Witam wszystkich świeżo po seansie. Film zdecydowanie wywołał ambiwalentne uczucia. Pomijając negatywne aspekty tego dzieła, człowiek opuszczając sale kinową, czuję się jakby wracał do rzeczywistości z dalekiej podróży w czasie. Obejrzałem większość filmów Christophera Nolana i mogę wszystkich zapewnić, że "Interstellar" nie odstaje od reszty dzieł kręconych przez tego reżysera. Niestety perełce tego roku wśród kinematografii(tak można już nazwać to dzieło) nie udało się ustrzec przed amerykańskimi frazesami. Chodzi mi tutaj głównie o dialogi między Matthew a Cainem. Poważnym mankamentem jest także rzucające się w oczy podobieństwo do Incepcji. Tak wyraźne, że spodziewałem się ujrzeć budzącego Di Caprio z głębokiego snu. Niewątpliwie wybiorę się na seans po raz drugi, by wszystko ułożyć w całość. Dlatego też wstrzymam się jeszcze z końcową oceną.
Założyłem ten temat, by poznać wasze opinie o czarnej dziurze, Gargantui - bezprecedensowo, najważniejszym elementem tego filmu. Czym jest ta dziura, jak funkcjonuje, w jaki sposób Cooper ją opuścił ? Obraz filmowy nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Jest to naprawdę intrygujący temat szczególnie, że zostało w to uwikłane pojęcie miłości . Czy rzeczywiście, ta masa została stworzona przez człowieka? Może przez kolonie założoną przez Amalie? Kto wie... Chciałbym poznać wasze teorie dotyczące właśnie tego elementu. Zapewne pojawią się ciekawe wypowiedzi.
Wg mnie dużo (może nawet za dużo) w tym podobieństw do "Odysei" Kubricka. Miałem kilka razy wrażenie, że "Interstellar" jest jego prequelem lub nawet sequelem. Ten film powala montażem i całą techniczną stroną, ale kończy się w nieodpowiednim momencie. Właśnie za zakończenie odjąłem punkt.
Moim zdaniem ludzie nie mogli stworzyć Gargantui czy dokładniej reprezentacji 5 wymiarowej przestrzeni z prostej zależności; umieramy z głodu nie lecimy w kosmos. Pokolenie Murph miało być ostatnim a zdolność postrzegania dodatkowych wymiarów nie wyewoluowałaby w kilka lat.
Co do samej czarnej dziury. Po pierwsze ma tak ogromną masę, że czas o ile nie zatrzymuje się całkiem, to płynie dużo, dużo wolniej. Zresztą Coop mówił, że przez manewr kiedy zbliżyli się do czarnej dziury stracą 51 lat a wtedy byli na tyle daleko, że silniczki miały wystarczającą moc żeby od niej odlecieć. Nie rozumiem co się działo z wodną planetą, dlaczego tylko na jej powierzchni czas zwalniał? Murzyn został na orbicie, dla niego czas płynął normalnie, a przecież był w praktycznie tej samej odległości co reszta załogi. Planeta miała za małą masę żeby zakrzywiać czas. To, że amerykańscy naukowcy nie przewidzieli, że rejestrator z misji łazarz zbierał dane przez całe kilka godzin przemilczę. Poza tym czy nadajnik nie nadaje z jakąś częstotliwością. Jeśli jedna godzina na wodnej planecie to 7 normalnych lat to czy odbierając ten sygnał nie powinno być dużych przerw? Jeśli nadaje 1000 razy na sekundę to w normalnym czasie to jest 1 tiknięcie na 2,5 dnia.
Po drugie masa czarnej dziury jest tak wielka, że to co do niej wpada zamienia się w spagetti. Po trzecie nie ucieka z niej człowiek w takiej samej postaci jak do niej trafił. Jeśli Gargantua nie zabiła Coopa to nie jest czarną dziurą. Jeśli nie jest czarną dziurą nie ma odpowiedniej masy aby istniał horyzont zdarzeń, zakrzywiać czas. A ma odpowiednią masę bo zakrzywia czasoprzestrzeń. Może ten ich ekspert od fizyki odkrył coś czego jeszcze nikt nie wie, może Nolan musiał w końcu odpuścić z realizmem, a może nawet się nad tym nie zastanawiał ważne, że miał swój ulubiony twist.
