Czuję się emocjonalnie wyruchana przez ten film. Dlaczego? Oto odpowiedź.
Postać Keitha zaintrygowała mnie od samego początku. Pomyślałam, że tak musiał się jawić ludziom Holden Caufield z Buszującego w zbożu. No i jeszcze ta żółta ciężarówa, która od razu skojarzyła mi się z american dream (tym Walta Whitmana, Jacka Kerouacka i Huntera Thompsona o przemierzaniu nieograniczonych przestrzeni, a nie banalnym od pucybuta do milionera).
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że to film dla młodzieży, więc spodziewałam się, że będzie dużo grzeczniej niż w twórczości wyżej wymienionych panów. Ale nie sądziłam, że Keith zostanie oswojony do tego stopnia. Biedny, biedny chory na raka chłopiec- nie można go zbyt surowo oceniać za zło, które wyrządzał dziewczętom.
Dodam brutalnie- nie należy się też zbytnio przejmować tym, jaki jeszcze numer wytnie amerykańskim strasznym mieszczanom z suburbii. I tak już za długo nie pożyje. Nie musimy już łamać sobie głów nad tym, o co mu mogło chodzić z tym buntem.
Natalie będzie sobie chodziła po świecie w mhocznej aurze młodziutkiej wdowy i gdzieś nagle zniknie cały niesmak wywołany tym, że chciała świeczek i łóżka w kształcie serca, a skończyła w pick-upie z pierwszym lepszym typem, który ją po wszystkim wyśmiał.
Przecież że kochał... Przecież że umierający był...
A należał jej się prztyczek w nos- chociażby za zdradę. Żadna ze wzruszonych filmem panienek nie pomyślała o biednym Raffie, który był bardzo, bardzo dobrym chłopakiem i szczerze mu zależało.
No tak- mogło być gorzej. Mogli zrobić z Keitha socjopatycznego nastolatka noszącego do szkoły giwerę. Amerykanie w ogóle mają straszny problem z odludkami, którzy nie chcą się bawić w to co inne dzieci. Przecież ich piaskownica jest najwspanialsza pod słońcem!
Koleżanko, czy Ty oglądnęłaś film do końca? bo mam wrażenie że nie, takie głupoty wypisujesz...
To nie głupoty, ale bardzo ciekawe spojrzenie na film. Oczywiście nie zgadzam się z większością, ale bardzo ciekawe argumenty (choć nie trzymające sie za bardzo kupy).
Ogólnie Keith zła jako tako nie wyrządził Natalie. Chyba bardzo chciał, ale sam zaskoczył się tym, co zaczęła znaczyć dla niego Natalie. Na dodatek po fakcie ta dość mocno dała mu do zrozumienia, że nie obchodzi jej z jakich pobudek zaczął w ogóle zawracać sobie nią głowę. Oceniła go surowo, ale wybaczyła mu wszystko - bo po prostu się w nim zakochała. A przecież miał wkrótce umrzeć.
Natalie w jednej z pierwszych scen "po drugiej stronie jeziora" mówi Keithowi, jak bardzo nie rozumie tego świata, w którym do tej pory żyła i po co tak naprawdę robi wszystko to co robi. Keith tylko pozornie zniszczył jej życie. Tak naprawdę uratował ją przed życiem, którego nie chciała, a którą chcieli dla niej jej rodzice. Raffowi zależało, ale jak widać, to nie było to. Perfekcja jest nijaka, nudna. "Idealność" Raffa jest niczym w porównaniu z "oryginalnością" Keitha. Inteligentna Natalie żyjąca w nieustannym świecie ideałów musiała w końcu kiedyś dostrzec nudę płynącą w około niej. Raff nic dla niej nie znaczył od samego początku. Najlepszym przykładem jest rozmowa z jej ówczesną przyjaciółką, w której mówi, że lubi spędzać czas z Keithem, bo nie myśli wtedy o Raffie. Kiedy Keith zniknął, ani razu nie próbowała spotkać się z Raffem, żeby nie myśleć o Keithie. Od samego początku chodziło o Keitha. Zaiskrzyło już podczas pierwszego laboratorium, a kompletnie się zatraciła podczas pikniku w sali konferencyjnej. I temat Raffa nawet nie podlega dyskusji.
Jego bunt był bardzo dobrze uwarunkowany i nie musimy się zastanawiać, o co mu chodziło. Nie jednemu człowiekowi na skraju życia przewraca się w głowie. Żył, jak chciał, był sobą. Nie wyrządzał nikomu krzywdy. Mimo chęci buntu robił wszystko z pewną dozą poprawności. To Natalie wyrządziła więcej zła w ciągu całej tej hsitorii, niż ten "szaleniec, psychol, buntownik" Keith.
Amerykanie nie mają problemu z odludkami! Oni wręcz wywyższają inność, różnorodność i oryginalność! To kraj wielkich możliwości, gdzie każdy może być sobą. I tak - ich piaskownica jest najwspanialsza pod słońcem - jest ich, nie czyjaś.
"Socjopatycznego nastolatka z giwerą" nawet nie wiem jak skomentować. To nie miał być drugi "Słoń", tylko lekka (aczkolwiek ambitnie nakręcona) bajeczka.