Szkoła uczuć czy Keith? Który lepszy, ocena przemawia, że minimalnie Keith.
Powiem tak: generalnie nie lubię za bardzo takich miłosnych dramatów i typowych wyciskaczy łez (pomimo tego, że jestem babą:)) , ale parę filmów tego rodzaju zdarzyło mi się w życiu obejrzeć. Te dwa również obejrzałam, i moim zdaniem "Keith" zdecydowanie wygrywa ze "Szkołą uczuć". "Szkoła uczuć" jak na moje była aż do przesady przesłodzona, a główna bohaterka aż irytowała swoją świętością, dobrocią i nieskazitelnością. "Keith" był o tyle znacznie lepszy, głównie za sprawą tytułowego bohatera, który miał bardzo nonszalancki sposób bycia, który był takim "twardym orzechem do zgryzienia" i to wszystko w tym filmie, uczucia tych dwojga itd były takie "surowsze", co było absolutnym atutem filmu. Oczywiście momenty, z chusteczkami w roli głównej też były w tym filmie, ale to wszystko nie było takie ckliwe jak w "Szkole uczuć". Ogólnie rzecz biorąc, jak wspomniałam nie przepadam jakoś szczególnie za filmami tego typu, ale muszę powiedzieć, że "Keith" zrobiła na mnie całkiem fajne wrażenie i myślę, że na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę. Co do "Szkoły uczuć"-niekoniecznie.
Zupełnie zgadzam się z Tobą:) "Keith" jest bardziej realistycznym filmem, zaskakującym. "Szkoła..." typowym "słodziakiem", choć niewątpliwie z przesłaniem:)
Jestem za 'Szkołą uczuć' nie tyle co ma z lekka większe przesłanie, to jest bardziej ciekawsza i nie mówcie, że mniej realna bo obydwie historie jak i Keith tak i Szkoła uczuć mają w sobie sporo realności. Każdy myśli że wielkie miłości i takie mega szczere się nie zdarzają dlatego ' szkoła uczuć ' ma mniej w sobie realności a powiem, że to GÓWNO PRAWDA, bo w życiu nie takie się historie zdarzają.Warto zwrócić uwagę, że w ' Szkole uczuć' bohaterka była nie tyle dlatego taka ' przemiła, dobra ' i ' święta' bo jej ojciec był pastorem i tak była wychowana, tylko dlatego także, że była chora na raka i nie chciała o to złościć się na Boga, oraz zapewne zamierzała zrobić w swoim życiu wiele dobrego. Takie historie również się zdarzają, bo Szkoła uczuc jest o zmianie na lepsze, o celach o miłości i o Bogu a w Kaith tego nie ma. Przynajmniej ja tak uważam, może nie oglądałam Keith z taką wielką uwagą bo z lekka mnie przynudzał a nawet łezka mi nie poleciała, za to na 'Szkole uczuć ' mogłabym płakać non stop. Ale jak mówiłam wcześniej każdy ma swoje zdanie na ten temat i nikim tu nie gardzę ani nie mówię zlośliwie.
Zgadzam się, mnie bardziej podobała się Szkoła uczuć. Było w tym filmie coś czego nie dostrzegłam w Keith..
Jak dla mnie oba filmy mają coś w sobie. Urzekają historią. Zależy co kto lubi. Szkoła uczuć skradła mi serce na zawsze, jednak Keith jest tylko odrobinkę gorszy i zaliczam go do ulubionych filmów, do których z chęcią wracam. ;)
Do mnie "Szkoła uczuć" kompletnie nie przemówiła i nie rozumiem zachwytów ludzi nad nią. Owszem, była wzruszająca, ale to nie buduje całego filmu. "Keith", według mnie, dużo lepszy. Spodziewałam się kolejnego dramatu nastolatków podkręconego chorobą (może i to brzmi wrednie, ale odnoszę wrażenie, że szerzy się tendencja, iż każdy film, w którym ktoś jest nieuleczalnie chory musi być wspaniały i życiowy), ale w tym przypadku się nie zawiodłam, bo całość prezentuje się świetnie.
