Widziałem tylko raz, więc podam tylko kilka, proszę wpisywać te, których nie zauważyłem/ nie wpadłem na nie:
Cały czas pamiętamy, że minęło 30 lat od apokalipsy
1. Eli wchodzi do jakiejś rudery i odkręca kran.... litości... po 30-tu latach nawet ołów by z tego kranu wyparował...
2. Działający Ipod - nieźle jak na badziew, któremu producent daje rok, max 2 gwarancji... chciałoby się rzec - wieczny Ipod....
3. Na jakim paliwie jeżdżą te pojazdy? W Mad Max przynajmniej produkowali metan ze świnskiego łajna, a tu? Tu się urządza polowania na koty...
4. To mnie rozwaliło: Gatling z 1862 roku w tej pancerce.... hahaha skąd mieli? Z muzeum? I skąd amunicja do tego zabytku???
5. Nienaruszone budynki obok kraterów, które świadczą o niezwyklej fali uderzeniowej
6. A łuk pojawia się i znika... cuda?
7. Para staruszków na pustkowiu... 30 lat się żywili... piachem? gdzie polowali na ludzi, ktorych jedli? Wszystkich złapali do tej kubusiowej pułapki na hohonie?
8. A propos jedzenia ludzkiego mięsa: niby czemu komus miałyby się od tego trząść ręce? dzisiaj to objaw alkoholizmu, w filmie kanibalizmu, a IMO debilizmu
9. 30 lat po apokalipsie, a oni chyba odkryli nienaruszone magazyny armii - amunicją sieją jak zbożem na polu.
10. Oldman ma na oko jakieś 45-50 lat, więc w czasach katastrofy miał co najmniej lat 15 - wiedział więc, czym jest Biblia. Więc jego bełkot, jak ta książka zmieni świat, jaką to bronią jest, jaką wladzę mu da, jest właśnie bełkotem.
Ma ktoś jeszcze jakieś kretynizmy?
Ja ze swoje strony dodam, że biblia pisana brailerm jest przecież do odszyfrowania. Jeśli nawet nie zna się tego alfabetu to można to odszyfrować metodą najczęściej występujących znaków. Np w angielskim jest to a. Szukamy na pierwszej stronie najpopularniejszego znaku i już wiemy jaka to litera. Podobnie robimy z resztą. Było to znane już od iX w nehttp://pl.wikipedia.org/wiki/Kryptoanaliza_statystyczna
Grałem w Fallouta i jestem fanem tej serii i równie dobrze mozna by część zarzutów podobnych postawić pod adresem tej gry,jeśli bardzo chcesz to możesz doczepić się do wszystkiego... gra swoją drogą rewelacyjna,z resztą tak jak i film,jak dla mnie 9/10,świetny klimat,świetna wizja postapokaliptycznego świata,świetna muzyka,no i oczywiście rewelacyjny,jak zawsze gary oldman,i ciekawe zakończenie,już dawno czekałem na taki film.
Po głębszym zastanowieniu stwierdzam,że faktycznie dosyć sporo w tym filmie niedociągnięć i logicznych,fabularnych niedopowiedzeń i idiotyzmów,kurcze,może dlatego tak wysoko oceniłem,bo czekam już troche na taki film o takiej tematyce,kto wie,może wkrótce zrobią jakaś produkcję na podstawie Fallouta,byłoby miło,ale bardziej logiczną:),ale to co powiedziałem o grze Oldmana,to tego nie zmienię:)
1. Ludzie spalili wszystkie biblie ktore sie uchowały i zostala tylko 1. Litości, tylko jedna ?!!
2. Cała ludzkość przestała nagle wierzyć w boga, cała wiedza o Jezusie zostala tylko w jednej książce, ludzie nie przekazywali sobie o nim wiedzy z pokolenia na pokolenie? BŁAGAM!!
Cala ta gadanina o tym ze prowadzi go glos, o tej bibli ktora zapoczatkuje nowa cywilizacje. Zawiodlem sie na tym filmie. Świetne mroczne zdjecia, ponura sceneria, ale co z tego jak fabuła gorzej niż mierna. Typowy Hollywoodzki badziew gdzie główny bohater zabija dziesięciu przeciwników dwoma ruchami. Jeżeli ktoś lubi takie postapokaliptyczne klimaty to polecam film "Droga", jest 10x lepszy od tej bajeczki dla zjadaczy popkornu.
Może ktoś już wcześniej pisał. Ale motyw z tymi okularami przeciwsłonecznymi... Każdy je miał. Nawet dla niewidomej się para znalazła. I wszyscy nówki, ze stojaka ledwo zdjęte. Diler oksów musiał być miliarderem.
No fakt, że te resztki ludzi co zostały na Ziemii zdołały spalić wszystkie biblie i przez 30 lat zdążyli zapomnieć o jakiejkowliek wierze w jakiegokolwiek boga... porażka.
Ktoś mówił o łuku. No niby był składany, ale nawet złożonego nosił niby gdzie? W skarpecie?
Paliwo, aminicja, źródła wody o których prawie nikt nie wiedział, trzęsawka u kanibali... Oj bieda.
Ale za zdjęcia i scenografię daję mu 5. Wizualnie nic zarzucić nie można.
a ja chciałam się dowiedzieć bo gdzieś tu wyczytałam - czy Eli faktycznie był niewidomy? powiem, że przez cały film nie zauważyłam u niego oznak slepoty. dlaczego pytał Claudii od kiedy jest niewidoma ? jak to zauważył?
;)
No musiał być niewidomy, skoro nie zauważył, że po drodze zgubił tak mniej więcej 44 tomy biblii pisanej braillem:)
Ostał mu sie ino.... jeden tom:)
Nosił prawie cały czas okulary, nawet w ciemnych pomieszczeniach, upolował kota na początku i ptaka z łuku dopiero gdy wydali dżwięk, dzięki temu że się mył, czuł smród innych, nie widział że ktoś do niego celuje i robił uniki dopiero podczas strzelanin, podczas bijatyk kontorwał ataki zamast atakować oraz umiał czytać braillem, co jest raczej niemozliwe dla normalnego człowieka. (niestety nie wiem kto go tego nauczył;)
Ręce trzęsły się im dlatego ze zgodnie z pradawnym dowcipem jedli Polaków, Ruskich tudzież Irlandczyków :D
z idiotyzmów fabularnych mogę dodać tylko jeden ale dla mnie bardzo istotny. scenarzyści oparli cały film na przesłaniu, ze religia jest bardzo ważna, a w szczególności chrześcijaństwo (być może ten film to opozycja dla agresywnych fundamentalistów islamskich). ale nie podoba mi się wizja nowego proroka. wędrówka Eli to nawiązanie do krucjat chrześcijan do ziemi świętej w średniowieczu. razi mnie to, że w całym tym filmie chrześcijaństwo zostało pokazane właśnie w takim starym stylu wojującego z niewiernymi kościoła. Eli nowy prorok boży bez zmrużenia oka obcina dziesiątki głów i członków niepiśmiennym dzieciakom. Dziwny to prorok niepodobny do żadnej ze znaczących postaci staro i nowotestamentowych. gdyby rzeczywiście realizował on jakiś boży plan, powinien raczej nawracać napotkanych a nie wyżynać ich z zimną krwią. dziwną też naukę ten prorok "wygłasza", skoro jego następczyni z ipodem w uszach śmiało idzie w świat aby zarzynać kolejnych analfabetów. nie wiem kto faktycznie przemówił "w wizji" do eli- może to nie było słowo boże ale jakieś szatańskie wersety. z dwóch filmów w ostatnim czasie ukazujących "apokalipsę" bardziej przekonuje mnie Droga.
