Widzę, że większości się podobał ten film, ale są tacy, co krzyczą: ohyda, nuda, oklepany temat, film dla nastolatek..
Poniekąd i jest w tym trochę prawdy. Jeśli ktoś próbuje porównywać "Keitha" z filmami Hitchcocka to srodze się zawiedzie.. Ale przecież kinematografia jest jak życie: każda historia inna.
Ja osobiście zobaczyłam film przypadkiem, znajomi puścili na wieczorku filmowym tuż po jakimś horrorze "tak na rozluźnienie". Miał być słodki film o szkolnej miłości ale okazało się, że... walnął w nas bardziej niż ten tandetny horror.
Ja nastolatką nie jestem już ładnych parę lat, ale jakoś to nie miało znaczenia. Historia jest urocza, uniwersalna i w zasadzie głęboka, jeśli się nad tym zastanowić. Nie należy szukać w tym filmie zbyt wielu "drugich den", ale warto poświęcić chwilę na refleksję: co się naprawdę w życiu liczy?
Główny bohater jest dobrze skrojony, charakterystyczny, trochę tajemniczy i do tego zabawny. Jest też dobrze zagrany przez McCartneya, co dla wielu (i mnie również) było szokiem :) Poza tym dialogi są takie w sam raz- czasem zabawne, czasem refleksyjne.. Plus do tego możliwość obserwacji pięknej i płynnej metamorfozy wartości głównej bohaterki podczas trwania akcji.
W tej grupie wagowej "Keith" to mistrzostwo.
Polecam każdemu, kto ma ochotę na niezbyt wydumaną, ale uroczą i życiową historię, trochę uśmiechu i może kilka łez :)