Najgorsze w takich dyskusjach jest to, że nie wiemy gdzie w przedstawionym świecie są dziury a gdzie tajemnice.
To wszystko co napisałeś, to oczywiście całkowita racja, ale to nic w porównaniu z jednym faktem.
Banalnym!
Startując z Ziemi mają dość nowoczesny pojazd na kształt wahadłowca i . . . rakietę nośną na paliwo płynne plus zbiorniki bodajże trzystopniowe, jak nie to co najmniej dwu.
Z wielkim trudem opuszczają strefę ziemskiej grawitacji i sobie lecą daleko w kosmos by tam
latać sobie z planety na planetę niczym z kwiatka na kwiatek pszczółka Maja
i odstawiać międzylądowania niczym Airbus Wizzaira z biletem w cenie 59 złotych ? !
Sytuacja z wynoszeniem ich rakietą na orbitę ziemską jest dużo prostsza do wytłumaczenia niż się tobie wydaje. Masa paliwa w owej rakiecie (nośnej) także misi być brana pod uwagę, oraz to, że w ich wahadłowcu mają ograniczoną ilość paliwa, znaczy się - jeśli zużyli by to paliwo ze zbiorników podczas wynoszenia z ziemi, nie mieli by (twoim tokiem rozumowania) "stacji benzynowej" żeby tankować po drodze. Oznacza to, że użyli zewnętrznych zbiorników w rakiecie nośnej, aby wynieść ich sprzęt wraz z paliwem. Oczywiście gdybyś był na tyle uważny i oglądał film, a nie rozmyślał nad wytykaniem błędów, zorientowałbyś się, że podejmowali tam problem niemożności polecenia na wszystkie planety, z których dochodziły sygnały.
Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
Widać gołym okiem, że jesteś światowej klasy specjalistą od Star Trecka i podróży kosmicznych.
Jeszcze raz przepraszam za kłopot i bardzo dziękuję -
niech moc będzie z tobą!
Jeszcze na planecie z której wylecieli grawitacja o ile się nie mylę była o 30% większa. No ale to logika filmowa i do tego się doczepić nie można:) bez sarkazmu logika w filmach taka po prostu jest. Czyli brak tej logiki. :)
Za to film sam z siebie bardzo mi się podobał. Dawno nie widziałem takiego filmu, mogę nawet powiedzieć, że pierwszy raz widziałem takie dzieło. Po prostu fajny skłaniający do rozmyślań a dzisiaj mało tego typu rzeczy nie chodzi tylko o film.
Zastanawia mnie dlaczego tak mocno ludzie próbują się przyczepić do typowo logistycznego problemu - zarządzanie oraz teoria zapasów. Nikt krytykujących nie miał, planów gospodarowania tymi zapasami, nie miał stanu początkowego, efektywności silników ani szczegółowego planu lotu. Na jakiej podstawie twierdzicie, że nie mieli w ogóle ujętych w planach różnic grawitacji i rezerw na wypadek jakiś manewrów?
W filmach występuje coś zgodnego z racjonalnym podejściem lub nie, ewentualnie coś co może mieć zaburzony ciąg przyczynowo skutkowy! Nie ma tam logiki!!! Można za pomocą mechanizmów logicznego dowodzenia i rozumowania, na podstawie pewnych wytycznych i informacji, stwierdzić czy taki ciąg przyczynowo skutkowy jest zachowany czy nie. W filmach, jak to w filmach fabularnych, a tym bardziej w sf - nie wymaga się aby, świat był odwzorowany doskonale - włącznie ze wszelkimi prawami fizyki jakie poznaliśmy do tej pory. Zawsze można przyjąć, że jest to jeden z nieskończonych światów równoległych, gdzie prawa fizyki są trochę inne niż te, które mamy w naszej rzeczywistości :)
Bardzo proszę, służę wiedzą i informacjami. Może to pomoże pogodzić się tobie z tym, iż jesteś jednym z tych, którzy próbują się mienić wszechwiedzącymi krytykując wszystko co się da, tylko po to aby wzbudzić uwagę. Sarkazm godny ucznia szkoły podstawowej, li tylko potwierdza twoje podejście do tematu. To, co przedstawiasz w wypowiedziach, nie przypomina dyskusji tylko ujadanie wściekłego zwierza.
