSM przeciągnąć. Albo Ben Solo jest niedoyebem w takim razie, albo to Luke i Leia dali doopy, nie ucząc go tej lekcji z nawrócenia Anakina Skywalkera alias Dartha Vadera na Death Star 2. Albo jedno albo drugie. Albo to Ben jest zyebem w tej trylogii, albo Wielka Trójca. Trzeciej opcji nie ma. Na trzy filmy przegrywa z Rey wszystkie trzy starcia. Mazgai się, usteczka mu drżą jak spoconemu dzieciakowi podczas szkolnego występu, jest zwichrowany, niedojrzały, absolutnie niestraszy, wręcz żałosny w swoich nieporadnych próbach badassowania. No i ojcobójca. Słowem - pyzda nie górnik.



Zeszmacenie Wielkiej Trójcy. Zrobienie z Luke zmęczonego przegrywa, dziadygi któy nie potrafił poprowadzić szkółki dla kilkunastu młodzików. Dał radę rozwalić Death Star, pokonał Vadera ficzynie i Imperatora mentalnie, dojrzał na przestrzeni trylogii, pokonał Imperium i wskrzesił tradycję JEdi. Nie dał rady siostrzeńcem. Trzymajcie mnie.....


Han Solo po to dojrzewał i szlachetniał przez trzy oryginalne filmy, by zatoczyć koło, zostawić żonę samą z tym bajzlem i dowieść, że jest niedojrzałym burakiem i to czego dokonał w OT nie ma znaczenia. Gdyby nie przypadkowe spotkanie doskonałą Rey, to dalej woził by Rahtary dla bandytów i innych szumowin.


Leia... Jako jedyna miała jaja z tej trójki do samego końca. Ale w epoce szaleństwa i hegemonii SJW jakoś mnie to nie dziwi.


MAry-Sue Rey.... Chodząca doskonałość, wzór dla perfekcji. Rano myślała, że moc to legenda, po południu dowiedziała się ze to jednak prawda, a już wieczorem zna mind-tricki z doopy, sztuczki moce, pokonuje mentalnie MISTRZA ZAKONU REN, trolluje go podczas przesłuchania, i pokonuje go finalnie w walce. Na boku wspomnę jedynie, że już podczas pierwszego pilotażu jednostką pozaplanetarną ma skilla lepszego niż Anakin i Luke razem wzięci. Naprawia Sokoła i uczy się go w 5 minut, dzięki czemu zna ten statek lepiej niż sam Han Solo. I przy okazji, wszystko robi z wielkim uśmiechem, z gracją i wdziękiem baletnicy bez względu na to. Nawet fryzura jej się nie zmierzwiła. Kurtyna.


Finn, Poe reszta rebeliantów... To niepotrzebne tło. Rey to doskonała, feministyczna jednoosobowa armia. W zasadzie, to ta cała rebelia tylko ją spowalniała. Sama by wszystkich rozyebała już w ciągu jednego filmu.


"A kto umarł, ten nie żyje". Tę zasadę powinni wbić sobie do łba już na samym wstępie. To, co było mówione żartem, stało się faktem. Raz epicko pokonany Palpatine powraca w niewyjaśnionych okolicznościach, zaś Abrams pokazowo ignoruje rangę wydarzeń z Powrotu Jedi. Olewa rolę wybrańća, skoro w IX nie ma jednego, nawet dwóch - a dwa tysiące sithów, z Sidiousem na czele. Na chooj więc ta przepowiednia, na chooj zrodzony z mocy Anakin, odkupienie Vadera, porazka Imperium nad Endorem, skoro można zayebać sobie miliard razy większą flotę sithów z każdą jednostką z działem o mocy gwiazdy śmierci... Kpina z logiki, kpina ze Star Wars, kpnina z widza.


Jakiś dziadowski sitho-sztylet który prowadzi do szczątków Death Star. Wyobrażacie sobie że jakiś kowal-rzemieślnik tak po prostu bierze sobie jakiś taborecik, i niczym Vincent van Gogh który brał sztalugę i szedł w plener, idzie sobie na brzeg klifu, i tak po prostu skrobie sobie kształty i inne łuki zatopioneh gwiazdy w jakimś sztylecie...? I przede wszystkim - po choooj !?!?!?!?


Konie galopujące po kadłubie niszczyciela. Więcej dodać nie trzeba. Facepalm.


