Skąd te zachwyty? Myślałem, że będzie to lepszy film. Może miałem troche za wysokie wymagania,
bo praktycznie przed tym filmem obejrzałem sporo dobrych melodramatów (Szkoła uczuć,
Pamiętnik... itd.). A film? Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak bardzo się w nim zabujała. No
jego historia fajna. Ale... ani przez moment mnie nic nie poruszył.
Mnie poruszył, gdyż film ukazuje nam historie zagubionego chłopaka, który wie,że pozostało mu niewiele czasu i próbuje go wykorzystać po całości. Gdy zakochuje się w popularnej i inteligentnej dziewczynie, zaczyna pragnąć uzyskać choć trochę więcej czasu, by mógł być z nią jak najdłużej. Gra aktorska była świetna, całość wzruszająca. Lecz to tylko moje zdanie :)
No a gram realizmu? Żadna dziewczyna nie zakochałaby się w takim kolesiu z "chamskimi" odzywkami :). IMO too.
może tak, a może nie :) rzadko ukazywane są historie, które mogłyby zaistnieć :)
"każda potwora znajdzie swego adoratora" - tu w drugą stronę. Właściwie, to co Cie w nim urzekło?
Ja też się nie zgadzam. Ja gustuję w takich chłopakach. I nie z ''chamskimi odzywkami'' tylko spostrzegającymi inaczej świat, mających coś innego w głowie, lubiącego robić coś innego. Myślę, że z takim spontanicznym i zaskakującym chłopakiem czułabym się cudownie. Do tego jest tajemniczy. Tylko nie wiem czy to by się zbytnio ze sobą nie gryzło, bo ja jestem prawie że taka sama.
To, że spostrzega inczej świat, nie znaczy, że bez "chamskich odzywek" - to nie nic wspólnego ze sobą. Ja nie wiem, jak to jest - taki Keith - cudpwny chłopak, dziewczyny by się zakochały. No a c z takim Landonem ze "szkoły uczuć", czy Johnem z "Wciąż ją kocham", albo Noah z "pamiętnika", który napisał 365 listów nie dostając na żaden odpowiedzi... Zrozumiałbym, jeśli to oni byliby postrzegani za chłopaka/mężczyznę, który podoba się dziewczynom.
WIem, że kobiety czasem gustują w "draniach" ale to jest płytkie, bo kobieta wtedy czuje uczucie, że ona jest kimś więcej dla tego drania, który wszystkich ma w du... a zazwyczaj to okazuje się, że rzeczywiście dosłownie wszystkich, także ją.
Ja nie gustuję w draniach... Nawet nie wiedziałam, że o tym mówimy, bo Keith taki nie był. Żaden z tych, których wymieniłaś ani trochę mi się nie podoba. Bardzo nie podoba mi się twoje określenie ''płytkie''. Ja nie widzę w tym nic płytkiego. To jest miłość. Jeśli jest prawdziwa to nie ma w niej nic płytkiego. Już więcej tandety widzę w tych ''czułych'' związkach, które rozpadają się po kilku miesiącach, bo ludzie tak na prawdę się nie znają. Dwa pięknisie, które są ze sobą na pokaz. I jedyne co potrafią ze sobą zrobić to chodzić na spacerki po mieście. Powtarzam, że Keith nie był płytki, ba! nawet był bardzo głęboki, był kimś innym, był oryginalny. Miał w sobie to coś i ja też wolałabym go niż tego Rafaela czy jak on tam miał..
A ja więcej tandety widzę, jak tacy cwaniacyh pomiatają swoimi kobietami i rzucają po 2 miesiącach bo im się znudziała. Naprawdę wolę już te bardziej czułe związki, które czasem są tylko zauroczeniem niż to cwaniackie zachowanie mężczyzn w związkach.
Ja napiszę pierwszy raz - nie pisałem, że Keith był płytki.
No w tym przypadku nie miał jej w dupie. Płytkie jest, że kobieta chce czuć, że jest wyjątkowa? Moim zdaniem było tam wiele czynników, które mogły spowodować że Natalie się w nim zakochała - przede wszystkim był nieprzewidywalny i intrygujący: ni z gruszki ni z pietruszki wyskakuje, że będzie na nią czekał o 4 rano. No WTF? - bym pomyślała. Nic o nim nie wiadomo, niby przeciętny chłopak, ale zadania chemiczne rozwiązuje sobie na zawołanie. Zawsze wie co odpowiedzieć, są to odpowiedzi co prawda często nieuprzejme, ale błyskotliwe. No come on - i tu niby nie ma się w kim zakochać? :) a że miał skorupę, to akurat zrozumiałe. Od początku filmu, od sceny z bilardem wiadomo, że coś mu jest, że coś nie gra i juz na pierwszy rzut oka widać, że jest w nim masa buntu. Spróbuj wyobrazić sobie sytuację, że zostało Ci powiedzmy kilka tygodni życia... No musisz sobie jakoś z tym poradzić. Masz świadomość, że gdyby nie choroba, czekałoby Cię jeszcze mnóstwo przygód, mnóstwo pięknych rzeczy do przeżycia, jak np miłość. Tak wiec nie do końca nazwałabym go draniem - wręcz przeciwnie. Był bardzo wrażliwy i bardzo uczuciowy. Wszystkie te chamskie odzywki miały na celu utrzymać Natalie na dystans, bo gdyby zbliżyli się za bardzo, ona mogłaby zakochać się w nim, on w niej. Wtedy cierpienia nie uniknie żadne z nich. Nie przewidział tylko, że to stanie się mimo wszystko. Zakochał się i nagle ogarnęła go jeszcze wieksza gorycz, bo zapragnął mieć więcej czasu, który mógłby spędzić z nią.