A propos rzeczy ze Star Trek - NASA oficjalnie rozpoczęło pracę nad napędem, który potocznie nazywa się Warp :) Chodzi o zwijanie przestrzeni ... no, ale pewnie to też już zdążyłeś skrytykować :)
Jak to mawiał jeden ze słynnych naukowców: "Jedyną stałą we wszechświecie jest zmiana". Dla ciebie oznacza to, tyle, że wiedza, której tak wierzysz teraz, za jakiś czas może być już nieaktualną, ponieważ, ktoś zbuduje model, który sprawi, że stanie się stekiem bzdur.
Przewidywalna riposta, ale na poziomie i bez obelg, więc jak najbardziej może być.
Nie mówię, że NIE BO NIE i nie czepiam się na oślep.
Mówię tylko, że jak jest "A" to i musi być "B" a nie "A i pół" !
Z prawdziwym zaciekawieniem oglądałem ostatnio jak to US Navy doposaża statki w laserowe systemy antyrakietowe. Kiedyś w formie testów, teraz realne właściwości obronne wielkości samochodu dostawczego. Może niedługo zmieści się w dłoni?
A wtedy to już Star Wars ;)
Odnośnie filmu wyjaśnię Ci jeszcze raz o co mi chodzi :
np. samolocik startuje z Bombaju i zużywa pół baku paliwa na start i nabranie wysokości, ale potem między ląduje bez tankowania w Delhi, Kalkucie, Kanpurze, Suracie i wracając na macierzyste lotnisko okazuje się, że ma jeszcze parę litrów benzyny w baku ! ?
Gdzie tu logika?
Bezsens.
Można a nawet trzeba przymykać oczy na SF, ale nie na nonsensy.
Nawet fikcja typy SF musi się rządzić prawami zdrowego rozsądku.
Jeżeli pokazują, że na start z jednej planety potrzeba X paliwa, to na lądowania i starty z czterech innych planet zbliżonej wielkości potrzeba co najmniej 4X paliwa a nie 1/4 X !
Rozumiesz?
Rozwiązaniem powinno być wystartowanie z Ziemi bez owych zbiorników dodatkowych i wtedy ten aspekt ma ręce i nogi.
Bo tak ich nie ma i jest, co tu dużo mówić, głupi.
Startują samym i samowystarczalnym wahadłowcem.
Mają ileś paliwa w niewidocznym baku i zużywają je miarowo na misję kosmiczną.
Wiadomo też, że kiedyś się skończy i wystarczy powiedzieć widzowi mniej więcej kiedy i jest OK.
W Star Treku, Star Wars czy Alien tak to właśnie funkcjonuje i przecież tego się nie czepiam :)
Ta czarna dziura nie została stworzona przez nikogo, a "oni" - (na początku ludzie myśleli, że to kosmici) jak się później okazuje to ludzie z przyszłości- jak odległej? niewiadomo. Wiadomo natomiast, że zdołali opanować 5 wymiar i to oni stworzyli ten tunel czasoprzestrzenny obok saturna, żeby ta cała misja się odbyła i żeby de facto sami mogli istnieć- do takiego wniosku doszedł przynajmniej Cooper.
Cooper nie opuścił czarnej dziury znajdował się ciągle w czarnej dziurze, a dokładniej w pięcio-wymiarowej przestrzeni niedaleko Saturna.
Wizja po śmiertelna. 1. W filmie profesor Mann powiedział "ostatnie co widzimy przed śmiercią to obraz naszych dzieci".
Zadna wizja posmiertna. Gdyby tak bylo, nie bawiliby sie w pokazanie Cooper Station i calej reszty.
A może to taka "zmyłka" i faktycznie zginął? I to może nawet już PRZY PIERWSZEJ czarnej dziurze/tunelu? W momencie "lotu do innej galaktyki"?
A już zupełnie filozoficznie - może ta "inna galaktyka" to metafora nieba/piekła/czegokolwiek co po śmierci?
Choć jak napisałem w innym poście, równie możliwa jest interpretacja dosłowna - przeżył, wrócił.
Dodam tylko, że jeśli faktycznie zginął i to w dodatku już na początku podróży - bardzo to (jak dla mnie) przypomina motyw z Lost'ów.