Romans, trójkąt, każdy ma coś do każdego, ale w sumie nic z tego nie wychodzi. W TFA Finn leci na Rey, Ben mięknie przy Rey, Rey olewa obydwu... w VIII Rey mięknie przy Benie, Ben pokazuje klate i się wozi, Rose się ślini do Finna, Finn pali głupa że w sumie nie wie o co chodzi, po czym i tak idzie z Rose w ślinę, a na koniec to Poe szczerzy zęby do Rey, a Rey do Poe. W IX między Rose a Finnem już jest aseksualny chłód, Finn i Poe lecą na Rey, Rey ich dalej olewa, później Poe odnajduje swoją dawną laskę, Finn poznaje kolejną tym razem czarną laskę ale nic z tego się nie rodzi, Rey idzie w ślinę z Benem, Ben umiera, Poe chce wyrwać dawną laskę ale ona daje mu kosza, Finn dalej samotny. Love Story w chooj. Także tego XDDDDDD


Starkiller Base, 3 DeathStar. Obejrzałem po kolei Starą Trylogię i od razu sequele od IV do IX. Masakra. Sami obejrzycie w ten sposób, wówczas Trzecia Trylogia razi jeszcze mocniej, i gaśnie jeszcze bardziej w oczach jako Star Wars. To festiwal katastrofalnie odgrzewanych kotletów, od słabych gagów ze zgniatarką śmieci po powroty tych, którzy nie żyja, ale zmartwychwatsli by znów umrzeć, ale pozornie "ostateczniej i efektowniej".



Epizod IX to w zasadzie galop w celu łatania od jednej dziury fabularnej do drugiej. Natomaist suma tych dziur, i tempo ich łatania powoduje, że ostatecznie z jednej załatanej dziury robią się w jej miejsce dwie kolejne. Powrót PAlpatina, serio..!??!?!? Rey Palpatine? Czyli wytłumaczenie jej korzeni, które było podawane w formie żartu jako jedne z najbradziej durnych i kuriozalnych?? Brawo Panie Abrams. Już bardziej byłoby wiarygodne, gdyby to była wnuczka Obi-Wana Kenobiego. Prędzej uwierzę, że zwykły pozornie facet, ogarnięty i niebrzydki, który miał platoniczny romans na koncie ( Królowa Mandalore z Clone Wars ) mógł założyć rodzinę, niż Palpatine. Imperator zawsze był ukazywany jako najprzebieglejsze wcielenie zła, zupełnie ponad to czym były seksualne instynkty itd. To był aseksualny geniusz, psychopatyczny tyran i ochydby stary grzyb z przykurczem ramion. I to on miał założyć rodzinę, wyrwać laskę i ją przelecieć dając tym samym przyczynę istnienia Rey..???? TO JEST JUŻ KURVVA APOGEUM SPYERDOLOZY TEJ TRYLOGII.



Na koniec dodam, że tak słąbo wykonanej trylogii jeszcze nie było. Najnudziejsze plenery. Toporona, klocowata, pseudo-retro technologia. Ochydne practicale jak w przypadku tej wielkiej świni przy wodopoju. Kiepskie kostiumy. Fatalny, nocnikowy design hełmu Kylo Rena. Brak jakiejkolwiek ikonicznej nuty muzycznej w tle. Walki na miecze poziom emeryt. Brak możliwości spotkania na ekranie Wielkiej Trójki. Każde z nich umarło gdzieś w osamotnieniu. Obraza dla ich dokonań z OT. Kuriozalne i siłowe zwroty akcji. Galeria nowych postaci, spośród których nawet jedna nie będzie nigdy kultowa ani uwielbiana. Chaos twórczy i zgrzyty rodem z sagi X-Men. Licytowanie się poszczególnych reżyserów o to, któy bardziej oleje którego oraz wątki, które tamten wprowadził.



Szkoda, że taki zapewniono nam fanom finał największej kosnicznej sagi. To po prostu kurvva wstyd. Jeśli coś pominąłem, to napiszcie. Współczuję Wam i sobie że musieliśmy to oglądać, a co gorsza, to jest w kanonie. Osobiście tego za kanon nie uznam nigdy. Wam też radzę. Ta "trylogia" to X-Men Origins Wolverine dla Sagi Gwiezdnyh Wojen.