Moim zdaniem film jest durny i dlatego dałem mu 3/10. Scena z Gatlingiem mnie po prostu rozwaliła, dobrze, że w samochodzie nie mieli np. jakiejś katapulty średniowiecznej lub czegoś w tym stylu - gabaryty nie byłyby przeszkodą - możnaby zamknąć ją w TIRze. Jedynym plusem jak dla mnie był świetny dźwięk na blu rayu. A czy ktoś zastanawiał się jak Solara wyszła z groty z wodą? Zamknięta była od zewnątrz na zasuwy, koleś pod drzwiami był związany, z rozmowy między nią a ELI wynikało, że trzeba się spieszyć, bo może ktoś przyjść. Myślę, że gdyby przyszły chłopaki od Oldmana, to nie puściliby jej na dalszy spacer, biorąc pod uwagę, że przyprowadziła tam Dzyndzela z Waszyngtonu. A tu proszę - nagle sobie idzie jakby jej nikt nigdzie nia zamykał, to chyba taki sam cud, jak Eli odparowujący z zamkniętego pokoju. Jeszcze jedno - dla tych piszących o roślinach - rzepak, żyzna ziemia u dziadków itp. Czy widział ktoś jakąś roślinę w tym filmie? Pierwszą jaką zauważyłem była paproć w Alcatraz, którą zresztą Solara oglądała t6ak, jakby nigdy czegoś takiego nie widziała. Swoją drogą, biorąc pod uwagę obfitość jedzenia aż dziw, że po 30 latach można tam było znaleźć ptaka, kota, mysz, no i człowieka.
Widzę , że ta tendencja na filmwebie nieprzerwanie trwa:
ten jest mądrzejszy kto lepiej udowodni, że film jest pusty, bez przesłania, nic nie wnosi nowego, powtarza schematy, tandetna fabuła, nie realistyczny, prymitywny itp itd
to po co k*rwa to oglądacie ?!?!
ograniczcie się do tych 50 filmów w historii, które są jedyne w swoim rodzaju i mają niesamowite wartości artystyczne i oglądajcie je w kółko !!!
szkoda waszego czasu na oglądanie tych wszystkich wg Was gówien, szkoda czasu na pisaniu tych komentarzy, a i szkoda czasu na pokazywanie jacyś cie to nie zajebiści bo daliście nie więcej niż 3, ponieważ film nie dorównuje Waszemu wysokiemu intelektowi.
jak ktoś z Was nakręci choć w połowie taką szmirę jaką krytykujecie to może wtedy jego opinia i komentarz będą miały jakiekolwiek znaczenie.
TYLE NA TEMAT
O K od teraz zaczynam chwalić wszystkie filmy jak leci, żeby Waszmościowi ferinhowi drugiemu zaczęły podobać się dyskusje na Filmwebie, w w/w poście jest wszystko, tylko zabrakło czegoś co dotyczy przedmiotowego filmu, a więc zapytam - podobało się Waszeci?
"Widzę , że ta tendencja na filmwebie nieprzerwanie trwa: ten jest mądrzejszy kto lepiej udowodni, że film jest pusty, bez przesłania, nic nie wnosi nowego, powtarza schematy, tandetna fabuła, nie realistyczny, prymitywny itp itd"
KRYTYKA SŁABYCH ELEMENTÓW FILMU TO JEST TENDENCYJNOŚĆ?
"to po co k*rwa to oglądacie ?!?!"
DLA PRZYJEMNOŚCI, BO LUBIĘ KINO ETC.? I SKĄD MAM WIEDZIEĆ ŻE FILM LUB JEGO ELEMENTY SĄ SŁABE ZANIM GO OBEJRZĘ?
"ograniczcie się do tych 50 filmów w historii, które są jedyne w swoim rodzaju i mają niesamowite wartości artystyczne i oglądajcie je w kółko !!!
szkoda waszego czasu na oglądanie tych wszystkich wg Was gówien, szkoda czasu na pisaniu tych komentarzy, a i szkoda czasu na pokazywanie jacyś cie to nie zajebiści bo daliście nie więcej niż 3, ponieważ film nie dorównuje Waszemu wysokiemu intelektowi."
JASNE, BO KAŻDY "TAKI" ODPALIŁ TEN FILM TYLKO PO TO, ŻEBY GO ZJECHAĆ, PORÓWNAĆ DO OJCA CHRZESTNEGO ITD.
"jak ktoś z Was nakręci choć w połowie taką szmirę jaką krytykujecie to może wtedy jego opinia i komentarz będą miały jakiekolwiek znaczenie.TYLE NA TEMAT"
JAKI SAMOBÓJ... ROZUMIEM, ŻE TY JESTEŚ JUŻ PO NAKRĘCENIU SWOJEJ SZMIRY? -_-
p.s. przepraszam za duże litery, brak cytowania selektywnego na fw ;)
Wasze wywody na temat tego filmu mnie rozśmieszyły, zwłaszcza te początkowe bo dalej nie chciało mi się czytać, przecież w tym filmie nie chodzi o te szczegóły, po co zawracać sobie tym głowę? Jak dla mnie nota 8:] Niektórzy szukają tylko pretekstu żeby przyczepić się do czegoś a nie skupiają się na tym na czym powinni.
Muszrom w pełni cie popieram.
Popierasz post Muszroma? WTF? Czytałeś go chociaż? Czy też ci się nie chciało?;)))
To już trzecia strona a zatracony ciągle wymienia, i ciągle to samo;] Napisz raz i wystarczy już wszyscy wiemy że film ci się nie podobał. Chcesz udowodnić że tym którym się podobał są idiotami?
Nigdy nie kłóć się z głupcem - ktoś mógłby nie zauważyć różnicy.
1. Kolego niczego nie wymieniam, tak to już na nowym filmwebie jest, że nawet na 20-tej stronie zobaczysz na górze pierwszy post założyciela tematu. Tyle na temat.
2. Nie. Chcę udowodnić, że film jest jedną wielką fabularną wydmuszką.
I nie zniżając się do twojego poziomu, pominę milczeniem inwektywy i nie będę się z tobą kłócić.
