Myślałem, że film będzie ciekawszy. Na początku filmu zapamiętałem słowo klucz "zabawa",
które wypowiedział głowny bohater do swojego terapeuta . Myślałem, że za tym będzie się kryć
coś więcej, niż choroba(trochę mnie zaskoczyło) jednak spodziewałem się, że tak na prawdę
ułożył plan by poderwać/wykorzystać dziewczyne, wymyślając zmyślone historie i przekonując
do tego ludzi, z którymi się znał. Może dlatego nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Za to
rozśmieszyło mnie pod koniec filmu, że bohaterka zmieniła swój "styl" na wieść o chorobie
keith'a. Próbowała utożsamić się ze swoim "ukochanym". Strasznie dziwne zakończenie filmu,
lakoniczna akcja od chwili dowiedzenia się o chorobie do chwili śmierci. Całkiem nie
rozumiem dlaczego dziewczyna pojechała do londynu, chciała spełnić jego marzenie, duch
jego w nią wszedł czy za pomocą magicznego obrzędu połączyła się z nim duszą ? Może zbyt
płytko myślę/nie rozumiem, dlaczego ktoś po śmierci "bliskiego" na skutek nie pogodzenia się
z losem, chce dążyć jego śladami, porzucając swoje dotychczasowe życie. Może ktoś inaczej
to zinterpretuje, ale ja na razie nie widzę sensu. Mimo to 7/10 -gdyby nie zła końcówka, było by
o oczko/dwa więcej.
Moim zdaniem ona nie potrafiła się z nim pożegnać, i przechodziła przez ten smutek etapami, robiąc to co on by robił gdyby żył. Chciała w ten sposób dłużej zatrzymać go przy sobie, ewentualnie tak bardzo nasiąknęła jego sposobem życia, że chciała kontynuować jego podróż, bo jego życie stało się jej życiem. Tak ja to odebrałam. Zakończenie podobało mi się bardzo, nie było sztampowe i tandetne.
Co do całego filmu, jestem nim oczarowana. Szczególnie, że gdy zaczynałam go oglądać, byłam do niego nastawiona dość sceptycznie. Myślałam, że będzie to kolejny tani, ckliwy filmik, typowy wyciskacz łez. A tu proszę- dostałam kawał w sumie pokręconej historii, bez schematycznych czarno-białych postaci, ze świetnym głównym bohaterem. Film mnie wciągnął, i trzymał w swoich sidłach ładny kawałek czasu, chociaż łzy na nim nie uroniłam i chwała mu za to. Mimo że nie płakałam, to szarpnął moimi emocjami, a scena w ciężarówce to po prostu mistrzostwo.
Ludzie nie rozumieją czegoś dlatego, że nigdy tego nie przeżyli. Naprawdę nie miałaś nigdy takiego uczucia? Nie chciałam po utracie ważnej osoby robić tego co ona by robiła? Tego co WY byście robili i tego co robiliście?
Śmierci bliskiej osoby nie przeżyłem(na tyle bliskiej, całe szczęście), ale trzeba żyć dalej i potrafić się pogodzić z losem.
nie od razu się z tym pogodzimy. przecież ona żyła dalej, ale chciała się z nim pożegnać, zrobić coś ku jego pamięci. ludzie mogą przeżyć wspaniałe życie, ale zawsze pamiętać o osobie z dalekiej przeszłości i robić dla niej pewne rzeczy. ja mam już tak od roku, chociaż ta osoba nie umarła..