Watpie czy Nolan zrobilby cos takiego... Jesli znalazl sie w srodku czarnej dziury. Zmienil bieg wydarzen itd. To dlaczego cudownie nie mogl sie z niej wydostac?
Jeśli faktycznie nie przeżył, to WSZYSTKO późniejsze było TYLKO jego przedśmiertną wizją - pokój Murph-dziecka, potem sama Murph-babcia.
I to wcale nie kłóci się z tym, że NA POCZĄTKU filmu to on był tym "poltergeistem". Nie kłóci się, bo nawet w filmie w pewnym momencie ktoś mówi taki tekst że "miłość jako jedyna siła pokonuje czas i przestrzeń" ;) Dlatego najpierw mógł wpłynąć na tą przeszłość, a potem umrzeć.
Doprecyzowanie - wszystko późniejsze od momentu wpadnięcia do czarnej dziury :)
Osobiście też interpretowałbym w ten sposób że to wcale nie ludzie z przyszłości się z nimi skontaktowali, ale.... duchy, czyli wręcz Z PRZESZŁOŚCI. To też ma mocne argumenty w filmie.
"Zadna wizja posmiertna. Gdyby tak bylo, nie bawiliby sie w pokazanie Cooper Station i calej reszty."
A niby dlaczego nie? Wizja to wizja.
Wlasnie dlatego. Przeczytaj jeszcze raz co napisalem.
Zreszta rownie dobrze mozna paplac i zanudzac ze Cooper zmarl na planecie Manna kiedy ten mu rozwlil helm a reszta filmu to jego wizja. Albo isc jeszcze bardziej w absurd i przekonywac ze wszystko od momentu - na poczatku filmu - w ktorym pokazano nieudany lot, probe testowania nowej technologii, jest wizja, a Cooper wtedy zginal. Dlaczego nie? Wizja to wizja...
Naprawde, nie szukajmy na sile czegos, czego nie ma . Pomimo tego ze faktycznie mozna pewne sceny filmu roznie interpretowac, to jednak fakt, ze Cooper przezyl wizyte w czarnej dziurze jest niepodwazalny i wylozony nam jak na tacy, czarno na bialym.
Jest podważalny. Dlaczego z góry odrzucasz typowo "filmowe" przekazanie widzom czegoś, podpowiedź? Ewidentnie twórcy mocno przyłożyli wagę do tego, aby film gdzie tylko się da był zgodny z nauką. A skoro tak, to trzeba wręcz przyjąć, że przy wpadaniu do czarnej dziury rozerwało go na strzępy. Jak dodać do tego WŁAŚNIE TEN TEKST O WIDZENIU SWOICH DZIECI, to sprawa owszem jest podana jak na talerzu - nie przeżył.
Zresztą, czy to nie byłoby dla niego nawet lepsze? Ty byś chciał wrócić po kilkudziesięciu latach (doliczyłem się min. 70) tylko po to, żeby zobaczyć umierającą córkę, którą ostatnio widziałeś jako 10letnie dziecko?
Właśnie DLATEGO jeśli faktycznie nawet przeżył, to mam żal do twórców, że nie zrobili jakiejś akcji w stylu PODRÓŻ W CZASIE (w filmie jest dość wyraźna sugestia, że byłoby to możliwe). Wtedy chyba wszyscy byliby zadowoleni zamiast czegoś na kształt "moralnego kaca" po obejrzeniu tego filmu.
Może już za daleko idę, ale dzień-dwa po obejrzeniu filmu przyszła mi do głowy myśl, że to wnętrze czarnej dziury to mógł być nawet rodzaj... piekła.
Jako rodzic, powinien siedzieć na dupie i opiekować się córką, ZWŁASZCZA jeśli miały nadejść "trudne czasy". ZWŁASZCZA, że w pewnym momencie sam powiedział, że i bez niego sobie pewnie poradzą... Sam powiedział, że najważniejsze zadanie rodzica to sprawić, aby DZIECKO CZUŁO SIĘ BEZPIECZNE. Dla mnie ucieczka do innej galaktyki, bez ŻADNEJ pewności jaki będzie efekt, nie mieści się w tej definicji...