sznapsiarz

Mnie najbardziej jednak w tych filmach bawi ten usilnie wyciskany fanserwis, by manipulować widzami emocjami, które już raz kiedyś ktoś inny im dostarczył dawno temu. I to co wielu może określić hołdem dla sagi, ja uważam za karykaturę i kpienie z inteligencji widza chcąc go zmanipulować i się mu podlizać. Kennedy i jej kukiełki chcieli dobitnie pokazać w swojej pysze, że potrafią stworzyć Star Wars lepiej niż Lucas i żaden "hołd" nie gra tu żadnej roli. A co za tym idzie:
- większa gwiazda śmierci i większe jej zniszczenia
- większy dziad na tronie (Snoke)
- potężniejszy powrót drugiego dziada na tronie, który jest karykaturą samego siebie, bo jest już na tak ogromnej potędze (Palpi)
- więcej postaci, które się pojawiają i znikają i tyle ich było
- potężniejszy główny bohater (cudowna MaRey Sue)
- coraz to potężniejsze zdolności mocy z dupy o jakich Anakin jako Syn Mocy mógł tylko pomarzyć
- postaci geniusze, na cokolwiek wpadają, zawsze się to udaje jakoś, a jeśli nie to i tak ktoś ich cudownie ratuje z opresji - film przez to ogląda się niczym grę, mają nieustanną akcję co zaczyna męczyć widza, bo chciałby choć chwilę odsapnąć i czegoś się o tym świecie dowiedzieć
- kopiowanie w "efektowniejszy" sposób, często bez sensu kropka w kropkę scen z Oryginalnej Trylogii, ale jednak na takiej fazie by zrobić to "lepiej" niż Lucas, bo dysponują większym budżetem i technologią: scena przy stole ludzi Imperium, gdzie Kylo Ren wzorem Vadera dusi oficera, ale nie może to robić normalnie, a tak by biedak aż z wrażenia na sufit skoczył. Kiedy Starkiller niszczy planety Nowej Republiki to widzi większy dramatyzm ludzi, choć w przypadku Alderaana w AHN nie. To tym bardziej jest śmieszne, bo ktoś mógł tych ludzi ostrzec, mieli czas by się ewakuować, skoro promień lasera leciał co najmniej kilka minut przez galaktykę, ludzie Alderaana nawet nie mieli czasu odetchnąć, a co dopiero się przerazić. Kolejna kopia to dwukrotnie pokazana w wydaniu Snoke'a i Palpatine'a manipulacja Rey, by spojrzała w statki Rebelii i dała się mu skusić ciemnej stronie - dobitna kopia chęci dobicia mentalnie Luke'a, by ten też zrezygnował z powodu ewentualnej porażki swoich towarzyszy. Ale też mamy do tego wykorzystywanie dziwnych manipulacji, dręczenia Rey mocą, bawienia się nią jak lalka itd.

Innymi słowy: wincyj wincyj wincyj wincyj... Ale to niestety nie oznacza, że lepiej. Jak się przedobrzy to się wszystko zaczyna walić. Gdyby moc tak działała jak w Sequelach to w EP 1-6 cały plan Palpatine'a byłby niepotrzebny, jak i Gwiazda Śmierci byłaby niepotrzebna. Sidious mógłby ręką walnąć jakimś meteorem w budynek zakonu i bam, koniec Jedi, mógłby walnąć w każdą planetę i bum! Mógłby terroryzować każdego. Na szczęście uniwersum Star Wars EP 1-6 posiada pewne ograniczenia tego świata. A przekraczanie tych granic lub ich olewanie przez leniwe scenopisarstwo pokazuje jak bardzo Disney nie rozumie marki, za którą się zabrał.

ocenił(a) film na 1
cloe4

Uh to prawda, ta trylogia fan-serwisem stoi. Czy istnieje jakaś inna, bardziej błazeńska forma próby wkupienia się w łaski fanów? To traktowanie nas, fanów, jak cymbałów, którym wystarczy polatać Sokołem po ekranie, dać X-Wingi i Tie-Fightery, jakieś suchary ze zgniatarą śmieci, i tyle by hajs się zgadzał.... To tania gra na emocjach, pobudzenie nostalgii i tyle. Nic więcej. Puste to i nędzne. Żenada. A ludzie nie są głupi, i widzą to, jak się nimi kręci i mydli oczy, protekcjonalnie traktując jak wielkie niedorozwinięte dzieci.



Tak, zgodzę się z tym, że sequele idą wedle schematu "więcej, szybciej, mocniej", czyli wedle starego przepisu na ciąg dalszy. Tyle, że rzeczywistość nieraz to zweryfikowała w historii kina, i to wcale nie oznacza bezapelacyjnego marszu po sukces. Często idzie za tym lenistwo i poleganie na tanich chwytach, jakoby samo miało się to wszystko ułożyć, bo góra hajsów na produkcję MUSI ALE TO MUSI zwrócić się jeszcze większym hajsem. No niekoniecznie.


Zapomniałem jeszcze wspomnieć o całkiem z doopy wątkach, jak superman Leia XDDDD Czy ktokolwiek będzie się silił na obronę tego kuriozum!?!? Często używam tutaj tego słowa, ale niestety, to często jedyny zwrot jaki jest w stanie w miarę zwięźle określić ten urągający inteligencji widza chaos jaki dzieje się na ekranie przez całą trylogię.


Maz Kanata znajduje miecz Luke'a Skywalkera. Skąd to ma????? Jakim cudem?!?!?!?!?!?!?! "Świetne pytanie, ale na inną porę". Aha. KURVVA. DZIĘKI ZA INFO. WSZYSTKO SIĘ ZGADZA. JEST LEGITNIE. (Facepalm).



Debilizmy na tę chwilę:

1. Po 30 latach od OT nadal mamy tę samą sytuację galaktyczną co w punkcie wyjścia w ANH. Znowu podział na rebelię i Imperium.