@ patryk91222
Mój post powyżej to po prostu zwrócenie koledze fehrin2, że użył dziwnych argumentów które nijak mają się do rzeczywistości. Tzn imo każdy ma prawo ocenić każdy film wedle swojego gustu, byleby kulturalnie Hasła typu "to po co oglądałeś" są bez sensowne, a już tym bardziej "sam najpierw zrób takie coś, a potem krytykuj" ;)
Co do tego filmu, to gdzieś tam wcześniej napisałem, ze też uważam go za niedopracowany pod względem tych szczegółów. Oglądając go dość często miałem wrażenie, że ktoś tu czegoś nie przemyślał, a zdaje się że film miał sprawiać wrażenie realnego. To nie jest kino akcji pokroju The Losers czy Drużyny A, gdzie należy przymknąć oko na różne kwestie, bo to kino proste i przyjemne. Wizualnie Book of Eli jest ok, ale fabularnie, w szczegółach jak dla mnie dość mocno się rozjechał.
ja nie czepiam się szczegółów, cała idea filmu jest dla mnie bezsensowna i całkowicie sprzeczna z przesłaniem biblii którą główny bohater można znał na pamięć ale raczej nie pojmował- dopiero na końcu pojawia się szczypta refleksji w umyśle Eli nad jego postępowaniem, co wcale nie przeszkadza autorowi filmu w tym aby trup ścielił się gęsto do końca fabuły.
ponadto film ma gigantyczny i niewykorzystany potencjał- wystarczyło aby autorzy ograniczyli miejsce akcji do "złego miasta" i tak pokierowali fabułą aby Eli i grany przez Goldmana bohaterowie nie walczyli ze sobą o książkę ale i o rząd dusz. Ps dla mnie najlepszą sceną w filmie jest "upadek" cywilizacji w mieście Goldmana (szkoda, że grana przez niego postać nie została w pełni wykorzystana przez fabułę).
no ipod mnie od razu załamał. Broń Gatlinga, zgadzam się. z Jednej strony widzimy tak starą broń, a obok Milę Kunis z MP-7, albo emką z celownikiem kolimatorowym. Film pełen absurdów, ciekawe skąd pobierali enhergię, i jak ci ukrywający się przed słońcem przez rok ludzie się żywili. Łuk, może to dar od boga ^ ^. Paliwo to też ciekawy wątek.poza tym, Księga ocalenia, księga która wybiła prawie całą cyilizacja, a i na koniec nikogo nie ocaliła. Moim zdaniem powinno być zakończenie, bo nie wiem o czym to śiwadczy, o tym że cywilizacja się odrodzi dzięki biblii, czy że Eli był fanatykiem, Carnegie miał zamiar wykorzystać księgę, i w końcu nie wiadomo co było złe. film poniżej oczekiwań.
Odnoszę wrażenie, że tak jak niektórzy NIEUWAŻNIE oglądają filmy, tak też NIEUWAŻNIE czytają cudze wypowiedzi. To jedno, a drugie - to, że film się komuś podoba, nawet tzw. większości (czy inaczej widowni masowej), nie oznacza, że nie mogą w nim wystąpić "idiotyzmy fabularne", jak to autor tematu nazwał. Dobrze, że chciało mu się je odnotować. Dobrze też, że niektórzy go wsparli i znaleźli inne kretynizmy.
Wydaje mi się, że "Księga ocalenia" to jeden z tych filmów, o których za kilka lat niewielu będzie pamiętać. Teraz to nowość, zatem w tzw. "wielbicielach" czy "entuzjastach" duże emocje wzbudza krytyczne doń podejście - nawet tak zasadne, jak w tym przypadku. Ale czas wystawi mu najlepszą notę i najwiarygodniejszy komentarz. By ktoś nie myślał, że za proroka się podaję - tym podobnych "dzieł" powstały już setki i wszystkie spotykał jednakowy los: zapomnienie. A emocje opadną - będą inne bzdury, jak "Istota" itp.
Wszystkim kolegom, którzy uważają, że to tylko film, do tego sci-fi, przypominam o tym, że SCIENCE FICTION to w tłumaczeniu na język polski FANTASTYKA NAUKOWA. Ten epitet zobowiązuje. Nic nie usprawiedliwia "idiotyzmów fabularnych" czy różnych kretynizmów - jak ktoś nie potrafi ich wykryć w podrzędnym filmie, nie dostrzeże ich również w całym otaczającym go świecie, w wypowiedziach polityków, itd.
Niektórzy, z tego co obserwuję, traktują temat zatraconego zbyt ambicjonalnie. Zamiast się zastanowić, na siłę starają się udowodnić, że czarne jest białe, a białe - czarne. Mnie osobiście jest obojętne to, iż film się im podobał. Martwi mnie natomiast, że zatracony uczy logicznego myślenia, a niektórzy z tego nie korzystają. Nie o film tu się rozchodzi - przynajmniej według mnie - a o to, by jak najwięcej widzów potrafiło odróżnić bylejakość od solidnej, wytrwałej, przemyślanej twórczości. Nie miałbym nic przeciwko "Księdze ocalenia", gdyby temat został potraktowany poważnie, jak np. w powieści "Kantyczka dla Leibowitza" (ang. A Canticle for Leibowitz) Waltera M. Millera z roku 1959.
TNX za słowa poparcia:)
P.S.1. Skończyłeś pisać Podziemne podziemie?
P.S. 2. : Fakt. "Kantyczka..." to arcydzieło gatunku. Postapokalipsa okraszona religią.... poezja:)
Tak, "Kantyczka...", ale też wiele dobrych opowiadań SF o świecie postapokaliptycznym. Czyli można przynajmniej uszanować cudzy intelekt. Nie wiem, jak Ty, ale ja wychowałem się bardziej na literackiej niż na filmowej SF. Tak za PRL-u było prościej. Poza tym dla mnie klasyka to "Fantastyka i futurologia" śp. Stanisława Lema - on tam również identyfikuje "idiotyzmy fabularne" w anglosaskiej SF, za co nawet - z zemsty - usunęli go z SFWA, a dokładnie - jego członkostwo honorowe zawieszono. Dlatego tak bardzo podoba mi się Twój temat. Jest niewiele osób, które kontynuują dzieło Mistrza. Twoją wypowiedź odebrałem w takim kontekście.
Poza tym także rozmyślałem o tym, by w niektórych filmach SF wykazywać bzdury, nawet jeżeli uchodzą za "genialne". Nie by kogoś upokorzyć - jak to jeden z Twoich rozmówców odebrał - ale dlatego, że smutny wydaje mi się świat, w którym tak łatwo głupota imponuje. Pytasz o "Equilibrium"... Trochę to jeszcze potrwa, po pierwsze - bo dopiero teraz podłączyłem na stałe (? - żona zdecyduje) internet, po drugie - bo "entuzjaści" roznieśliby mnie, jeżeli się nie postaram (i tak będę miał przechlapane, he, he), a po trzecie wreszcie - przywykłem do obszernych wpisów (może nawet męczących). Podam jeden przykład, tak dla orientacji, co nie znaczy, że koniecznie namawiam do zapoznania się z nim - nie na wszystko mamy czas. W każdym razie oto link: http://www.filmweb.pl/film/Stalker-1979-30808/discussion/STALKER+ARCYDZIE%C5%81O %2C+KT%C3%93RE+JEST+ARCYDZIE%C5%81EM,1254104
Pozdrawiam!