Za taką moją interpretacją jest fakt, że musiał patrzeć, jak ją opuszcza, i mimo tego że teraz już zachowałby się inaczej, NIE MÓGŁ TEGO ODWRÓCIĆ. Trąci piekłem jak nic.
"Za taką moją interpretacją jest fakt, że musiał patrzeć, jak ją opuszcza, i mimo tego że teraz już zachowałby się inaczej, NIE MÓGŁ TEGO ODWRÓCIĆ. Trąci piekłem jak nic." - Błąd. Cooper za każdym razem zachowuje się tak samo, podając sobie współrzędne bazy nasa itd. (pętla czasowa)
Ale rozpaczliwie drze się (chyba nawet ze łzami w oczach) do samego siebie, żeby NIE OPUSZCZAŁ CÓRKI.
Jednego teraz nie jestem pewny - on przesłał jej dane fizyczne opisujące czarną dziurę, czy tylko współrzędne NASA?
Jeśli te dane, to dlaczego niby w przeszłości ten wątek się nie pojawia?
Ad 1. Owszem, drze się do samego siebie, ale jego późniejsze czyny sprawiają, że i tak wyrusza w podróż.
Ad 2. Obydwa. Dane dotyczące gargantui przesłał córce, a sobie dostarczył współrzędne NASA
Ad 3. W jakim sensie się nie pojawia? Cooper wysyła dane córce, a ta z wcześniej nieosiągalnymi informacjami, realizuje Plan A.
A no właśnie. Skoro przesyła do przeszłości - dla ułatwienia: po prostu do początku filmu - to dlaczego przez cały film o tych danych cisza? Trochę to mimo wszystko dziwne i lekko chyba naciągane.
Cisza, ponieważ film nie był o dorastaniu Murph. Nie wysyła tych danych do "początku filmu", tylko do okresu, w którym Murph jest już dorosła.
Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, nie było tak że wysłał młodej, a "zorientowała się" po powrocie do tego domu, lata później? Zakładam, że ten zegarek miał dla niej wartość symboliczną a nie czysto użytkową, stąd możliwość przeoczenia.
Błąd. z punktu widzenia Coopera w czarnej dziurze, to nadal były przeszłe (BŁĘDNE) czyny. I na tym chyba miał polegać tragizm tej sceny.
Cooper po uświadomieniu, że to istoty ludzkie sprowadziły go do gargantui, wysłał sobie współrzędne NASA, by ponownie mógł wyruszyć w podróż ratującą rasę ludzką. To, że wyszedł z pokoju Murph, nie było błędna decyzją. I Cooper o tym wiedział.
Oprócz tego co napisałem niżej: było błędną, bo według mnie po długich przemyśleniach - COKOLWIEK by zrobił, byłoby bez znaczenia i to całkowicie. Bo od początku kluczem była Murph, to czy ONA ogarnie, a nie to czy on coś zrobi / nie zrobi.
Bez sensu. Rozpaczliwie próbował ZMIENIĆ przeszłą decyzję, którą według Ciebie uważał za całkowicie słuszną? Coś tu się nie klei ;)
Było, było błędną. Każdy człowiek ze zdrową psychiką ZAWSZE przedłoży dobro bliskiej osoby (tu: ukochanej córki) ponad dobro innych. Nawet sam Cooper, co wynika z rozmowy na statku (dokładnego cytatu nie pamiętam).
Jak dla mnie motyw jest taki, że musiał do tego DOJRZEĆ, bo przed lotem to był impuls, coś w stylu żeby się wykazać co to on nie potrafi, po tym całym wypadku.
Tyle, że dojrzał do tego już na pokładzie statku - kiedy było praktycznie za późno...
Jak dodamy do tego jego prawdopodobną śmierć (wtedy wszystko od wnętrza czarnej dziury aż do końca, było tylko "death dream") - decyzja o wyjściu z jej pokoju była najgorszą z możliwych.
Najprościej mówiąc, to NIE ON był adresatem tych wiadomości. NIE MIAŁ lecieć. Chodziło tylko o to, żeby CÓRKA (chodząca encyklopedia ;] ) ogarnęła to w swoim czasie. Przecież on sam mówi o tym, dociera to do niego w środku czarnej dziury(!)
Czemu miałoby się to nie udać, gdyby został z córką?