2. Nowa Republika ugadała się z FO, że ci drudzy będą sobie rządzić gdzieś-tam w nieznanych regionach, i nie, wcale nie zaatakują Republiki. Dlatego na mocy traktatu, Republika sama siebie pozbawiła obrony poprzez demilitaryzację samej siebie, licząc jednocześnie że spadkobiercy Imperium będą grzecznie się traktatu trzymać. Czyli pacjent po latach walki z nowotworem uznaje, że nie wytnie go do końca, bo się umówił z nowotworem że już nie będzie rósł i atakował. Aha. KURVVA JEST TO LOGICZNE. XDDD


3. Zbeszczeszczenie Wielkiej Trójcy. Rozbicie rodziny, przyjaciół, ograbienie ich z ich sukcesów i charakterów, zrobienie z nich zmęczonych życiem starych pierników które tylko uciekają przed życiem. SKURVVYSYŃSTWO.


4. Kolejny pseudo-Anakin, czyli Ben. Czyli statystycznie co drugie pokolenie Skywalkerów musi, ale to musi zostać silnorękim Ciemnej Strony Mocy. BO TAK I CHVJ. BO NIE MA W CAŁEJ GALAKTYCE INNYCH WARTYCH UWAGI TALENTÓW. Ben jako fan dziadka przechodzi na Ciemną Stronę, bo przecież fanbojstwo polega na olewaniu nauk idola XDDDD


5. Mary-Sue-Rey. One-Woman-Army. Sama-Zrobię-To-Lepiej. Wymieniać można bez końca. Krystalicznie krystaliczna, zayebiście zayebista, chodząca idea sprawiedliwości dziejowej, Moc w Mocy, wiedza w wiedzy, ah, i tak, ttysiące pokoleń Jedi w jednym. Czyli w sumie One-Woman-Order. Jednoosobowy zakon Jedi. Skisłem. Czego się nie dotknie, to zamienia w złoto. No kurvva Midas normalnie.


6. DeathStar 3. Jedna uber stacja rozwalona na jednego hita. Druga superstacja rozwalona na na jedną szarżę. "HMMmm, to może zamiast stacja, to planeta wysysająca słońca..? Kurła, co się może nie udać..? ... Może murzyn, futrzak i dziadyga którzy zneutralizują pole ochronne...? Ja yebie......


7. Snoke. Grzybo-pacynka. Mistrz, który dał się wydymać uczniowi. Snoke, który nawiązał komunikację mocy miedzy Benem a Rey okazał się pacynką. Klonem. Avatarem Palpatina, którym to Sidious sterował. Skoro Sidious kierował Snokiem, to jakim kurvva prawem fizyki Sidious był w IX zaskoczony więzią jaka łączyła Rey i Bena..?!?!?


8. Sitho-sztylet. Wystarczy wyciągnąć takie guwienko z paczki czipsów i yeb - raszuj Gwiazde Śmierci.


9. Rey Palpatine. Wnuczka spleśniałego starca, który był ochydnym grzybem z przykurczem ramion. Widać musiał mieć dobrą gadkę, skoro zbajerował jakąś laskę i zrobił jej dziecko, a syn później spłodził sobie Rey. Czyli od 8.00 do 16.00 czarne szaty, kwaśny ryj, diaboliczny śmiech i równie diaboliczne plany, po fajrancie to już nie Imperator Palpatine tylko dobry dziadzio Sheev Palpatine, który buja na bujanym fotelu swoje dziadki i snuje bajki do snów swoim pociechom o dobrych mądrych Sithach, i tych złych małostkowych dewotach Jedi. Kolejny hit. cytując klasyka DZIZASKURVVAJAPYERDOLE


10. Manewr Holdo. Poza efekciarstwem, wnosi to-to coś, cokolwiek do fabuły.... Heroizm postaci kobiecych..?? Ah tak, jak mogłem zapomnieć, SJW wartością samą w sobie! A co!


11. Wszystkie planety to nudne pseudo-ziemskie plenery. Brak rozmachu i egzotyki. Najbiedniej wyglądające Gwiezdne Wojny ever. Nawet Stara Trylogia na swoje czasy wypada tu lepiej niż wielkie produkcje za wielkie bańki dolarów, które w sumie wyglądają jak niskobudżetowe ścierwo z TV Puls.


12. Powrót PAlpatina. Czyli kasujemy stary kanon tylko po to, by brać z niego to, co... Najgorsze. Raz jeszcze zabijemy zabitego, ale tym razem wedle zasady sequeli "Więcej, szybciej, mocniej!!!" ....



13. Olanie wartości finału Powrotu Jedi, olanie nawrócenia Vadera, i zniszczenia Imperatora wraz z Imperium. JEst gorzej, zamiast dwóch sithów, mamy teraz dwa tysiące zakapturzonych skurvvysynów, które siedzą na widowni niczym gawiedź w mam talent! i spija każde słówko z sinych ust wiecznie żywego Imperatora Palpatina. Co Palpi powie, to widownia robi UUUUUU Wielki Hałaaaaas!!!! XDD


14. Całkowity demontaż jakiejkolwiek spójnej wizji Trylogii. Rozbicie wątków, olewanie tych napoczętych, wprowadzanie ale nie doprowadzanie do końca tych nowych, zero wiarygodności opowiadanej historii.