Tak. Moja wrażliwość również ukształtowała się w latach 80-tych na literaturze S-F. Pożerałem książki z częstotliwością minimum jednej/tydzień. I do dzisiaj pamiętam, skąd "wzięło" się we mnie to wyczulenie na absurd. Dziecięciem jeszcze będąc zostałem obdarowany przez Stryja książeczką "Dalekie szlaki" Siergieja Sniegowa - w której Stryj ołówkiem na marginesach wypisywał wszystkie "idiotyzmy fabularne" i komentował je dla swojej własnej satysfakcji (dziś pewnie robiłby to w necie). Uzmysłowił mi wtedy, że czytając/oglądając - jednym słowem chłonąc cokolwiek - czyli świat jako taki - należy to robić ze zrozumieniem. Należy myśleć.
I fakt. Uwziąłem się na ten film. Bo już nie pamiętam sytuacji, w której chciałem wyjść z kina. Sytuacji, w której czuję się intelektualnie opluty, w której ktoś sobie kpi ze mnie jako widza - odbiorcy. Sytuacji, w której czuję się kompletnie zlekceważony.
Mam bowiem dość już kina s-f, które tylko "wygląda". Czekam na kolejnego Blade Runnera albo Obcego. I tracę cierpliwość.
Akurat dziś jestem "pod internetem". Odpiszę od razu, bo potem mnie znów nie będzie...
"Mam bowiem dość już kina s-f, które tylko "wygląda". Czekam na kolejnego Blade Runnera albo Obcego. I tracę cierpliwość."
Ja już po SF niczego nie oczekuję. Nawet nie wierzę w to, iż najnowsze powieści są tak dobre, jak reklamują. I żywię dokładnie identyczne odczucia, jak Ty. Rozczarowanie, zniecierpliwienie, poczucie lekceważenia przez autora/reżysera. I nie chodzi o to, że wydoroślałem, stąd jestem bardziej krytyczny. Po prostu - moje marzenie, by SF podejmowała na wysokim poziomie zagadnienia istotne, nie spełniło się. Lem to przepowiadał, ten upadek SF, która nawet nie posiadała i wciąż nie posiada solidnej krytyki wewnątrzgatunkowej - nie ma kto stawiać "żądania wybitności". Dla kogoś, kto na fantastyce - jakby nie mówić - naukowej się wychował, to niemal trauma.
Ostatnim filmem SF, który mnie usatysfakcjonował pod względem intelektualnym, było "12 MAŁP". Napisałem nawet analizę analizy: http://www.film.org.pl/prace/12_malp_polemika.html
W ogóle zamierzam przenieść się z ambitniejszymi tekstami do KMF. Tam najpewniej będziesz mógł przeczytać mój tekst o "Equilibrium".
Niedawno obejrzałem "PANDORUM", bo wszędzie można dostać. I znowu to, co było oczywiste - rozgoryczenie i przekonanie, że jak zwykle nie wykorzystano szansy, motywu arki, przynajmniej na poziomie "Non stop" Aldissa. Ale wydaje mi się, że będzie jeszcze gorzej - twórcy doskonale orientują się, iż dzisiejszemu masowemu widzowi wystarczają widowiska, które jedynie "wyglądają". To po prostu ma związek z ogólnym stanem kultury. Ludzie nawet nie wiedzą, co to logika, filozofia, teologia, literaturoznawstwo, antropologia, a "wiedzę" (bo inaczej tego zapisać nie można) z zakresu nauk ścisłych i przyrodniczych rokrocznie diagnozują egzaminy. Dla kogo zatem ma powstawać to ambitne kino, jeżeli przeważa widz masowy, który o filmach na miarę "Stalkera" zazwyczaj stwierdza: "Nudne, zatem głupie". A nie przyjmuje do wiadomości, że GŁUPIE, ZATEM NUDNE, jak w przypadku większości współczesnych widowisk SF.
Wszystkie te absurdy zniosłem bez większego żalu. Osobiście nawet bym ich nie wymienił. Moją uwagę przykuł inny szczegół. Podczas strzelaniny w domu na pustkowiu, Eli traci swoje zdolności snajperskie jakimi wykazywał się w miasteczku, trafiając bodajże tylko 2 przeciwników, to raz. Dwa, nie rozumiem dlaczego nie zastrzelił ludzi obsługujących CKM zanim zaczęli strzelać?
Prosta odpowiedż: stracił je i nie zdjął obsługi Gatlinga, bo wtedy nie można byłoby pokazać 10-minutowej rozwałki, skierowanej do masowego widza - oglądającego ją z zapartym tchem i rozdziawioną gębą pełną popcornu, z wypiekami na twarzy i wytrzeszczem w oczach .
Mnie zastanawia, po co tym dziwnym ludziom z Alcatraz jest potrzebna Biblia? Skoro wszystko u nich działa bez tej książki, to chyba tylko po to, żeby dokonać ekspansji na kontynent i przejąć władzę nad niedobitkami ludności. Dysponując wiedzą i technologią, pewnie im by się udało opanowanie terenów w głębi lądu i bez pomocy Biblii, ale widocznie potrzebowali ogłupiacza dla mas. Bo gdyby chcieli pomóc innym bezinteresownie, nie czekali by na Elego tylko sami zakładali szkoły, warsztaty itd. W czym więc byli lepsi od Carnegiego?
To właśnie takie dziwne wybory moralne, oprócz idiotycznych potknięć w realizacji wymienionych wcześniej, odrzuciły mnie od tego filmu
Te wszystkie idiotyzmy fabularne choć widoczne, nie popsuły mi w żaden sposób seansu. Pośród wszelkiej maści papki serwowanej nam przez współczesne kino SF ("Avatar", "Terminator: ocalenie", "Dzień w którym zatrzymała się Ziemia", "Transformers" itp. itd.), "Księga..." jest całkiem dobrą odskocznią. Nie umywa się co prawda do takich arcydzieł jak np. "Blade Runner" albo "Alien" lecz mimo wszystko jest obrazem ciekawym i niezwykle klimatycznym.
Film był dla mnie miłym zaskoczeniem tak jak niegdyś "Sunshine" czy też ostatnio może nie tak dobre ale przyzwoite "Pandorum".
Nie obraź się, ale niestety to, co piszesz, świadczy o tym, że tandeta wygrywa. Scenariusz może roić się od w/w idiotyzmów, a Tobie to nie popsuło seansu. Ważniejsze są "plenery" i "napier.......". Smutne to.