Zgadzam się z Lily214 i niektórymi przedmówcami :) Do mnie też o wiele bardziej przemówił "Keith", "Szkoła uczuć" mimo że jest wzruszająca, jest po prostu ckliwa. Dziś nawet obejrzałam drugi raz "Keitha" i zadziałał na mnie tak, jak za pierwszym- łzy w oczach (a ja przenigdy na filmach nie płaczę! uroniłam łezkę tylko na "Pokucie" i "Keith"). Nie lubię ckliwych opowiastek, "Keith" nie do końca taką jest. McCartney wykazał się jeśli chodzi o grę, ta blondynka grająca Natalie wg mnie trochę mniej, ale nadal poziom był. Psychologizm postaci, złożoność ich charakterów jest o wiele lepiej przedstawiony niż w "Szkole uczuć", tam mamy płaskie postaci, od razu wiemy kto jest "zły", a kto "dobry". I wspomniane wcześniej dialogi- w "Keith" rozmowy są dość dynamiczne, cierpkie i wciągają, a w "Szkole.." jednak dominują wytarte frazesy wygłaszane przez bohaterów:)
Nie mówię, że "Szkoła..." jest złym filmem. Też ma przekaz, nawet całkiem mądry i głęboki. Jednak "Keith" wg mnie jest lepszy :) Chociaż końcówka filmu trochę mi nie podpasowała (zakończenie jako zakończenie jest w porządku, jednak scenarzyści i reżyser powinni pokazać to w trochę inny sposób). Na pewno wrócę do "Keitha". Pod względem muzycznym- oba filmy mają dobre tło muzyczne, w dominuje "Szkole.." niezapomniane "Only Hope" a w "Keith"... muzyka jest dobrze dobranym TŁEM.
Mój głos: KEITH!
Szkoła uczuć. Naprawdę płakałam kiedy ja oglądałam. Muzyka była przepiękna. Główne role odegrane świetnie.
Keith jest dobry, jednak Szkoła uczuć o wiele bardziej mnie poruszyła.
Również uważam że " Keith " , choć " Szkoła uczuć " wywarła na mnie nie mniejsze uczucia i wzruszenie. Oba te filmy są piękne i trafiają głęboko do serca.
Jasne :) Niektórzy wyżej już wspomnieli o tym, że Keith wydaje im się prawdziwszy i ja się z tym zgadzam. Było w tym więcej emocji i mnie na przykład bardziej wciągnęło oglądanie tej dwójki niż pary ze Szkoły Uczuć. Tam wszystko od początku było wiadome, a w Keith jakoś tak... było więcej tajemniczości, że tak powiem, przez co film nie był aż tak schematyczny.
Mam podobne zdanie do averag.
W Keith do końca nie wiadomo, dlaczego nasz główny bohater tak się zachowuje. Dodatkowo jest postacią bardzo ciekawą, żyje po swojemu, robi co chce.
Z drugiej zaś strony nie uważam aby Szkoła uczuć była dużo gorsza, jak dla mnie oba filmy są bardzo dobre, każdy z nich ma coś w sobie innego co sprawia że mimo iż traktują o podobnym temacie to się różnią, oba wciągają, wzruszają i obu nie da się tak łatwo zapomnieć.
Ktoś jeszcze tutaj wspomniał Now Is Good, też dobry film, podobna tematyka, choć w mojej opinii najsłabszy z tej trójki.
Ale, ale.. uważam, że każdy z nich należy obejrzeć, bo w każdym z nich jest inna reakcja na tą samą informację, to jest dużym plusem. Żaden nie nudzi, mają wspaniałe zdjęcia muzykę i znakomitą obsadę, wszystkie trzy.
Jak dla mnie oba filmy są świetne. Uwielbiam melodramaty, a więc mam już kilka takich filmów, które uwielbiam i mogłabym je oglądać milion razy, zużywając ogromną ilość chusteczek. Z pewnością Keith do nich należy.
Szkoła uczuć jest w porządku, jako film bardzo mi się podobał, choć fabuła była troszkę gorsza (w porównaniu np. do Twój na zawsze, bądź chociażby Keith'a).
Jak już niektórzy pisali, w Keithu było "to coś" - główny bohater tajemniczy, nie wiadomo dlaczego się tak zachowuje i jaką skrywa tajemnicę. A w Szkole uczuć prosta historia - popularny chłopak, skromna córka pastora, pośmiewisko Kręgu Popularnych. Na końcu mała niespodzianka SPOILER choroba dziewczyny, ale to nie było aż tak zaskakujące SPOILER.
Podsumowując: Keith jak dla mnie lepszy od Szkoły uczuć, ale tylko troszkę :)