Po wspaniałej części piątej oraz naprawdę świetnej szóstej, nie spodziewałem się, że seria „Hellraiser” może zakończyć się w taki sposób, że zepsuje cały wcześniejszy dorobek. Do siódmej części nazwanej u nas (niekonsekwentnie zresztą) „Hellraiser: Sekta”, podszedłem ze sporym dystansem, ze względu na marne recenzje oraz fakt, że obie części kręcone były chyba równolegle, bo na to wskazywały daty ich premier. Ten sam reżyser i ekipa w obu przypadkach także nie wróżyły najlepiej. Widać było, że chodzi o opłacalność, a nie o stworzenie czegoś wyjątkowego. Miałem powody do obaw, takie filmy jak „The Prophecy”, „Mimic”, „Dracula 2000” i pewnie jeszcze parę innych, których nazw nie mogę sobie przypomnieć, to najlepszy przykład rumuńskiego gówna. Oczywiście mam na myśli dwie ostatnie części każdej z tych serii, gdzie aby oszczędzić na wydatkach związanych z lokalizacją i ekipą filmową, produkcję masowo przenosi się do Rumunii. Jedyne pozytywne skojarzenie z Rumunią w sensie filmowym mam z filmem „Bandyta”, ale to także po części wspaniała polska produkcja. Dziwię się, że Rumunia pozwala sobie na takie filmy, które pokazują ten kraj w najgorszym świetle. Słowacja na przykład otwarcie protestowała w przypadku głupiego w sumie filmu „Hostel”. No ale Rumunia i tak turystów nie przyciągnie, więc może ich zrażać filmami do woli. W końcu, jeśli Amerykanie uwierzą w to, że Słowacja to kraj Trzeciego Świata, możliwe że w życiu nie odważą się zaryzykować życia wakacjami w Rumunii.
Więcej o Rumunii, mniej o filmie. Zresztą z trudem będzie mi się pisać o fabule. Pani reporterka dostaje od szefa gazety kasetę wideo z filmem, na którym młoda ofiara sekty zostaje zabita i wskrzeszona. Aby sprawdzić autentyczność nagrania, udaje się ona do Rumunii (jakby już w niej nie była) w celu napisania dobrego artykułu. Amy to bohaterka jakich wiele w horrorach – silna, nieustraszona kobieta. No, nieustraszona do momentu, kiedy budzi się z nożem w plecach. Głupota scenariusza pozwala nam wierzyć, że osoba ta może z łatwością odnaleźć siedzibę sekty, ukrytą gdzieś w podziemiach metra w Bukareszcie. W każdym razie Amy osiąga po części cel, jednak aby dowiedzieć się, w jaki sposób guru sekty ożywia zmarłych, sama musi zaryzykować swoje życie i poddać się śmiertelnej próbie.
Film oglądałem w bólu, czyli teoretycznie tak, jak potrzeba, aby wczuć się w klimat Cenobitów. Jednak to nieludzkie cierpienie przestało być zabawne, kiedy okazało się, że przez godzinę na ekranie nie zobaczyłem nic wartego oglądania. Myślę, że jeśli ma się kręcić takie rzeczy dla uzupełnienia serii, lepiej w ogóle porzucić projekt. Ten film jest gówniany i nie odpowiada za to Rumunia, tylko amerykańscy producenci i scenarzyści, wszyscy gotowi zepsuć całą serię dla pieniędzy z sequeli. Niewiele tu napięcia, niewiele strasznego klimatu, ani nawet Cenobitów, za to półtorej godziny kompletnej nudy i usilnego zapychania taśmy filmowej (do tego taśmy słabej jakości) nieinteresującymi scenami. Jeśli ktoś lubi cierpieć polecam wbić sobie szpilkę w nogę, zamiast oglądać siódmą część „Hellraiser”.