15. Rose Tico - Jar-JAr Binks tej trylogii. Radosnie przygłupia, infantylna,rzygająca tęczą buła której nic nie uratuje.


16. Generał Hux. Ściera do podłogi. Rudy Hitlerek, któremu nie wychodzi nic, ale to abslutknie nic!!! Gorzej niż te złę postaci z bajek na Cartoon Netwrok ;/


17. Kapita Phasma. Miał być pierwszy ważny kobiecy złodupiec, niczym Boba Fet.... Ta.... 3 razy na ekranie, z czego raz ląduje do zsypu na śmierci, a trzeci i ostatni występ to zwykły oklep od zwykłego szturmowca. Phasma była, ale się zmyła.
"Female-Fett is dead babe, Female-Fett is dead" XD


18. Rozwalenie sił Rebelii w LAst Jedi. Skoro przy życiu zostało ich tyle że mieszczą się w jednym pokoju to nie ma bata, aby w epizodzie IX było coś więcej niż tylko kurczowe trzymanie się trójki głównych bohaterów, którzy tylko skaczą od jednej fabularnej dziury do drugiej, unikając większych batalistycznych scen, skoro..... First Order nie ma już z kim się napyerdalać XDDDD Brawo Rian, błysnąłeś intelektem tymże zwrotem fabularnym. Trzeba było już ich zostawić w tej skale na Crait i dać im zdechnąć. To byłoby bardziej wiarygodne.....


19. Poe Dameron to przemytnik. Pewnie, trzeba jakoś uzasadnić że umie kraść fury. Najlepiej żeby zrobić z niego przemytnika. Każdy rebel-bad boy to były przemytnik. Co nie, Panie Solo...? Sorry, Panie Dameron..??



20. Luke zezłomował X-Winga w Oceanie, aby nie mógł z niej uciec w razie przypływu sumienia. 5 lat kiszenia się w oceanie to nic. Rey odfruwa X-Wingiem jak gdyby nigdy nic XDDDD


21. Flota Sithów na planecie Sithów, wykuta w stoczniach Sithów na rozkaz uber-Sitha. Miliard jednostek na niebie, każda z działem Gwiazdy Śmierci. Czy to wymaga dalszego komentarza...??







sznapsiarz

Jak się tak zastanowić, to niewiele w samych filmach się zmieniło. OT to, z perspektywy czasów, całkiem infantylna historyjka o walce dobra ze złem. I podobnie niekonsekwentna. Np. ustanowiony w 5 przez Yodę dogmat, że jak ktoś przejdzie na ciemną stronę, to już na zawsze będzie jej niewolnikiem, już w następnym zostaje złamany nawróceniem Vadera. Tyle tylko, że Lucas z pierwszą trylogią idealnie wstrzelił się w czas. Wcześniej nikt podobnych filmów nawet nie próbował kręcić. A on to zrobił, przy skromnym budżecie, bez znanych aktorów (z wyjątkiem Guinnessa) i to na poziomie, do którego przez następne 20 lat nikt nie doskoczył (o dziwo, każdy epizod miał innego reżysera, choć Lucas sprawował pieczę nad całością). Oprócz efektów, świetne były postacie, dobre dialogi z zawadiackim humorem.

Dzisiaj czasy są jednak inne. Po Matrixie, po Avatarze, po 22 filmach MCU, nawet po Star Trekach, które (choć zawsze pozostawały w tyle) doskoczyły i wysoko zawiesiły poprzeczkę - efekty już sprawy nie załatwią. Star Wars straciły więc istotną przewagę świeżości. Do tego pewne ograniczenia. Logicznym byłoby, żeby bogaterowie ep6. kontynuowali swoje przygody. Tyle. że każdy z tych aktorów postarzał się o 40 lat i nie ma bata by podstarzały Hamill i Ford-emeryt pociągnęli fabułę. Potrzeba było świeżej krwi, a tamtych albo usunąć na dalszy plan, albo w ogóle wyeliminować jakimś gładkim zdaniem, że zginęli bohatersko w walce, albo gdzieś na odległej planecie spędzają emeryturkę hodując jedwabniki. Które rozwiązanie lepsze (gorsze)?