A propos papki. Papka również musi być logiczna i dobrze napisana. I w tym kontekście (ale nie tylko w tym) Avatar wygrywa. Chyba, że wymienisz więcej nielogicznych wpadek w tym filmie.
A co do jakości kina w ogóle.... przeraża mnie twoja ocena.... 8/10. Masz do niej oczywiście prawo, ale to (i znowu się nie obraź) dzięki takim widzom kino s-f upada. Skoro byle co można nakręcić sprzedać i zarobić, to na cholerę kręcić dobre, niszowe, mądre kino s-f?
Na szczęście zdarzają sie jeszcze tacy jak Duncan Jones i "Moon" . Nie dziwi mnie jednak, że nawet do kin studyjnych nie trafił (tak jak i "Droga" Hillcoat`a) i można go było obejrzeć tylko na WFF. Przecież to, jak pisał marscorpio wyżej: " kino NUDNE, a więc GŁUPIE". I niestety, polski dystrybutor go nie kupił, bo ekonomicznie byłoby to bezzasadne. Dzięki widzom, którzy tandecie dają 8/10.
Pozdrawiam.
Skąd wiesz co dla mnie jest ważne w kinie?
"Avatar" jak i pozostałe wymienione przeze mnie filmy przegrywają jednym elementem, który nazwę "zacięciem artystycznym". Są kompletnie bezpłciowe, pozbawione w większości jakiegokolwiek artyzmu. Zwykłe, bezduszne pokazy obrazków. Te wymienione przez Ciebie "plenery" i "napier..." właśnie pasują do tych produkcji.
"Moon" oraz "Drogę" bardzo chciałem zobaczyć w kinie, lecz nikt mi tego nie umożliwił. Hmmm... a jeśli będę już miał okazję obejrzeć oba filmy i o dziwo nie spodobają mi się to co? Zrobisz ze mnie papkożercę? Skąd wiesz co mi się w nich nie spodoba?
Co do idiotyzmów, to pamiętasz taki film jak "Autostopowicz" z Rutgerem Hauerem? W tym filmie jest ich cała masa a jednak obraz przetrwał do dziś i uchodzi za kultowy.
Kino to sztuka i nikt nigdy nie rozkazał, że ma być logiczna.
Pozdrawiam!
Przyglądam się Waszej dyskusji i postanowiłem zareagować.
Nie wiem, Elof, co dla Ciebie jest "ważne w kinie". I nie zamierzam z Ciebie robić "papkożercy" (myślę, że nie taka też była intencja zatraconego, ale niech on sam się wypowie). Nie wiem też, co Ci się podoba. Tak na marginesie - nie we wszystkim zgadzam się z zatraconym. Dla przykładu, bardzo cenię "Ghost in the shell" (tak film, jak i pierwszy sezon serialu), a on był wobec niego dość krytyczny. Jednak w jednym BEZWZGLĘDNIE zgadzam się z nim: science fiction to zarówno w literaturze, jak i w filmie powinno być coś, co szanuje naukę w szerokim tego słowa znaczeniu (a zatem nauki humanistyczne, społeczne, ale i ścisłe, przyrodnicze, techniczne, itp.).
Piszesz: "Kino to sztuka i nikt nigdy nie rozkazał, że ma być logiczna". Nie znam takiego kina, które zasługiwałoby na miano sztuki i jednocześnie było nielogiczne. No, poza dziełami surrealistycznymi, ale i one posiadają jakąś logikę, przewrotną wprawdzie, niemniej jednak. Żaden z najbardziej cenionych przeze mnie reżyserów nie tworzył filmów nielogicznych. Majstersztykiem i arcydziełem wszechczasów jest "Obywatel Kane" Orsona Wellesa - bez umiejętności logicznego myślenia nawet nie warto się za ten film zabierać. Logiczne, i to w stopniu najwyższym, są dzieła Felliniego, Bergmana, Bunuela, Kurosawy, Chaplina, Antonioniego, Eisensteina, Tarkowskiego, Viscontiego, Langa, Herzoga, Bressona, Godarda, Paradżanowa, Ozu, Weira, Jancso, Mizoguchiego, Olmiego, Kobayashiego, Tornatore, Wajdy i wielu innych. Co do Wajdy - polecam "Panny z Wilka". Przejrzałem wszystkie tematy, jakie są o tym filmie tu, na FW. Nikt - po prostu NIKT z użytkowników - nie potrafił odczytać zakończenia, zrozumieć jego wielowymiarowości. A przecież to dość proste, jeżeli wykształcenie posiadamy. Tak jak posiada je Wajda. Cóż, odbiorca staje się coraz bardziej bezradny wobec dzieł wybitnych, ale i też jest tak, że przystaje na byle co.
Powiedz mi, dlaczego arcydzieła ww. twórców są logiczne, a filmy SF miałyby logiczne nie być? Czy to nie jest jakieś lekceważenie wobec gatunku i to wobec gatunku, który w nazewnictwie posiada określenie: 'naukowa', 'naukowy'? A potem dziwić się, że poważni ludzie uważają, iż SF to wyłącznie głupoty. Bo niestety, nie reagujemy na to zbyt często. Nie stawiamy żądań. Wystarczy nam rozrywka. Większość dzieł SF nie posiada tego, co Ty, Elof, nazywasz "zacięciem artystycznym". Wskazujesz - i słusznie - jako wartościowe "Blade Runnera" i "Aliena". To może dlatego bardziej szukałbym w Tobie sojusznika niż przeciwnika. I może dlatego też zatracony zwrócił Ci "uwagę", o ile można to tak nazwać. Bo ja również tak myślę, że w tym przypadku - w przypadku "Księgi ocalenia" - nie ma czego bronić. Idiotyzmy fabularne, wymienione tak dokładnie przez założyciela tematu i innych - po prostu istnieją. Nie można zamknąć oczu. Mnie w "Equilibrium" wystarcza scena podmiany broni, by wiedzieć, że mamy do czynienia z filmem, którego odbiorca nie jest szanowany. Dlaczego? Nie napiszę tego tu i teraz, bo nie chcę zdradzać swoich przemyśleń. Bo widzisz - i znów sytuacja się powtarza - nikt, dokładnie NIKT dotąd nie pojął, że mamy do czynienia z kompletną bzdurą. Owszem, wielu wskazywało na tę niedorzeczność, ale tak naprawdę nie zgłębili problemu. To niedorzeczność, która nie dość objawia swoją niedorzeczność. Czyżbyśmy żyli w świecie, w którym coraz trudniej o logiczne myślenie?
"Autostopowicz" uchodzi za film kultowy, masz rację. Ale to nie jest dzieło, w którym wypominałbym "idiotyzmy". To nie science fiction. I zatracony podawał liczne przykłady tego, co można by zrobić. Ja też, niezależnie od niego, na ten sam pomysł wpadłem. Otóż istnieje powieść "Kantyczka dla Leibowitza" Waltera M. Millera. Dlaczego zamiast niej - szanowanej zarówno w świecie, jak i w USA - nakręcono coś tak debilnego, jak "Księga ocalenia"? I dlaczego, zamiast upominać się o ambitne kino SF, przystajemy na byle co?
