Oglądnęłam ten film porządnie. Naprawdę. Ale jeśli ktoś mógłby mi wytłumaczyć jedno... Pytam serio, żeby nie było, że jestem uprzedzona. Czy myślicie, że ten chłopak naprawdę ją kochał? Bo, szczerze mówiąc, to te jego KILKA słów o uczuciach, kilka min nie do końca mnie przekonało. Co zrobił żeby pokazać jej, że ją kocha? Zrobił jej takie świństwo, a potem nie powiedział głupiego "przepraszam", czy czegoś takiego...
Fakt, po tym jak już ze sobą spali i ją zostawił, to potem i tak znów po nią wrócił w tej swojej "ciężarówie":), ale czy ona po prostu nie była miłą odskocznią przy końcu jego życia?
Nie, no ogółem chodzi mi głównie o to, że nie zrobił prawie nic, żeby pokazać jej, że ją kochał.
Wiem, jedną z zalet tego filmu jest to, że słowa "kocham cię" nie padły wprost i trzeba było po prostu to wywnioskować, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś tu kogoś kochał, to tylko ona jego. Dzięki bogu, na końcu nie dali jakiejś sceny, gdzie ona ryczy jak opętana, albo ma depresję.
Naprawdę proszę o Wasze opinie, bo chciałabym wierzyć, że on jednak ją kochał.
Wiesz, moim zdaniem to w ogóle nie podlega dyskusji - on ją kochał. Podobało mi się, że nie okazywał jej tego na milion mdławych sposobów, film dzięki temu był bardziej surowy, nie przesłodzony. Ale to, co powiedział na końcu - że przez nią zapragnął mieć więcej czasu - znaczy nawet więcej, niż zwykłe "kocham cię".
Kurczę, ja chyba oczekiwałam jednak czegoś więcej. Znaczy, hmmm. Szczerze mówiąc, to myślałam, że w świecie filmów nie mam aż takich ogromnych zaległości. Dzisiaj zaczęłam przeglądać fora i ludzie prawie w każdym poście wypowiadali się przecudownie na temat tego filmu. Albo przez czytanie tych postów, wyidealizowałam ten film, albo... no nie wiem. Owszem, fabuła jest niespotykana. Bardzo mi się podoba taki umiar, ze nie ma tych ciągłych deklaracji miłości, jak w typowych "wyciskaczach łez". Lecz, no moim zdaniem film zasługuje na 4. Jest niezły, nic więcej.
A co do miłości. To wydaje mi się, ze on kochał ją bardziej niż ona jego. Kochał ją od początku do końca. Po prostu nie okazywał tego. Typowy facet.
To ja miałem przeciwnie, byłem sceptyczny, namówiony przez siostrę, ale mi się spodobał, w sumie najlepszy film dla młodzieży, jaki widziałem.
hm.Fajny. Jednak za dużo w nim zbędnych dialogów, i na początku strasznie nudził. Po pół godzinie oglądania zaciekawił mnie. ;)
Podobała mi się scena pierwszego pocałunku ;).Bajeczna.
Film także w niektórych momentach mnie rozbawił.
No i ta końcówka.Bardzo smutna ; (.
Ok.Ode mnie 8/10 MOCNE.
Dodam jeszcze na koniec,że nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli Keitha. ;D. A film POLECAM!
A skąd wam się wzięła teoria, że "on ją kochał od początku do końca" Trochę, zdaje się, nadinterpretujecie. To, co Keith powiedział Nat na lotnisku to była prawda. Wkurzało go to idealne, ułożone życie, jakie wiodła. Zazdrościł jej tego, jak przypuszczam, skoro sam planować mógł już niewiele. Chyba nie przypuszczał, że dziewczyna się tak zmieni. Chciał jej życie rozpieprzyć a nie naprawiać. No a że się w niej zakocha to już w ogóle nie zakładał. Cóż- założenie było nieprawidłowe, i do tego jeszcze zwaliło mu - o ironio - na głowę nowy problem. Czas. Tak - ja wiem, że po części mówił to wszystko, żeby się nie odkryć, jak to się działo przez cały film, ale imho faktów to nie zmienia. Plan mu zwyczajnie nie wypalił. A że dzięki/przez to (niepotrzebne skreślić) rzeczywistość mu się przewróciła do góry nogami - wydaje mi się, ze po trosze zrobiło to film. To było zwyczajnie smutne. i niesprawiedliwe. Ale przynajmniej miał kto pojechać do Ontario. ;) Było to zakończenie do bólu przewidywalne, ale - all in all - całkiem dobre.