W ep. 6 też chyba brakowało pomysłu na zwieńczenie trylogii, więc dano jeszcze większą GŚ, w otoczeniu chmary Niszczycieli, w tym Executora, który dałby sobie radę w pojedynkę. I całą tą armadę pokonały 4 średnie krążowniki Calamari i garstka myśliwców, nie wywołując ni grama konsternacji u widzów (zdjęcie potężnego SSD z pola walki zajęło raptem 10 sekund filmu). Błąd konstrukcyjny (czy celowa wada jak pokazał R1) GŚ, przez który stacja mogła ulec zniszczeniu od jednej torpedy został tak poprawiony, że w e6 do środka wleciały myśliwce, ale co tam. I to też skopiowano w e9. Jeszcze większa flota, jeszcze większa potęga (tak, STD niszczący planety, to przegięcie) i zwycięstwo ledwo co, przy wykorzystaniu jedynej, minimalnej szansy. Nic ani nowego ani zaskakującego.


Czy najnowsza trylogia jest odtwórcza? Tak. Bez dwóch zdań. I niestety nie pokazuje żadnych nowych, ciekawych lokacji. Tatooine teraz nazywa się Jakku. Kashyyyka nie ma pewnie z powodów budżetowych. Szkoda, że nie ma np. Mon Calamari czy Nar Shaddaa. Mogli się nieco bardziej postarać pod tym względem.

Odnośnie postaci, to nie zgodzę się z oceną Kylo. Moim zdaniem to świetna postać. Dotychczas mieliśmy Sithów napędzanych nienawiścią i chcęcią zdobycia potęgi i władzy. Tu mamy Sitha, którego ciemna strona wynika z jego strachu. Strachu przed pochodzeniem i ponadprzeciętną mocą i jednocześnie wyższą od średniej groźbą przejścia na ciemną stronę. Dodatkowo jest pogubiony, w jego ocenie zdradzony przez Luke'a (imo świetny motyw z ukazaniem tego samego zdarzenia z różnych perspektyw w TLJ). Chce być kimś więcej, kimś lepszym pragnie akceptacji, ale mu nie wychodzi i to go prowadzi na ciemną stronę. Wraca na jasną stronę kiedy się okazuje, że jest akceptowany takim jaki jest, że nie musi niczego udowadniać. Brzmi infantylnie? Pewnie tak, ale cała fabuła i historia SW leży na osi bliżej infantylności niż wielowarstwowej głębi psychologicznej. I taka ma być, bo to w założeniu lekka, łatwa i przyjemna rozrywka, a nie ciężkie i przytłaczające rozterki moralno-filozoficzne.

Luke i Jedi. No tak to jest w świecie Gwiezdnych Wojen. Wszystkie wojny w tym uniwersum, począwszy ot GHW 5000 lat wcześniej toczą się pomiędzy Jedi a Sithami. Reszta jest tylko tłem, mięsem armatnim. Sorry, mamy taki klimat. I to też nie pierwszy raz kiedy Jedi zostają prawie całkowicie wybici. Ale za każdym razem zakon się odradzał, a sithowie zbierali siły na kolejny atak. Można dyskutować, czy pomysł na sfrustrowanego Luke'a wypalił. Ale jedno jest pewne, że przesunięcie go na drugi plan było koniecznością. Można zrozumieć, że porażka ze szkoleniem Jedi, w dodatku związana z siostrzeńcem go załamała, choć ostatecznie zrozumiał, że usunięcie się w cień było błędem.

Rey. Cóż, skoro zdecydowano się na wprowadzenie nowego Jedi, który władał tak silną mocą, to raczej do przewidzenia było powinowactwo z którymś z już znanych Jedi. Yoda, Windu czy Ki Adi Mundi - z wiadomych względów odpadają. Został Imperator, Kenobi i Qui-Gonn.

Snoke i Palpatine - tu się zgodzę w pełni, to zbędne postacie. Cała trylogia wypadłaby lepiej bez nich. Ogólnie to co nie wypaliło w e9 było pewnie spowodowane paniką po marudzeniu fanów na temat TLJ + niespodziewaną komplikacją, jaką niewątpliwie była śmierć Carrie Fisher.


Sorry, że tak chaotycznie. Ogólnie widzę to tak, że twórcy mieli możliwość zwieńczenia sagi Skywalkerów z pominięciem starych postaci lub bazując tylko (lub głównie) na nich. Oba rozwiązania ryzykowne. Zdecydowano się na hybrydę. Wyszło jak wyszło - każdy oceni dla siebie. Do wypunktowanych błędów się nie odniosę, bo pełno ich w każdej produkcji. Jedne śmieszą, inne żenują, jeszcze inne gwałcą logikę. Nic nowego.

sznapsiarz

Przyznam się, że punkt 9 mnie mocno rozbawił. :D Wyobraziłam sobie taką sytuację. xD Zobaczenie takiej sceny w jakimś kinowym spin offie czy czymś tam na Disney+ byłoby o wiele ciekawszym doświadczeniem niż oglądanie tych Sequeli. :P