Ktoś chyba w innym miejscu słusznie zauważył - NIE MA tu żadnej pętli, ponieważ mamy z jednej strony "ludzi 4d", i "ludzi 5d". Gdyby Cooper został, odpowiednio by zareagowali i tyle. Nie byłoby żadnego "zerwania pętli" itp itd
Zrozumiał, że chodziło o niego, bo CHCIAŁ żeby tak było. Łapiecie już?
Ja osobiście nie łapie Twojego rozumowania.
"Czemu miałoby się to nie udać, gdyby został z córką?" - A kto przekazałby dane z czarnej dziury, które pozwoliły jej rozwiązać problem?
To prawda, że Murph była najważniejsza, ale bez "medium", którym był Cooper, nie mogłaby zrobić nic.
Błąd :) To ONA była medium, pomiędzy ludźmi 4D i 5D. Jeśli postanowili ratować ludzkość to znaleźliby wtedy inny sposób. Wynika to w sumie z logiki filmu. "Monitorowali" (ze swej natury) nie tylko przestrzeń ale i czas więc od razu by wyłapali że Cooper nie leci.
Nie sądzę żeby było dużym nadużyciem stwierdzenie właśnie że znaleźliby inny sposób.
Staram się myśleć kategoriami 5D a nie 4D (jak ty ;) ), i wtedy elegancko znikają wszelkie paradoksy w stylu time loop etc.
Można rozumieć to w ten sposób, że Cooper został postawiony przed testem psychologicznym/emocjonalnym który niestety oblał.
Na statku miał przebłyski słusznego rozwiązania (nie poświeciłby córki dla ratowania całego gatunku); w ten sposób odpowiedział na czyjeś tam pytanie z załogi, ale na takie olśnienia było jak wiemy już za późno (bez ewentualnej kolejnej ingerencji 5D ;D )
Jedno mnie jeszcze zastanawia - czy w filmie było coś wprost powiedziane, że my jako 4D nawet z pomocą 5D nie możemy się COFNĄĆ w czasie, nawet z ich pomocą?
Gdzieś czytałem że niby pada takie stwierdzenie w filmie a sam już aż tak dokładnie nie pamiętam.
Teorię "testu z człowieczeństwa" wzmacnia tekst Dziadka, coś w stylu: "Nie podejmuj słusznych decyzji ze złych pobudek"
To by przemawiało na korzyść tego, że jemu bardziej chodziło o WYKAZANIE SIĘ (po tym wypadku?). I za to niestety spotkało go to co spotkało.
Twoje myślenie "5D" sprowadza Cie na manowce. Cały czas mówisz: "...by, by, by". Doszukujesz się jakiegoś nowego dna, przez co, przeinterpretowujesz cały film. Tych rzeczy co piszesz, w filmie po prostu nie było. Musisz się pogodzić, z tym, że to Cooper odegrał najważniejszą role w tym wszystkim, z tym, że w filmie występuje pętla czasu(żadnych paradoksów, bo najzwyczajniej JEST w tym filmie), itd.
"I za to niestety spotkało go to co spotkało." - Czyli uratowanie ludzkości? Lepiej skończyć się to dla nich nie mogło. Powiódł się plan A i B. Cooper po obudzeniu nie był nieszczęśliwym człowiekiem.
"Cooper po obudzeniu nie był nieszczęśliwym człowiekiem."
Jeszcze powiedz, że chociażby w scenie spotkania z 80letnią Murph tryskał optymizmem i szczęściem, zwłaszcza jak go właściwie wręcz wyrzuciła.
Inna sprawa, że w dość nieprzekonujący sposób posłuchał i wyszedł.
Gadałem wczoraj jeszcze z kimś o tym, było to po prostu dziwne jak na kogoś, kto podobno tak za nią tęsknił.
Ot takie niedociągnięcie ;]
Smutek i poczucie winy to nie depresja. Według mnie scena ze spotkaniem starej Murph wyszła przyzwoicie.
Dodam, że według tej osoby takie "spłycenie" tej sceny wzmacnia teorię, że był to tylko "death dream".
A zresztą jakiej winy, skoro wcześniej mówiłeś że podjął dobrą decyzję, i że sam o tym wiedział że dobra decyzja? :D