Noah z Pamiętnika - jak najbardziej. London czy John? Tam to właśnie nie wiadomo, skąd się wzięła taka miłość.
żadna dziewczyna? w takim razie chyba jestem chłopakiem. po przeczytaniu Twoich wypowiedzi nie rozumiem, dlaczego oceniasz Keitha jako aroganckiego i chamskiego chłopaka. chyba po prostu nie rozumiesz tej postaci i tyle.
Zachwyt stąd, że mało jest tak dobrych filmów.
Jest to jeden z najlepszych filmów jakie udało mi się zobaczyć.
Nie umiem Tobie konkretnie odpowiedzieć. W tym przypadku, to trochę jak z dziewczynami jedne się podobają, a inne dużo mniej :)
Podobała, a bardziej wciągnęła mnie ta historia. Równie dobrze mogłoby to zaistnieć w realu.
Ludzie, których czeka nieszczęście mogą bardzo różnie się zachowywać, może właśnie tak...
Film mnie bardzo poruszył. Dobra gra aktorów, naturalna. W ogóle jest mało tego rodzaju filmów i to dodatkowy plus.
Film obejrzałem łącznie 3 razy. Film był za krótki, chciałbym jeszcze :)
Pozdrawiam
Pewnie tak...
każdy z nas miał inne życie i czego innego oczekuje i co innego go kręci :)
Również mnie nie zachwycił, te chwile które miały być dobre, w których dziewczyna miała się w nim zakochiwać były co najwyzej względnie dobre a to chyba i tak za wysoko powiedziane.... ciągnące się nie wiadomo co przez półtorej godziny...
Jak dla mnie film był bardzo dobry, super przytrzymanie praktycznie do końca ( nie spodziewałam się do ostatniej chwili że jest chory ) jednak już po tej wiadomości, końcówka mnie bardzo rozczarowała...
Dobry film. Choć nie ukrywam, że liczyłam na więcej. Dużo więcej. Może rzeczywiście widziałam zbyt wiele filmów poruszających taką tematykę, które naprawdę potrafiły mnie poruszyć.
A ja po tym filmie mam całkiem inne wrażenia. "Szkoła uczuć" w ogóle mnie nie ruszyła, wydawała mi się cała przesłodzona i dość nudna. Oglądając "Keitha" faktycznie się wzruszyłam, polubiłam wszystkich bohaterów, do tego film nie był dla mnie tylko wyciskaczem łez, było też kilka zabawnych momentów, a też oglądałam sporo filmów w tej konwencji - chociaż zwykle to dziewczyna była chora.
Też zastanawiam się, dlaczego coś do niego poczuła. Przez cały film Keith tylko mnie wkurzał, już nawet samo jego pojawienie się działało mi na nerwy. Później doszła Natalie, totalnie jej nie rozumiałam. Ok, chłopak, który jest nieszczęśliwy (delikatnie mówiąc), zakochuje się w 'idealnej' dziewczynie, której marzenia wymyślili rodzice (?) blablabla itd itp, to nadaje się na film. Ale nie pojmuję, dlaczego ona tak bardzo się w nim zakochała. Był inny, ale można to też wyrażać inaczej, a nie fundować komuś tak nieprzyjemną huśtawkę, mnie by to na miejscu odrzuciło. No i nawet nie skomentuję tego, jak Natalie potraktowała swojego chłopaka, była mu raczej winna wyjaśnienia, a nie ciągle go tylko zbywała... Ode mnie 3/10, już więcej do niego nie wrócę.
Moja reakcja na oceny tego filmu jest taka sama, jak Twoja. Oglądałam go wraz z czterema innymi osobami i nie spodobał się żadnemu z nas. A tu wchodzę na filmweb i same zachwyty... No WTF? Nawet nie wiem, w którym momencie miałabym się wzruszyć. Przewidywalny, z dziwnym poczuciem humoru i bezsensownymi scenami... Nie wiem, nie oceniam, bo czuję się teraz zdezorientowana.