Powrót Palpiego też było zagraniem czysto marketingowym. Nagle po premierze TLJ wychowani w erze Prequeli ludzie zaczęli chwalić tę postać, oraz robić z nią masę filmów, esejów i memów, co nałożyło się na dużą popularność Sidiousa w internetach. Jako, że TLJ miał odzew wśród fanów taki jaki miał i wiele osób zaczęło deklarować bojkot DisneyStarWars (zwłaszcza po klapie Hana Solo) to musieli jakoś użyć haczyka, by jeszcze skusić ludzi by obejrzeli dziewiątkę.

ocenił(a) film na 6
cloe4

Rey nie jest Mary sue. była szkolona przez Leię. omal nie zabiła Chewiego, przegrała z Kylo, w złości prawie go zabiła i udala się na wygnanie na wyspę. popełnia błędy.

ocenił(a) film na 1
Cross_23

Rey zawsze miała nad Kylo przewagę, mamy kolejny cudowny zwrot akcji - były dwa, nie jeden transportowiec..! Chewie tak ginie że nie ginie, podobnie jak C-3PO tak traci pamięć że za 15 minut ładują mu ją z powrotem, w innym temacie dla beki pisanym wspomniałem o tajnej klauzuli Jedi "Jeśli założysz zakon ale dasz dupy jako mistrz jedi - a dasz na bank - wypieprzasz na pustkowie i smucisz dziadosko do końca swoich dni aż pojawi się kolejny młody narwaniec, i uczysz go skilla od niechcenia, przy okazji snujesz opowieści o wielkiej potędze zakonu Jedi który jakoś cyklicznie ginie co trzy filmy" - a więc Rey się coś nie spodobało choć nie było tak naprawdę żadnych ofiar w ludziach, i co robi? Pakuje manele i robi dzide prosto na Anch-To XDDD to chyba jakiś fetysz rycerzy, żeby jechać co chwila na jakiś banicjo-kemping ;p


A Rey poleciała z błyskawicami mocy jako konkretny wstęp do obnażenia prawdy o jej przeszłości, gdzie to okazuje się być wnuczką samego Imperatora... Więc ten kaleki zwrot akcji miał miejsce jedynie jako nawiązanie do jej korzeni, zwrot który nie ma żadnego jak widać ciężaru konsekwencji. Tak się wkurvvia, tak manifestuje moc, tak "zabija" Chewiego, że aż.... Nic z tego więcej nie wynika xd Zwrot dla zwrotu, akcja dla akcji. Pusty kwadrans bez znaczenia dla widza.

To wynik prób łatania dziur jakie narobił Johnson w VIII, a które kaleko i panicznie próbował na siłę scalać Abrams, szkoda tylko że on sam jako pierwszy narysował rozdział tej pseudogwiezdnowojennej lipy jaką jest trylogia seuqeli, które jak widać zaprzeczają całościowo nie tylko epizodom I-VI, ale nawet sama w sobie jest zgrzytem logicznym. Ironia, chcieli nowych star wars, a nakręcili stare-coverowe, ta trylogia prowadzi wręcz wojnę domową sama ze sobą. Cóż za profesjonalizm, czapki z głów!

ocenił(a) film na 6
sznapsiarz

Przecież Luke mówi w tym filmie że się mylił. nie należy uciekać. I mamy tu lekcję dla Rey. Ona w tym filmie nie ma przewagi nad Kylo. on jest opanowany, ona w złości wali na oślep (sceny na morzu).
To ze Abrams odkręca TLJ pisałem w moim temacie zapraszam do poczytania. wprost mówi Rianowi że TLJ ssie pałke. zrobił co mógł żeby uratować ta trylogię.

Cross_23

I to jest problem tej trylogii. Jest wewnętrznie niespójna. Epizod środkowy powinien być najważniejszy, taką klamrą, która wszystko wyjaśnia. Punkt przełomowy dla wszystkich postaci. A tu Abrams olewając tworzy na szybko dwa zmontowane epizody w jednym. Ja rozumiem, że chciał naprawić sytuację, ale mleko się już rozlało i dziwnie to wygląda gdy nagle ten środkowy, najdłuższy film trylogii jest tak bardzo bez znaczenia. To wygląda dziwnie, a winę za to ponosi Kennedy, która nie przypilnowała należycie tej trylogii.

ocenił(a) film na 1
Cross_23

Ok, ale co z tego..? Tak mówił Luke Abramsa. Luke Riana mówił zaś coś zgoła innego XD Luke Abramsa uciekł na wyspę, ubrał jakby (chyba?) "galową" białą szatę Jedi tylko po to by stać zakapturzonym i w zadumie popatrzeć na wzburzony ocean, widać szklani w jego oczach na widok gościa trzymającego broń jego ojca....by za chwilę tak po prostu rzucić ją za siebie, ubrać jakieś szaro-bure łachy i ssać zielone mleko z cycka rybo-krowy co się pasła leniwie na brzegu xddd


Po to zostawił do siebie mapę, by nie dać się znaleźć? Po to założył zakon by odciąć się od mocy? Po to interweniował jako duch mocy, by umrzeć chwilę potem skoro równie dobrze mógł wyciągnąć X-Winga z oceanu i odlecieć nim, skoro Rey tak mogła, bo jak widać lata złomowania w wodzie nie spowodowały nawet śladu korozji na maszynie..?



