Oj jo joj! Mam problem oceniłem ten film na 8/10, ale chyba zbyt pochopnie!
Zacznijmy od początku:
Mr. 47 - (mister fourty seven - jak to pięknie brzmi w originale, ach) Moim skromnym zdaniem Mr. Oliphant zagrał nie porywająco, ale mi pasował, zauważyłem, że ktoś by widział Stathama, oczywiście jak najbardziej, ale mamy to co mamy i nie powinien to być jakiś wielki minus!
Ta jego laleczka, wg. mnie cukierek, dobrze to u niej wyszło mimo, iż zagrała charakterystyczną rolę!
Reszta aktorów trzymała poziom, w tym oczywiście mój ulubieniec R. Knepper - brak słów!
Co mnie jednak najbardziej sfrustrowało to jednak "mięciutkie serce" MR. 47, no niestety film był oparty na grze (Och ten tytułowy motyw muzyczny na dzień dobry, mniam!), czyli wracając do tematu ja bym tu widział Hitmana jednak w takiej roli: wchodzi pociąga za spust, tudzież szuka wypadku (kto grał to będzie wiedział o czym mowa) stara się nie zostawić żadnych śladów, a później wychodzi jakby nigdy nic, wraca do swojej nory i czeka na przelew i kolejne zlecenie, a jedyną istotą z którą czuje więź przyjaźni to mógłby być ten jego żółty kanarek!
I basta! Tak winna wyglądać 2 część, jednak żeby znów scenarzysta nie popadł w paranoje i nie zrobił z łysola terminatora bo to w moim mniemaniu była by przesada!
Jednak dochodząc do wniosku zostawiam tą ocenę i mam nadzieję, że sequel będzie mniej więcej na równi!
Pozdrowienia! :)