O to ja także mam zastrzeżenia do Ciebie, Elof. Bo wyrzekanie się logiki w kinie to już chyba kres tej równi pochyłej, na której znajduje się ta sztuka w ostatnich dekadach. Nie powinna służyć wyłącznie rozrywce, ale coraz bardziej ten tylko aspekt dominuje. To dlatego reaguję - prosiłbym Cię, o ile mogę, abyś jednak doceniał aspekt logiczny, zwłaszcza w SF. Zapewno to czynisz, niemniej jednak ta Twoja ostatnia wypowiedz cokolwiek mnie zaniepokoiła. Domagajmy się od twórców SF poszanowania dla nas i naszych intelektów.
Pozdrawiam.
Nie wyrzekam się logiki i oczywiście, że muszą być jakieś granice. Moim zdaniem w "Księdze..." nie zostały one przekroczone. To, że przymykam oko na nielogiczności nie oznacza, że akceptuję tendencję współczesnego kina. W moim odczuciu obraz braci Hughes się w nią nie wpisuje.
"Autostopowicz" jest dobrym przykładem. Spotkałem się z głosami osób na tym portalu, że film tak naprawdę słaby bo nielogiczny. I co im powiesz? Logiki należy wymagać tylko od kina SF a nie thrillera sensacyjnego? Oni mają dokładnie takie podejście jak twoje.
Ja również szukałbym w Tobie i zatraconym sojusznika. Nie akceptujemy tego całego "chłamu" jaki serwuje nam kino ostatnich lat jednak mamy odrobinę inne podejście do filmu.
"Księga ocalenia" jest moim zdaniem bliższa "staremu" kinu i stąd też moje pozytywne zaskoczenie. Nie jest to absolutnie żaden majstersztyk ale dobry, solidny kawałek sztuki filmowej.
Sztuka jest czymś takim, co każdy odbiera na swój własny bardzo osobisty sposób. Nie umiem dokładnie wyjaśnić jak odbieram zarówno omawiany film jak szereg innych. To jest tak jak z rysunkiem i malarstwem, które są czymś co bardzo sobie cenię(szczególnie to pierwsze). Nie szukam w nich jednak realizmu, logiki i tym podobnych rzeczy. Dla mnie liczy się nastrój, podejście do tematu, coś co zatrzyma mnie w nim na dłużej. Podobnie jest z filmem.
"Księdze ocalenia" to się udało. Czysty przykład zabawy w kino!
Pozdrawiam!
Widzę, że ta dyskusja do niczego chyba nie prowadzi, bowiem tak mocno bronisz swojej tezy, że przeczysz sam sobie, jak również logice. Piszesz bowiem: "nie wyrzekam się logiki oczywiście...." a akapit dalej piszesz: " nie szukam w nich jednak realizmu, logiki i tym podobnych rzeczy" - stwierzdzenia te są sprzeczne, tak więc - nielogiczne.
Nie nazywam cię papkożercą i nie chodzi mi o to, aby cię obrazić. Zresztą nie o gust jako taki mi chodzi. Jednemu podoba się Avatar i Gwiezdne Wojny, innemu Blade Runner. Chodzi mi o coś kompletnie innego. W Księdze jest tak dużo absurdów wielkich i małych, że już samo to dyskredytuje ten obraz w moich oczach. I nie ratują go ani zdjęcia, ani klimat, bo to są właśnie, jak pisałeś wyżej, "bezduszne pokazy obrazków". Dla mnie Księgę można porównać do 2012 - w tym filmie też roi się od idiotyzmów fabularnych.
Największy zarzut, jaki ci postawiłem, to taki, że zaniżasz poprzeczkę. Że takiej fabularnej, absurdalnej wydmuszce stawiasz tak wysoką ocenę, że wystarcza ci sam obraz i być może klimat (którego ja w tym filmie osobiście nie czuję), a na absurdy zamykasz oczy i "nie psują ci one seansu". Bo ciekaw jestem, jaką ocenę w takim razie wystawisz kolejnemu Blade Runnerowi albo Alienowi, jeżeli, tak jak ja, już się na niego doczekasz? 15? 20? Zabraknie skali na filwebie:)
P.S. Drogę już można kupić - na razie tylko w Empik-u. A Moon? No coż..... niczego nie sugeruję, ale można sobie ten film ściągnąć";)............................................ np. zza granicy przez Amazon albo ebay;))
http://www.amazon.de/s/ref=nb_sb_noss?__mk_de_DE=%C5M%C5Z%D5%D1&url=search-alias %3Ddvd&field-keywords=moon&x=7&y=18
Z tą logiką to może trochę niefortunnie się wyraziłem. Chodziło mi o to, że w pewnych przypadkach pewien brak logiki absolutnie mi nie przeszkadza. Tak jak już wcześniej pisałem, moim zdaniem "Księga..." nie przekracza jakiejś granicy. Zresztą dopiero tutaj na tym forum spotkałem się z tak ostrą reakcją odnośnie tego elementu (głównie z Waszej strony). Znam parę osób, często dużo krytyczniej podchodzących do kina niż ja, którym ów brak logiki nie przeszkadzał. To co piszecie nie jest wcale takie oczywiste. Czy zatem zaniżam poprzeczkę? Nie wydaje mi się. To tylko Wasze zdanie a nikt tak naprawdę nie ma monopolu na rację.
Kino od zawsze było bardziej lub mniej logiczne. Szeroko pojęta Fantastyka jest moim ulubionym gatunkiem filmowym. Nigdy nie wymagałem od niej przesadnej logiki często przymykając oko na wiele niedociągnięć.
Co do "bezdusznego pokazu obrazków", film może być w 100% logiczny, mieć fabułę dopracowaną tak, że choćby nie wiem co, nie można było się do niczego doczepić, lecz jednocześnie może być kompletnie bezduszny. Logika niema tutaj nic do rzeczy. W zasadzie nasz spór opiera się tylko na tym, jak bardzo film może być nielogiczny. W tej kwestii raczej nie dojdziemy do porozumienia. Według Was "Księga..." ma za dużo absurdów, według mnie nie. Według Was zaniżam poprzeczkę, według mnie nie. Zapewne według Was jestem uparty i mam dziwne podejście do filmu i być może macie rację. Macie? ;)
Dla mnie kino to sztuka gdzie liczy się umiejętność zabawy daną koncepcją. Od wyobraźni twórców zależy czy uda im się wzbudzić we mnie jakieś emocje czy też nie. Jeśli dany film nie wzbudzi we mnie absolutnie nic, to jest dziełem niewiele albo też nic nie wartym. "Księdze Ocalenia" sztuka wzbudzenia we mnie emocji udała się. I nie chodzi tutaj o emocje związane z wielki łomotem na ekranie(orgia efektów, akcji itp. zieeeeew....).
