Wczoraj obejrzałem ten film i utwierdził mnie on w przekonaniu, że czasem warto czekać do końca. Do samego końca. I że ostatnia scena może zmienić całe zdanie o filmie. Moje pierwsze wrażenie to takie iż w filmie jest troszkę za mało akcji bo ogólnie ciekawie się zaczyna a potem nic nic nic aż do spektakularnego finału. Nie mówię że przez to film jest zły (nie skądże) ale można było gdzieś jeszcze w środku wlepić jakąś scenę akcji. To raz a dwa to to, że przez cały seans film kojarzył mi się z serialem "24" (zapewne przez sposób filmowania i terrorystów). Jednakże zabrakło mi tu tak charakterystycznej i charyzmatycznej postaci głównego bohatera jaką jest Jack Bauer. I ogólnie jak już odbili swojego kumpla i zabili przywódcę złych Arabów to sobie myślę: "I co? To już koniec?". I tu nagle wlepili to zdanie które wypowiada zarówno dobry jak i zły bohater: "pozabijamy ich wszystkich". Nie wiem jak inni ale to zupełnie zmieniło mój pogląd na ten film. Kojarzy mi się jakoś teraz scena z Full Metal Jacket jak Joker ma na hełmie napisane: "Born to kill" a szyi nosi "peace" (jakoś tak to było a nie chce mi się włączać i sprawdzać dokładnie). Istny dualizm. I podobnie tu. Ale to oczywiście moje osobiste odczucia.
P.S. Film posiada jedną z najlepszych czołówek jakie widziałem w życiu... szczególnie jeśli chodzi o motyw z WTC.
Pierwszy raz widzę, taki film z tak mała ilością amerykańskiej propagandy. Niema tutaj podziału na dobrych Amerykanów i złych Arabów. Wreszcie ktoś odważył się powiedzieć że wina leży po obu stronach, tak samo jak nienawiść!
A brak charyzmy u głównego bohatera to świetny zabieg wg mnie, ja przynajmniej dzięki temu skupiłem się bardziej na samym konflikcie, akcji. Ale trzeba zaznaczyć że wszyscy aktorzy jak jeden mąż zagrali bardzo dobrze, co też nie zawsze się zdarza :) Jamie Foxx udowadnia tym filmem, że należy do czołówki aktorów, szkoda że jest tak nie doceniany...