Tak to wygląda jak się rozdziela trylogię między różnych ludzi. Nie ma opcji aby powstała spójna wizja. Było to już widać w OT, kiedy w epizodzie IV pierwotnie Vader był mordercą i zdrajcą Anakina, w V Luke przelizał się z Leią a Vader okazał się jego ojcem a Kenobi wcale nie był ostatnim żywym z dawnych Jedi, a w VI z Lei zrobiono siostrę Luka i tym samym córkę Vadera... Być może wyglądało by to inaczej gdyby prowadził to jeden twórca, ale mimo to jakoś całościowo wybrnięto z tego obronną ręką, choć te lizanie się siostry z bratem i tak zostawia jakiś niesmak ;p


Czego to więc dowodzi? Że nie da się bronić tej trylogii sequeli. Obrona Abramsa to równoczesny diss na szajbusa i psuja Riana Johnsona. Próba obrony Ruina to diss na asekuracyjnego nudziarza Abramsa. Ich rywalizacja na wzajemne ośmieszanie wprowadzanych przez nich wątków sprawia, że najbardziej cierpi na tym saga Star Wars. Jak na ironię Disney sam siebie zaszachował i pozbawił się argumentów do obrony. Fani nic nie musieli robić. Wystarczyło że "ta rewolucja sama pożarła swoje dzieci".

ocenił(a) film na 6
sznapsiarz

Kto o zdrowych zmysłach broni Johnsona? zniszczył trylogię i tym bardziej szkoda mi Abramsa bo przy TROS odwalił dobrą robotę. i zbierze największe cięgi.

Cross_23

Akurat wiele recenzentów, którzy teraz dziwnie jadą po TRoS, przy premierze TLJ opiewali film w zachwyty na dzieło wręcz poziomu "Imperium Kontratakuje".

ocenił(a) film na 3
cloe4

Są 2 potencjalne wytłumaczenia dlaczego zmieniono linię przekazu po ep. 7:

Pierwsze: Disney uznał że SW to samograj i można eksperymentować czyli wcisnąć każdą bzdurną ideę i fani to kupią

Drugie: Disney uznał, że zysk jest za mały jak na tą markę i postanowił pomieszać różne pomysły aby zarobić więcej

ocenił(a) film na 3
sznapsiarz

Skoro piszesz od "początku" czyli od kupna Lukasfilm przez Disney to zwróć uwagę, ze G. Lukas zagwarantował sobie nadzór nad czystością linii przekazu przez kolejne 3 lata do 2015 r.
Więc ep. VII tak oskarżany o wtórność został wyprodukowany za jego zgodą i aprobatą. Do tego film spełnił oczekiwania finansowe, zarobił ponad 2 mld $.
Dlaczego więc zmieniono przekaz po tym filmie?

btw ciekawi mnie kim są "psychofani"?

nawieczor

Lucas z tego co wiem bardzo rozczarowująco się wypowiedział o TFA. Mówił w jednym wywiadzie po premierze siódemki (swoją drogą bardzo wtedy przez "fanów" skrytykowanym), że niepotrzebnie ten film wygląda identycznie jak stare części, że on się starał, by każdy epizod sagi wyglądał inaczej. Do tego należy pamiętać, że samego Disneya określił "handlarzami białych niewolników". Potem ostatecznie ze słów się wycofał i zastosował przeprosiny, nie trzeba chyba wyjaśniać czemu. Identyczna sytuacja była dwa lata później z Markiem Hamillem, który krytykował TLJ i Luke'a z tego epizodu, ale ostatecznie jednak podobnie jak Lucas przeprosił za swoje słowa.

ocenił(a) film na 3
cloe4

Tak to prawda ale nadzór Lukasa nad produkcją był zagwarantowany w kontrakcie i nie słyszałem aby Lukas zapowiadał pozew.
Szacunkowe obliczenie zysku z ostatnich filmów. Wyliczenie zakłada korzystny dla Disneya podział wpływów z biletów większy niż 1:1.
Liczby:
W kolejności budżet filmu, box Office, zysk = (box office – budżet)/2
Ep VII = 260 mil$ 2,06 mld $ 900 mil$
R1 = 200 mil$ 1,06 mld $ 430 mil$
Ep VII = 260 mil$ 1,33 mld $ 535 mil$
Solo = 300 mil$ 390 mil $ 45 mil$
Ep IX = 280 mil$ 570 mil 145 mil$
Zysk suma: 2,05 mld$

Więc wszystkie filmy nie zwróciły nawet połowy kosztów nabycia Lukasfilm.
Więc dlaczego po ep. VII który przyniósł niezły zysk, zmieniono w całości narrację?