Treść podlana mistycznym sosem i klimat. To właśnie zdecydowało o takiej ocenie a nie innej.
"Drogę" z pewnością kiedyś dołączę do swojej kolekcji. Filmu "Moon" nie ściągnę z internetu. Myślę, że w końcu ukaże się na DVD. Tylko potrzeba trochę więcej cierpliwości. :)
Co do zaniżania poprzeczki jako takiej:
"Na żadne tzw. "wyższe" zainteresowania nie ma się już czasu: grozi zupełne zbydlęcenie i ogłupienie. Ciągłe obniżanie poziomu artykułów, książek i teatru do gustu danego przekroju społecznego doprowadza do tego, że wychowuje się coraz niższej wartości pokolenia, do których poziomu znowu trzeba się obniżać i w ten sposób dojdzie się wreszcie do społeczeństwa kretynów, dla których naprawdę sztuki Kiedrzyńskiego będą 'niezrozumialstwem" w teatrze z powodu ich zbytecznej filozoficznej głębi, dla których muzyka kabaretowa nawet stanie się poważna, a wagonowa literatura dzisiejsza będzie tak trudna, jak dziś jest dla nich teoria Ensteina. Zanika na wszystkich punktach ambicja stworzenia czegoś doskonałego samego w sobie, chęć prawdziwego wysiłku i szczerości i dążenia do prawdy - chodzi tylko o zdobycie pieniędzy za wszelką cenę."
Zgadnijcie kiedy to zostało napisane?
Rok? 5 lat temu?
Otóż nie. Witkacy napisał to w 1932 roku - jest to cytat z jego "Narkotyków"
Dlatego wzbiera we mnie wściekłość, że to, o czym pisał prawie wiek temu dokonuje się na moich oczach właściwie w każdej artystycznej dziedzinie. Zamiast prasy mamy "Super Expres". Zamiast muzyki - Mandarynę. Zamiast kina mamy 2012. Zamiast seriali mamy M jak Miłość. Zamiast aktorów mamy Mroczków. Zamiast literatury - komiksy. Zamiast logiki - Księgę Zapomnienia. I to nie jest pomyłka.
W jednym, zatracony, pomyliłeś się całkowicie. Przeczytaj uważnie, co napisał Elof: "Treść podlana mistycznym sosem i klimat. To właśnie zdecydowało o takiej ocenie a nie innej".
Ty natomiast piszesz, że mamy dziś "zamiast logiki - Księgę Zapomnienia". Niestety, nie. Tak jak pisałem, pomyliłeś się.
ZAMIAST MISTYKI MAMY DZIŚ "KSIĘGĘ OCALENIA". Zamiast mistyki, a nie - zamiast logiki. To jest jeden z współczesnych dramatów - obcujemy z jakimś quasi-religijnym gównem, ale ponieważ pozostała nam wyłącznie "duchowość", zatem argumentacja jest często taka, jak u Elofa: to film klimatyczny, uduchowiony, mistyczny. Dla kogoś takiego jak ja, kto pasjonuje się wszystkim, co ma związek z religią (filozofia i socjologia religii, teologia, antropologia itd.), to jest niepojęte wręcz - bo tam nie ma nic mistycznego. Nawet to słowo przestało cokolwiek znaczyć.
A z tym Witkacym to uważaj - pamiętasz, jak skończył, przekonany, iż już wszystko stracone?
Nie mam czasu na więcej. Obiecałem sobie, że jak znajdę, odpiszę solidniej. To wszystko na razie.
W sumie, może i rajt. Faktycznie, ludzie są zauroczeni w tym filmie klimatem, quasi-mistyką.... co do podlewania treści mistycznym sosem - założyłem tutaj żartobliwy temat pt. Inna imterpretacja.... bowiem z mistycyzmem w treści trza się mieć na baczności...
I powtarzam: założyłem ten temat dla żartu, aby uzmysłowić, że religijnych/mistycznych interpretacji może być mnóstwo.
Ale nie TO zarzucam temu filmowi. Zarzucam mu absurdalność fabuły, dlatego piszę: "zamiast LOGIKI - księga".
Coś tam już o Tobie wiem, więc nie wciągaj mnie w teologiczne dysputy.....;)
Ja piszę o absurdzie i braku logiki, nie o mistycyzmie.
A z Witakcym uważam. Bo ja nie jestem Beksińskim. Ja się nie poddaję. Pomimo degrengolady współczesnej kultury zauważam perełki takie jak The Road Hillcoat`a. I nie napiszę w ostatnim słowie: "Wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu. Pora umierać."
Tylko że jeżeli jest faktem, iż film odbierany jest na poziomie „mistycznym” czy quasi-religijnym, to w takim wypadku Twoje zarzuty dotyczące absurdu i braku logiki niestety, ale nie wzruszą zbytnio większości widzów, którzy odbierają go na ww. poziomie.
I wówczas, jak wcześniej napisałeś: „dyskusja do niczego chyba nie prowadzi”.
Ja myślę, iż należałoby ustalić w pierwszej kolejności, w jakich rejestrach film oddziałuje na widza. Tak jak jest tzw. czytelnik modelowy (pojęcie spopularyzowane przez Umberto Eco), tak można by pokusić się (dobre słowo, he, he) w tym przypadku o odwzorowanie modelowego odbiorcy.
Bo najwyraźniej film odbierany jest w takich kategoriach: przekazu quasi-religijnego. Widzisz, „Gazeta Wyborcza” dała 1/6 w dodatku „Co jest grane?” sprzed bodaj roku. Ale teraz proponuję zajrzeć do najnowszego dodatku, tym razem „Gazety Telewizyjnej” z dn. 24.09.2010. Zob. strona 11, zapowiedź filmu na Cyfrowym Polsacie. I ocena: 4/5. Nie muszę chyba tłumaczyć, że znaczy to – według ich skali – bardzo dobry. I nie muszę chyba dodawać, iż noty są dość wiarygodne, wystarczy orientacja, jak dotąd oceniali tytuły, a to w zasadzie dla nas obu powinno mieć znaczenie. Czy nie zastanawia Cię, skąd taka zmiana: z 1/6 do 4/5? Bo mnie tak. Najwyraźniej film pt. „Księga ocalenia” jest postrzegany bardziej w kategoriach emocjonalnych niż racjonalnych, z uwzględnieniem „klimatu, uduchowienia, mistycyzmu”. Z mojej perspektywy to dopiero jest żałosne w takich widowiskach, przy czym wciąż kibicuję Twojej rozprawie z tymiż.
***
Tak, znam Twój temat o tej „innej interpretacji”.
„nie wciągaj mnie w teologiczne dysputy” – nie zamierzałem, serio, nawet przez moment; ja już stronię od wszelkich dyskusji, które wymagałby odpowiedzi zajmujących więcej niż 5 minut.
