W myśl zasady wszyscy mogą się wypowiedzieć, mogę i ja! świeżo po maratonie, lecz ani trochę zmęczona, wyrażę swoją opinię bardzo skrótowo.
Film spełnił moje oczekiwania i ponowna wizyta w Śródziemiu była dla mnie jednym, trwającym zaledwie mgnienie, wspaniałym pasmem przeżyć. W tym momencie, wzruszona i usatysfakcjonowana, jeszcze nucę w myślach "The last goodbye".... Nie, nie usatysfakcjonowana. Jednak nie.
Jest bowiem coś, co pozostawiło we mnie uczucie niedosytu. Zbyt mało scen już po bitwie, przemyśleń, żalu, łez. Oczywiście wiem, że tak bardzo oczekiwane przeze mnie i przez wielu pogrzeb i koronacja znajdą się w EE, ale smutno, że w kanonicznej kinówce ich zabrakło, zwłaszcza, że ostatnia rozmowa Bilba i Thorina stanowiła piękne pożegnanie tych dwóch, pochodzących z odmiennych światów, bohaterów. Zabrakło mi trochę rozpaczy Krasnoludów po zmarłych potomkach Durina i uspokojenia po, jakby nie było, pokonaniu wielkiego zła. Ale przede wszystkim ogromne plusy:
- mroźna atmosfera Północy, oddająca ten trudno uchwytny skandynawski heroizm,
- znakomite oddanie transformacji, jakie przechodzi władca Krasnoludów,
- piękna scena pokonania Azoga przez Thorina,
- Mroczna strona duszy Galadrieli i pojedynek z Sauronem,
- zgrabne zwieńczenie wątku miłości Kilego i Tauriel,
- tekst Daina o Thranduilu (!!!),
- atak Smauga na Esgaroth (truzim).
Minusiki:
- brak wytchnienia po bitwie,
- brak pogrzebu poległej trójki (truzim),
- brak rozwinięcia relacji Thorin - Fili - Kili,
- trochę za banalna śmierć Filego,
- za dużo blond akrobacji Legiego.
- Ale nie narzekam - ten film, tak jak pozostałe dwa "Hobbity', jak "Władcę" i kilka innych filmów darzę miłością bezwarunkową - w myśl zasady, że kocha się nie za, lecz pomimo. Tak więc "Hobbit. Bitwa Pięciu Armii' znalazła u mnie miejsce miedzy moimi najukochańszymi obrazami :)
Wiesz, stety lub niestety nie było opcji, aby mi się nie podobało :) Co do bitwy... rzeczywiście trochę mało panoramicznych ujęć całego pola i nie wykorzystano potencjału armii Bolga, ale przybycie Daina, piesza "szarża" z Ereboru i pojedynek Thorina z Azogiem wynagradzają wszelkie ewentualne niedostatki... Cały film przesiedziałam jak na szpilkach, a to już daje wyobrażenie o stopniu mojego "podobało mi się" ;)
Ja miałem to samo. Jak na szpilkach. W ogóle utracone emocje podczas Pustkowia rok temu (nie że całkowicie, ale trochę względem Podrózy) powróciły teraz w takiej postaci jak przy Niezwykłej Podróży :) Coś niesamowitego :) Miałem dwukrotnie prawdziwe ciary na plecach i nie raz sie wzruszyłem. Tego się nie zapomina :)