„Coś tam już o Tobie wiem” – zaintrygowałeś mnie; a co wiesz? Zastanawia mnie, który z moich tematów masz na myśli? Ale to tylko ciekawość, nic więcej.
Czytałem twoje potsy nt Pasji. I z obydwu wnioskuję, żeś religijny człek, co na religioznawstwie zęby zjadł. Ja nie.
Pozwolę sobie odpowiedzieć obszerniej, bo od dłuższego czasu nie prowadzę już żadnych dyskusji na FW.
1. „Czytałem twoje [oba] potsy nt Pasji”.
Powstały w okresie urlopowego znudzenia i były spontaniczne. Nie przywiązuję do nich większej wagi, chociaż podsumowanie wykonałem solidnie.
2. „wnioskuję, żeś religijny człek”
Zależy, jak to rozumieć. Wszystko niemal zależy od tego, jak coś rozumiemy – i czy w ogóle rozumiemy. Z kościoła uciekłem w wieku 16 lat. Dotąd tam nie wróciłem. Wydaje mi się, acz mogę być w błędzie, że jestem od Ciebie jednak trochę starszy (Twój wiek oceniam na około 35 lat). Zatem jak policzysz, co nietrudne, okaże się, że ta moja „religijność” jest wyjątkowo pozakościelna. Ale to nic nadzwyczajnego – jeżeli znasz pisma Leszka Kołakowskiego (a nawet nie dopuszczam myśli, że nie znasz, przynajmniej ze słyszenia), to cóż, opisał zjawisko „chrześcijaństwa bezwyznaniowego” w książce pt. „Świadomość religijna i więź kościelna” (1965). Zatem można mnie w pewnym sensie nazwać bezwyznaniowym człowiekiem religijnym. A jeżeli znasz koncepcję homo religiosus, to wiesz, że to nic nadzwyczajnego – podobno każdy człowiek jest istotą religijną. I można się tak bawić. Gdyby mnie ktoś zapytał, czy jestem religijny, najpewniej nie potrafiłbym odpowiedzieć wprost. Zbyt wiele niuansów, zastrzeżeń. Życie. Człowiek. Nie jesteśmy cebulami.
3. „człek, co na religioznawstwie zęby zjadł”
Nie przesadzajmy. To jedynie wyższe wykształcenie i oczytanie. A że w dziedzinie humanistyki, zatem oprócz literaturoznawstwa, filozofii, socjologii, antropologii i tym podobnych dziedzin powinno być także religioznawstwo. Jak bez tego interpretować teksty kultury? Bo widzisz, dla mnie stwierdzenie, iż każdy można interpretować dowolnie, to kosmiczna bzdura. Tak może powiedzieć tylko ten, co ledwo maturę z języka polskiego zdał. Nie ma żadnej samowoli w dziedzinie objaśniania znaczeń. Tylko niektóre interpretacje są prawidłowe i zasadne, inne to brednie. Aby jedne od drugich odróżnić, potrzeba wiedzy. Stąd moja rozległość zainteresowań, przy czym wiele jeszcze nauki przede mną. Być może będzie trwać do końca życia. Dla wielu to niezrozumiałe.
4. „Ja nie”.
Bardzo szanuję Twoją działalność w zakresie wykrywania – jak to nazwałeś – „idiotyzmów fabularnych”. Tak jak pisałem – niegdyś czynił to śp. Stanisław Lem.
Mnie wszakże pasjonuje coś innego: objaśnianie.
Podam przykład filmowy. „Stalker” Andrieja Tarkowskiego. Być może widziałeś, być może nie (cóż, to nie „Avatar”). Jest tam scena, w której bohaterowie przedostają się do ZONY. Przejeżdżają samochodem przez strażnicę, czyli w miejscu najbardziej strzeżonym. To wręcz samobójstwo. Ty nazwałbyś to „idiotyzmem fabularnym”. A ja – ja potrafię wytłumaczyć, dlaczego w tym właśnie miejscu przewodnik przeprowadza towarzyszy na terytorium Strefy. Najpewniej jestem jedną z niewielu osób na FW, które potrafią to uczynić, o ile nie jedyną. Jak dotąd bowiem w żadnym z ponad dwustu tematów nie znalazłem tego objaśnienia. Widzisz, tak to jest – a przecież wystarczy oczytanie i znajomość podstawowych zagadnień, które inspirowały kulturę europejską. Bo istnieje tylko i wyłącznie jedno wyjaśnienie, a Tarkowski, który wykorzystał ten motyw, dobrze o tym wiedział. Każde inne jest błędne. I niestety, nie ma kto go podać. To doskonale obrazuje, w jakim stanie znalazła się obecnie kultura. Nawet osoby inteligentne nie radzą sobie z komunikatem artysty, bo brakuje wiedzy, wrażliwości, przenikliwości, umiejętności kojarzenia itd.
Taką bezradność często tu obserwuję. Inny przykład? Proszę – „Harmonie Werckmeistera” Béla Tarra. Użytkownik pyta: „Co oznaczają poszczególne sceny i postacie? Czym jest wieloryb, dlaczego ludzie przestają demolować kiedy widzą gołego dziadka w kiblu […]!”. Przecież to podstawowe komponenty kultury europejskiej, a jednak zapoznane.
Moja rola zatem polega na objaśnianiu znaków. Niedługo zapewne przedłożę interpretację tego filmu, bo tylko takie – wysokoartystyczne – dzieła mnie tak naprawdę interesują. Bo niestety, ale ludzie samodzielnie często nie potrafią zrozumieć, skąd to czy tamto, i co to czy tamto znaczy.
Tak samo było z całym tym tematem dotyczącym „Pasji”. Wytłumaczenie motywu kruka i jego funkcji. Co w tym „religijnego”? Mnie bardziej wydaje się to zdroworozsądkowe – potrzeba nakreślenia kontekstu i wytłumaczenia, jak odczytywać znak, którym posłużył się twórca (pisarz, reżyser, malarz, itp.). W tym konkretnie przypadku ten element jest bardzo złowrogi. Mnie przy pierwszym seansie zaszokował, bo natychmiast rozpoznałem stojący za tym przekaz. Co bardziej inteligentni księża też się temu sprzeciwiali – na łamach „Znaku”, „Więzi” czy „Tygodnika Powszechnego”. To był zwyczajny protest przeciwko wynaturzaniu przekazu chrześcijańskiego i samowoli wyznawcy w kwestii modyfikowania znaczeń ewangelicznych. Tyle.
Natomiast co do przebiegu dyskusji, to tak, reagowałem dość impulsywnie i temperamentnie, może nawet w sposób „nawiedzony”, he, he. Tak jak wspominałem, by zabić wakacyjną nudę. Na co dzień raczej tak się nie zachowuję. Z drugiej strony, to taki właśnie sposób argumentowania „ożywia” dyskusję. Od czasu do czasu wypada wziąć się za „łby”. Dla rozrywki.
Pozdrawiam.